Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna o przestępcach w policyjnych mundurach
Policyjny Serwis Informacyjny
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

13 posterunek Kraków Siemiradzkiego 24

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Policja V RP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 1:55, 05 Lip 2007    Temat postu: 13 posterunek Kraków Siemiradzkiego 24



Wadim Dyba - kierownik 13 posterunku

Kraków Siemiradzkiego 24


<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>

09.04.2013

13 posterunek Kraków

Dwaj policjanci podejrzani

o współpracę z agencją towarzyską



Dwaj krakowscy policjanci są podejrzanymi w śledztwie dotyczącym agencji towarzyskiej, z którą mieli współpracować - poinformowała we wtorek PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska.

Funkcjonariusze zostali zatrzymani w poniedziałek i usłyszeli zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych i przekroczenia uprawnień oraz udzielania pomocy do czerpania korzyści majątkowych z prostytucji.

Zdaniem prokuratury, policjanci Sławomir P. oraz Grzegorz K. wiedzieli o istnieniu mieszkaniowej agencji towarzyskiej, prowadzonej przez podejrzaną Monikę P., ale informacjom tym nie nadali służbowego biegu w celu wykrycia przestępstwa ułatwiania prostytucji z chęci zysku.

Ponadto - według prokuratury - na prośbę innych podejrzanych sprawdzali w dostępnych sobie informatycznych bazach danych informacje o wskazanych osobach, co było sprzeczne z obowiązującymi przepisami.

Razem z nimi zatrzymane zostały dwie inne osoby, w tym Monika P.

"Z uwagi na dobro śledztwa prokuratura nie przedstawia żadnych informacji związanych z przesłuchaniem podejrzanych" - powiedziała prok. Marcinkowska.

Wobec trójki podejrzanych, tj. obu policjantów i Moniki P. prokuratura wystąpiła do sądu z wnioskiem o zastosowanie tymczasowego aresztowania na okres trzech miesięcy.

Wobec mężczyzny podejrzanego o zlecanie sprawdzeń w bazach danych zastosowała wolnościowe środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji, zakazu opuszczania kraju połączonego z zatrzymaniem paszportu i poręczenia majątkowego w kwocie 10 tys. zł.

Podejrzanym policjantom grożą kary pozbawienia wolności do lat 10. (PAP)

<><><><><><><><><><>

<><><><><><><><><><>

Boa dusiciel z Siemiradzkiego 24 skazany


Trzy lata zakazu pracy w policji za bezzasadne użycie siły

...

Jarosław Sidorowicz 2012-10-13, ostatnia aktualizacja 2012-10-12 19:21:56.0

Od tyłu znienacka założył mu dźwignię i przydusił tak, że 17-letni chłopak stracił na kilka sekund przytomność. Kto? Policjant z krakowskiej komendy za rzekome dotknięcie munduru. Krakowski sąd zakazał mu wczoraj na trzy lata pracy w policji
To było bezzasadne użycie siły - orzekli wczoraj sędziowie. Przez rok badali dowody, analizowali zeznania poszkodowanego chłopca, świadków, ale też oskarżonego policjanta. Nie mieli wątpliwości, że doszło do przekroczenia uprawnień przez mundurowego. - To wyjątkowy wyrok, bo niezwykle rzadko udaje się udowodnić policjantom, że w trakcie interwencji nadużywają środków przymusu. A niestety takie sytuacje nie należą do rzadkości - mówi krakowski adwokat, mecenas Krzysztof Bachmiński.

Świętował urodziny

Jest początek grudnia 2010 roku. W mieszkaniu jednej z krakowskich kamienic 17-letni chłopak urządza swoje urodziny. Są koledzy, kilka koleżanek. Kilkanaście minut po godz. 22 któryś z sąsiadów dzwoni na policję, że uczestnicy urodzin zakłócają ciszę nocną. Na miejsce przyjeżdża patrol. Jednym z funkcjonariuszy jest Dawid F. Drzwi otwiera 17-letni syn właścicieli. Nie zdejmuje jednak łańcuszka, który blokuje wejście. Policjanci chcą się dostać do środka, zamierzają sprawdzić, co się dzieje w mieszkaniu. Chłopak nie wpuszcza ich jednak. - Nie ma rodziców, nie otworzę, zanim nie przyjadą - mówi policjantom. Funkcjonariusze zaczynają napierać, próbują dostać się do mieszkania, ale chłopakowi udaje się domknąć drzwi. Potem bierze telefon i dzwoni do matki. Relacjonuje, co się dzieje, pyta, co ma robić. - Wyjdź do nich, przeproś za to, co się stało - pouczyła go mama.

17-latek, nie rozłączając się, schodzi z telefonem do policjantów, tłumaczy się i mówi do Dawida F.: - Mama chciała z panem rozmawiać. Według ustaleń prokuratury policjant bierze telefon, ale niemal natychmiast przerywa połączenie. Potem wydarzenia toczą się już lawinowo. Chłopak próbuje wrócić do domu, jest w samej koszulce.

- Z naszych ustaleń wynika, że policjant próbował zajść mu drogę, wciągnął go do bramy - zaznacza prokurator Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka krakowskiej prokuratury okręgowej. - Gdy 17-latek był do niego odwrócony plecami, złapał go za szyję, stosując chwyt obezwładniający, i podniósł do góry, wskutek czego chłopak na kilka sekund stracił przytomność - dodaje. Potem 17-latek zostaje skuty, policjant zaprowadza go do mieszkania, na miejsce wezwane są posiłki. Widząc, co się dzieje, jedna z koleżanek chłopca dzwoni do jego matki. - Niech nas pani ratuje - prosi przez telefon. Chłopak do przyjazdu rodziców siedzi w kuchni w kajdankach. Gdy jego ojciec widzi skutego syna, słyszy od policjantów: - Znieważył mundur.

Zawieszony na trzy miesiące

Po całym incydencie chłopiec skarży się na bóle i dolegliwości. Rodzice sprawę interwencji wobec syna zgłaszają do prokuratury. Dawid F. zostaje zawieszony na trzy miesiące. Po rocznym śledztwie prokuratura stawia funkcjonariusza w stan oskarżenia. Wskazuje, że policjant nie był zagrożony, stał za plecami chłopca, nie uprzedził go, że zastosuje środki przymusu bezpośredniego.

Policjant użycie siły tłumaczył "naruszeniem swojej nietykalności". Pretekstem miało być dotknięcie munduru. - Chłopak był pobudzony, chciał przyłożyć mi słuchawkę do ucha, chwycił mnie za mundur - przedstawiał swoją wersję. Początkowo mówił, że była to dźwignia na staw, potem tłumaczył, że nie pamięta, co to był za chwyt. Sąd mu nie uwierzył.

- Rozumiem, że podczas swoich interwencji policjanci stykają się nierzadko z różnymi formami agresji i to niestety może też budzić agresywne odruchy u nich. Jednak od policjanta trzeba wymagać pewnej rozwagi, bo nie w każdej sytuacji konieczne jest od razu użycie siły. A z tym bywa różnie. Niestety, wykazanie potem, że siła była nadmierna bądź niekonieczna, jest szalenie trudne. Bo policjantów jest np. kilku i ich zeznaniom daje się większy walor wiarygodności - ocenia mecenas Krzysztof Bachmiński.

Ale tym razem oprócz zeznań samego chłopca sąd miał też relacje innych świadków zajścia. To zaważyło.

Sąd skazał policjanta na dziesięć miesięcy więzienia, zawieszając karę warunkowo na dwa lata. Wymierzył mu też grzywnę i na trzy lata zakazał pracy w policji.

Wyrok nie jest prawomocny.

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA


<><><><><><><><><><>

Policjant, którego nie było

Poniedziałek, 5 marca

Alojzy D. ponad 20 lat przepracował w krakowskiej policji, mając inne nazwisko w dowodzie osobistym, a inne w policyjnej legitymacji. Odkryto to przypadkowo, chcąc go nagrodzić - ujawnia "Dziennik Polski".


- Wprowadzili dane aspiranta sztabowego do komputerowej bazy i okazało się, że taki człowiek nie istnieje. Nie zgadzało się nie tylko nazwisko, ale i numer dowodu osobistego - mówi jeden z policjantów.

Porównanie danych w policyjnej ewidencji z dowodem osobistym kandydata do nagrody okazało się niemożliwe. Zainteresowany utracił go w nieznanych okolicznościach, a o nowy nie występował. Numer dowodu pochodził z dokumentu jego żony, bo - jak twierdził - podał go przez pomyłkę.


Alojzy D. policyjną karierę rozpoczął w grudniu 1990 roku. Czemu nikt nie zweryfikował danych przy przyjęciu do służby? - Nie potrafię tego wyjaśnić - przyznaje rzecznik małopolskiej policji.

Błędy w dokumentach się zdarzają. Ale dlaczego stróż prawa nie starał się ich sprostować? Prokurator Jolanta Religa Religa z Prokuratury Rejonowej w Sandomierzu przyznaje, że nie wyjaśniała przyczyn. - Na pewno było to mało roztropne jak na policjanta - mówi.

"Dziennik Polski"

<><><><><><><><><><>



eSBek Ryszard Grabski


W ramach przygotowań do obchodów
30 rocznicy wprowadzenia stanu wojennego
eSBek Ryszard Grabski został wylany
ze stanowiska z-cy komendanta
IV Komisariatu Kraków - Krowodrza


<><><><><><><><><><>

Kolejna odsłona historii policyjnego gangu

w Komendzie Miejskiej Policji w Krakowie.



Gdzie był Wacek O.

gdy na 13 Posterunku

powstawał policyjny gang ?



Kolejny akt oskarżenia

w sprawie łowców blach .


PAP 2011-01-05, ostatnia aktualizacja 2011-01-05 10:34:00.0
Kolejny akt oskarżenia w sprawie "łowców blach" skierowała do sądu tarnowska prokuratura. Chodzi o śledztwo w sprawie "ustawiania" kolizji i wyłudzania odszkodowań komunikacyjnych, a także odpłatnego przekazywania przez policjantów informacji o wypadkach firmom holowniczym.
Trójkę współwłaścicieli podkrakowskiej firmy holowniczo-blacharskiej oskarżono o udział w grupie przestępczej, mającej na celu udzielanie łapówek policjantom z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie w zamian za informacje o wypadkach drogowych, wymagających holowania samochodów. - Oskarżeni przyznali się do winy, złożyli wyjaśnienia i wyrazili gotowość dobrowolnego poddania się karze - poinformowała w środę PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Tarnowie prok. Bożena Owsiak. Za zorganizowanie takiej grupy i kierowanie nią odpowie jeden z nich, Jarosław Z. Akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego w Krakowie. Mężczyznom grozi do 10 lat więzienia.

Jest to kolejny akt oskarżenia w ramach śledztwa dotyczącego tzw. łowców blach. Prokuratura zarzuciła trzem współwłaścicielom firmy, że od 2004 do 2007 roku w co najmniej 350 przypadkach przekazali pięciu policjantom, w zamian za informacje, ponad 55 tys. zł; za każdą informację policjanci otrzymywali od 150 do 300 zł. Sprawę funkcjonariuszy wyłączono do odrębnego wątku. Dotyczy ono przekroczenia uprawnień i przyjmowania korzyści majątkowych w związku z pełnieniem funkcji publicznych, złamania tajemnicy służbowej oraz działania w grupie przestępczej.

Śledztwo określono w mediach jako sprawę "mafii blacharskiej" lub aferę "łowców blach". Mechanizm przestępstwa miał polegać na tym, że policjanci - pracujący na stanowisku wspomagania dowodzenia w krakowskiej Komendzie Miejskiej Policji - przekazywali informacje o zgłoszonych kolizjach i wypadkach drogowych tylko określonym firmom holowniczym. W zamian otrzymywali pieniądze. W ten sposób dochodziło nawet do sytuacji, że lawety pomocy drogowej przyjeżdżały na miejsce wypadku przed radiowozem.

Drugim nurtem śledztwa są tzw. stłuczki, czyli celowo "ustawiane" kolizje, służące wyłudzaniu odszkodowań. Materiały w tej sprawie przekazali policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych KGP w Krakowie na przełomie września i października 2006 r. Ze względu na dobro postępowania śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Tarnowie.

W lutym 2007 zatrzymano 14 osób, w tym siedmiu policjantów i jednego cywilnego pracownika Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Mieli oni przekazywać firmom holowniczym informacje na temat stłuczek i wypadków drogowych. Sześć pozostałych osób było związane z trzema firmami holowniczymi z Krakowa i okolic.

Prokuratura skierowała już w tej sprawie kilkanaście aktów oskarżenia przeciwko kilkudziesięciu osobom. Część z nich została już skazana, niektóre dobrowolnie poddały się karze.


Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

<><><><><><><><><><>

Bite samochody, bite firmy ubezpieczeniowe
...


Sid 2011-01-10, ostatnia aktualizacja 2011-01-09 22:38:31.0

Właściciele firm transportowych z Małopolski, menedżerowie znanych firm i kierowcy zamieszani w fikcyjne stłuczki oraz przechwytywanie informacji o wypadkach. Wszystko po to, by zarabiać na odszkodowaniach od ubezpieczycieli.
Prokuratura twierdzi, że nie byłoby to możliwe bez "pomocy" skorumpowanych policjantów.

Wyłudzenia pieniędzy z towarzystw ubezpieczeniowych od dwóch lat tropią dwie prokuratury: tarnowska i krakowska. Ofiarami padły największe firmy ubezpieczające samochody i ich kierowców. Straty idą co najmniej w setki tysięcy złotych. Tylko z jednej stłuczki oszuści wyciągali z polis przeciętnie po kilkanaście tysięcy złotych. A jak ustalili prokuratorzy z Krakowa, nielegalny proceder trwał od 2003 roku.

Śledczy szacują, że w Krakowie i jego okolicach działało co najmniej kilka zorganizowanych grup ustawiających fikcyjne stłuczki. Jedną z nich była szajka Tadeusza W. ps. "Kulawy". W grupie był ścisły podział ról: część osób odpowiadała za kupowanie samochodów używanych potem do "ustawek", inne za wyszukiwanie tzw. słupów, czyli osób, które fikcyjnie rejestrowały na siebie te pojazdy i składały potem wnioski o wypłatę odszkodowania za rzekomą kolizję. "Słupy" miały nad sobą nadzorcę, który ich pilnował. Niektóre samochody "bito" nawet po kilka razy w ciągu roku.

To właśnie z tą grupą współpracował Tadeusz D., właściciel jednej z małopolskich firm transportowych, i kilka innych osób, które oskarża teraz krakowska prokuratura. Wśród nich jest kierownik sprzedaży w jednej z dużych i znanych firm z Małopolski, sekretarka z innej firmy, ale też i zawodowi kierowcy. Wszyscy zdaniem śledczych brali udział w kolizjach wyreżyserowanych przez grupę "Kulawego". Jedną z nich, w której brał udział oskarżony właściciel firmy transportowej, zainscenizowano na skrzyżowaniu w Miechowie. Tadeusza D. poinstruowano, jak ma się zachować, i o której godzinie przyjechać na skrzyżowanie. Samochody, wcześniej już uderzone, odpowiednio ustawiono na ulicy, by wyglądało, że do stłuczki rzeczywiście doszło.

Agnieszka Z., z zawodu sekretarka, trzy razy w ciągu roku rozbijała "swój" samochód. Jak ustaliła krakowska prokuratura, za każdym razem na miejsce kolizji podwoził ją swoim samochodem jeden z członków grupy. Lawetą dowożono rozbite wcześniej auto, za kierownicą którego rzekomo miała siedzieć kobieta. Tylko ze "stłuczek" z jej udziałem wyłudzono z kilku towarzystw ubezpieczeniowych kilkadziesiąt tysięcy złotych. Agnieszka Z. za pomoc dostawała za każdym razem po kilkaset złotych. Inni nawet do tysiąca.

Ale śledczy przyznają, że proceder wyciągania pieniędzy

od firm ubezpieczeniowych nie mógłby kwitnąć

bez pomocy rzeczoznawców i niektórych policjantów

z wydziałów ruchu drogowego.


Z ustaleń krakowskiej prokuratury wynika, że z grupą "Kulawego" współpracowali dwaj funkcjonariusze z Wieliczki. Za odpowiednio sporządzone dokumenty potwierdzające kolizję dostawali od szajki za każdym razem od 500 do 700 złotych.

Policjanci pomagali też w inny sposób.

Tarnowska prokuratura ustaliła,

że właściciele jednej z krakowskich firm holowniczych

przez lata płacili łapówki dyspozytorom

ze stanowiska wspomagania dowodzenia

w komendzie miejskiej w Krakowie,

by ci tylko ich informowali o kolizjach i wypadkach.

Proceder trwał od 2004 roku.

Tarnowscy prokuratorzy odkryli ponad 200 takich przypadków.

Za informacje holownicy płacili od 150 do 300 zł.


Dzięki temu byli pierwsi na miejscu wypadku i potem brali od firmy ubezpieczeniowej pieniądze za odholowanie rozbitego pojazdu. Policjanci dzwonili bądź wysyłali SMS na ustalony numer. Na "wypłatę" prowizji umawiano się przeważnie na stacjach benzynowych.

Według tarnowskiej prokuratury oficerowie

dostali w ten sposób 55 tys. zł

za sprzedane informacje.


Prokuratura skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia przeciwko trójce współwłaścicieli firmy holowniczej za korumpowanie policjantów. Wszyscy dobrowolnie poddali się karom pozbawienia wolności w zawieszeniu i grzywnom.

Śledztwo przeciwko policjantom

i dwóm innym firmom holowniczym zamieszanym

w opłacanie się funkcjonariuszom jeszcze trwa.


Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

<><><><><><><><><><>
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Krakowski policjant z dwoma promilami

PAP 2010-07-24, ostatnia aktualizacja 2010-07-24 19:24:28.0

Dwa promile alkoholu miał w organizmie policjant z Krakowa,

który w sobotę w miejscowości Skorczów (Świętokrzyskie)

uczestniczył w kolizji.

I choć w sobotę przypada święto policji,

koledzy nie byli dla niego pobłażliwi...

Jak powiedział PAP rzecznik świętokrzyskiej policji

Zbigniew Pedrycz, kierujący renault funkcjonariusz

prawdopodobnie wymusił pierwszeństwo

i dlatego jego auto zderzyło się z toyotą.

Na szczęście nikt nie ucierpiał.

28-letni mężczyzna służył w policji od dwóch lat.

Jest zatrudniony w jednym z krakowskich komisariatów.

Za kierowanie pojazdem pod wpływem alkoholu

grozi mu kara do dwóch lat pozbawienia wolności

oraz utrata prawa jazdy.



Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>

13 Posterunek Kraków , Siemiradzkiego 24

Policjanci pomagali oszukiwać

na rzekomych stłuczkach



Jarosław Sidorowicz

2010-05-05, ostatnia aktualizacja 2010-05-05 20:30:14.0

Za kilkaset złotych wystawiali dokument potwierdzający, że doszło do kolizji. Potem wystarczyło już tylko pójść do firmy ubezpieczeniowej po odszkodowanie.

Sześciu policjantów z krakowskiej drogówki stanie przed sądem za współudział w ustawianiu fikcyjnych kolizji. Razem z funkcjonariuszami na ławie oskarżonych zasiądzie 21 innych osób, które brały udział w tzw. ustawkach na ulicach Krakowa.

- Poszkodowane są największe firmy ubezpieczeniowe, wyłudzone ubezpieczenia idą w setki tysięcy złotych - mówi Bożena Owsiak, rzeczniczka tarnowskiej prokuratury okręgowej.

Śledczy z Tarnowa razem z Biurem Spraw Wewnętrznych tropili skorumpowanych policjantów i organizatorów fikcyjnych kolizji. "Gazeta" ponad rok temu opisywała nielegalny proceder, który kwitł na krakowskich ulicach i w miejscowej drogówce.

Skorumpowani policjanci będą odpowiadać za przyjmowanie łapówek, wystawianie fałszywych dokumentów, ujawnianie informacji służbowych oraz poplecznictwo. W akcie oskarżenia, który liczy sobie ponad 250 stron, prokuratorzy opisali 134 przestępcze czyny.

Sprawa ustawianych kolizji wyszła na jaw przy okazji śledztwa dotyczącego sprzedawania przez krakowskich policjantów firmom holowniczym informacji o stłuczkach i wypadkach. Okazało się, że w tle od kilku lat kwitnie jeszcze jeden intratny proceder.

Oszuści skupowali używane samochody, które rejestrowano na podstawione osoby. Potem z ich udziałem organizowano kolizje na krakowskich ulicach. Samochody celowo zderzano, by potem wyłudzić odszkodowanie za rzekome szkody. Za jedno obite auto oszuści wyciągali z polisy przeciętnie po kilkanaście tysięcy złotych.

Ale do tego potrzebni byli policjanci, którzy ze zdarzenia spisywali notatkę potwierdzającą, że stłuczka miała miejsce. Za taki dokument dostawali od oszustów kilkaset złotych. Czasami sporządzali go, choć nie dochodziło nawet do ustawianej kolizji. Do funkcjonariuszy z krakowskiej drogówki dojście znalazł ich były kolega z policji - Bogusław M., według prokuratury jeden z ze współorganizatorów oszustw. Tylko jemu postawiono kilkadziesiąt zarzutów.

Większość oskarżonych policjantów po zarzutach została usunięta bądź sama odeszła ze służby. Według prokuratury przyznają się do winy.

Cały czas trwa jeszcze śledztwo dotyczące sprzedawania informacji firmom holowniczym.

Jarosław Sidorowicz

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>


13 posterunek

Kraków Siemiradzkiego 24 :

Policjanci okradali osoby,

które legitymowali


mil, PAP 2010-01-06, ostatnia aktualizacja 2010-01-06 15:57:41.0

Dwaj byli krakowscy policjanci odpowiedzą przed sądem za niedopełnienie obowiązków, przekroczenie uprawnień i kradzieże, dokonywane podczas służby. Grozi im do 10 lat więzienia.

Byłych funkcjonariuszy Grzegorza G. i Dominika T. prokurator oskarżył o to, że w 2008 roku i w styczniu 2009 roku przekraczali swoje uprawnienia lub nie dopełniali obowiązków, dokonując przestępstw w czasie pełnienia obowiązków służbowych.

Według prokuratury ówcześni funkcjonariusze ogniwa patrolowo-interwencyjnego krakowskiej policji, m.in. legitymując mężczyznę w miejscu jego zamieszkania, zabrali z jego szafy aparat fotograficzny, kamerę i minitelewizor. Jak informuje prokuratura, aparat fotograficzny i kamerę znaleziono w czasie przeszukania mieszkań podejrzanych policjantów.

Podczas innej interwencji policjanci - według prokuratury - zabrali znajdującej się pod wpływem alkoholu kobiecie 200 zł, a innej kobiecie, która uciekała na widok radiowozu, telefon komórkowy. Kobieta poprosiła o pomoc w znalezieniu telefonu, ale - jak twierdzi prokuratura - Dominik T., oświetlając teren, celowo pominął miejsce wskazane przez pokrzywdzoną. Po jej odejściu policjant odnalazł aparat i przywłaszczył go sobie.

Wśród zarzutów, za które oskarżeni odpowiedzą przed sądem, znajduje się także pobicie mężczyzny, który w jednym z krakowskich hipermarketów ukradł dwie butelki wódki o wartości 60 zł. Skuty mężczyzna był bity pałką w komisariacie, a następnie wywieziony za miasto, pobity i tam pozostawiony.

Podejrzani mają także zarzut obrabowania zmarłego. Jak twierdzi prokuratura, policjanci w styczniu ub. r. przybyli na miejsce zgłoszonego zgonu mężczyzny. Denat miał w ręce telefon komórkowy. Kiedy funkcjonariusze policji pozostali sami w jego mieszkaniu - Dominik T. zabrał z ręki zmarłego telefon komórkowy i umieścił w jego miejsce inny telefon, znaleziony przypadkowo w mieszkaniu. Zabrany z mieszkania aparat telefoniczny przekazał koledze Grzegorzowi G. Po miesiącu Grzegorz G. odsprzedał ten aparat Dominikowi T. za 100 zł.

Przesłuchiwany w charakterze podejrzanego Dominik T. przyznał się do czterech z sześciu zarzucanych mu przestępstw. Nie przyznał się do pobicia zatrzymanego mężczyzny oraz do kradzieży 200 zł na szkodę kobiety, którą legitymowali.

Grzegorz G. nie przyznał się do popełnienia tych czynów. Nie przyznał się też do niedopełnienia obowiązków związanych z interwencją, w czasie której uciekającej kobiecie wypadł z kieszeni telefon komórkowy. Wtedy - zdaniem prokuratury - dopuścił do przywłaszczenia przez Dominika T. telefonu komórkowego tej kobiety, a o tym czynie nie powiadomił swoich przełożonych i organów ścigania.

Obu oskarżonym grozi do 10 lat więzienia.

mil, PAP

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
<><><><><><><><><><>

Złapali go i... uciekł,

więc znowu muszą go szukać


dm 2009-11-25, ostatnia aktualizacja 2009-11-25 18:33:27.0

Kilka miesięcy policjanci szukali

włamywacza z Krakowa.

Gdy go w końcu zatrzymali,

uciekł z komisariatu.


Policjanci z krakowskiego komisariatu zatrzymali we wtorek rano mężczyznę podejrzanego o kradzież z włamaniem, której dokonał kilka miesięcy temu w Krakowie. Mężczyzna, wykorzystując nieuwagę pilnujących go funkcjonariuszy, uciekł z komisariatu około godziny 15. - Komendant miejski policji wyjaśni tę sprawę, by sprawdzić, czy policjanci naruszyli dyscyplinę służbową. Jednocześnie materiały w tej sprawie zostaną przekazane w najbliższym czasie do prokuratury w celu oceny prawnej - mówi Katarzyna Cisło z małopolskiej policji. Od wtorku włamywacza znowu szuka policja.

dm

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

<><><><><><><><><><>




Brawo Wacek - 13 posterunek Kraków Siemiradzkiego 24.

Krakowska policja na szarym końcu



Dominika Maciejasz

2009-05-27, ostatnia aktualizacja 2009-05-26 22:02:33.0

Dotarliśmy do wewnętrznego raportu policji dotyczącego wykrywalności przestępstw. Na tle 50 miast Kraków po raz pierwszy znalazł się na samym dole tabeli w ujęciu włamywaczy i złodziei



Wykrywalność przestępczości takiej jak kradzieże z włamaniem w pierwszym kwartale tego roku nie sięga w Krakowie już nawet 4 proc. Na dodatek stolicę Małopolski po raz pierwszy wyprzedziła Warszawa, która od lat dramatycznie zaniżała krajowe statystyki.

Wewnętrzny raport policji nie pozostawia złudzeń: wykrywalność włamywaczy w Krakowie waha się na granicy błędu statystycznego. W podobnych kategoriach mocno odstawiły nas: Katowice (prawie 40 proc. wykrywalności), Gdańsk (ponad 30 proc.) czy Rzeszów (na 150 włamań w tym roku wykryto 47 sprawców). Równie słabo jak stolica Małopolski wypada natomiast Poznań (także niecałe 4 proc.). Choć policyjne statystyki często są sztucznie nadmuchane, a każde miasto ma swoją specyfikę, to krakowscy policjanci przyznają: - Na odprawach wyczuwa się złą atmosferę. Poza tym młodzi policjanci nie mają się od kogo uczyć, bo od mniej więcej trzech lat masowo ubywa doświadczonych funkcjonariuszy.

Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, małopolską komendę odwiedził niedawno wiceszef biura kryminalnego Komendy Głównej Policji, który na odpowiedzialnych za łapanie przestępców nie zostawił suchej nitki.

- Przyznaję, że zwalczanie złodziei i włamywaczy to od lat krakowska pięta achillesowa. Ale zapewniam, że zrobimy wszystko, by po tym półroczu statystyki wywindowały do góry. Poza tym nadrabiamy w innych dziedzinach - mówi komendant miejski policji Wacław Orlicki.

Czym Małopolska może się poszczycić? Przede wszystkim policją zwalczającą przestępczość gospodarczą, która jest jedną z najskuteczniejszych w kraju. Nadrabiamy też w łapaniu dilerów narkotykowych.

Dlaczego zatem Kraków jest w ogonie krajowej tabeli? Zdaniem mundurowych pracujący w komisariatach skupiają się głównie na bieżących postępowaniach (którymi są zasypani; Małopolska pod względem obłożenia śledztwami jest trzecia w kraju) i brakuje im czasu na rozpoznanie terenu. Do Krakowa przez cały rok zjeżdżają tłumy turystów, którzy stanowią łatwy kąsek dla złodziei, także dla przyjezdnych szajek oszustów. Ponadto właścicieli placówek handlowych i gastronomicznych nie interesuje przeciwdziałanie drobnej przestępczości. Na spotkanie zorganizowane przez KMP w Krakowie, na którym restauratorzy mieli poznać metody zwalczania kieszonkowców i przystąpić do współpracy, z zaproszonych kilkudziesięciu osób przyszło zaledwie kilku. Na dodatek stolica Małopolski stała się ostatnio centrum ogólnopolskich imprez i wydarzeń, do których angażuje się wszystkie możliwe siły. Tak jak podczas majowego pochodu mniejszości seksualnych, gdy bezpieczeństwa na krakowskim Rynku pilnowało 400 funkcjonariuszy. W zwalczaniu włamywaczy przeszkadzają też gigantyczne kolejki do laboratorium kryminalistycznego. Dramatycznie brakuje również pieniędzy. Miejska komenda pozbyła się w tym roku już 50 samochodów, na nowe na razie jej nie stać. Miasto nie ma też porządnego systemu monitoringu miejskiego.

Kierownictwo krakowskiej policji postanowiło szukać rozwiązań, reformując obecne struktury kryminalne. Od 1 lipca wydziały dochodzeniowo-śledczy i kryminalny zostaną połączone, by zacieśnić współpracę funkcjonariuszy "operacyjnych" i "procesowych". Zgłoszone przestępstwa będą także miały węższe specjalizacje, policjanci mają być przypisani do odpowiednich kategorii przestępstw, np. kieszonkowców czy włamywaczy. Zmiany planuje też komenda w Poznaniu. - Za drobne kradzieże czy włamania odpowiadają w naszym mieście głównie nieletni. Dlatego postanowiliśmy wzmocnić przede wszystkim te referaty - mówi podinspektor Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji.

Dominika Maciejasz

<><><><><><><><><><>

13 Posterunek Kraków Siemiradzkiego 24


Właściel długo czekał na przeprosiny policji



Czwartek, 23 kwietnia 2009r.


Po spektakularnym wtargnięciu policji do mieszkania przy ul. Sądowej nie zostało ono zabezpieczone. A funkcjonariusze nawet nie próbowali się skontaktować z właścicielem.

Jan Curyło, który pięć lat temu kupił jednopokojowe mieszkanie od znanego kardiochirurga jest oburzony postępowaniem policji. - Wygląda to na celowe działanie - mówi Michał Curyło, syn obecnego właściciela. - Może ma to związek z szukaniem czegoś związanego z dr. Mirosławem G.
Nie udało nam się dowiedzieć, co o tych spekulacjach sądzi kardiochirurg. Wczoraj przez cały dzień był nieuchwytny.
Policja zdecydowanie zaprzecza, by interwencja miała związek ze śledztwem dotyczącym korupcji lekarza. Twierdzi, że reagowała na telefoniczne wezwanie o pomoc z tego właśnie mieszkania. Problem jednak w tym, że w nie ma w nim telefonu stacjonarnego, a rozmowa nie została nagrana. Wersji funkcjonariuszy nie da się więc zweryfikować. W piątek wieczorem Michał Curyło przyszedł na Sądową, by zabrać z mieszkania jakieś rzeczy. Zauważył rozbitą szybę w drzwiach balkonowych, szkło ścieliło się po podłodze, pobrudzone były świeżo wymalowane ściany. A dziura zastawiona została płaskim kaloryferem opasanym żółtą taśmą z napisem "policja".
- Zapytałem sąsiadów, co się stało - opowiada Michał Curyło. - I zadzwoniłem na komisariat policji przy ul. Lubicz. Dyżurny kazał czekać na patrol. Po ponad dwugodzinnym oczekiwaniu znów zadzwoniłem. Policjant powiedział, żebym czekał, bo mają tylko jeden radiowóz, a inne sprawy są ważniejsze. Po ok. trzech godzinach przyjechali wreszcie policjanci. Dlaczego mieszkanie nie zostało zabezpieczone? Funkcjonariusze uznali, że jest ono tak wysoko położone, że kaloryfer i taśma wystarczą. Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji stwierdził, że to była ewidentna pomyłka. - W Krakowie od dawna nic takiego nie miało miejsca. Ale przed laty, na skutek błędu telefonicznego, antyterroryści w Szczecinie wysadzili drzwi w przypadkowym mieszkaniu. Policja przeprosiła właścicieli i naprawiła szkody - dodaje.
Jan i Michał Curyło gotowi są nawet przyjąć wersję o pomyłce. - Nie mogą jednak zrozumieć, dlaczego kolejni policjanci traktowali mnie jak chuligana, jak osobę, która czepia się nie wiadomo czego - mówi Michał. - Ja tylko chciałem dowiedzieć się, dlaczego włamano się do mojego mieszkania i dlaczego nie zabezpieczono go po tej interwencji. Dwaj dyżurni w "Białym Domku", sierżant sztabowy Dariusz Dzido w piątek i młodszy aspirant Zbigniew Piłka w sobotę, zbywali mnie. Również w poniedziałek zastępca komendanta komisariatu Wojciech Poradzisz nie poczuwał się do obowiązku przeproszenia za zaistniałą sytuację i naprawienia szkód, a straszył i kazał zwracać uwagę na wygłaszane opinie o pracy podległych mu funkcjonariuszy. Dopiero po interwencji naszej gazety wczoraj zatelefonowała do Curyłów Beata Świderska z komendy miejskiej i zaprosiła w imieniu komendanta na spotkanie w poniedziałek.

Marian Satała

Nasze miasto

<<><><><>>><<<><><><<>>
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>


Pijany policjant rozbił dwa auta


aza 2009-04-19, ostatnia aktualizacja 2009-04-19 13:34:35.0

39-letni policjant z Trzebini uszkodził swoim samochodem dwa auta. Prowadził pod wpływem alkoholu.

W nocy z soboty na niedzielę nietrzeźwy policjant prowadził fiata sienę. Wyjeżdżając z parkingu na jednym z osiedli w Trzebini uderzył w dwa zaparkowane samochody. Świadkowie wezwali patrol, który zatrzymał mężczyznę. Badanie alkomatem wykazało 1,5 promila.

Mężczyzna pracuje w pionie kryminalnym małopolskiej policji.

( Skansen UBekistanu Kraków Mogilska 109 )

W mundurze od 17 lat.

Teraz zostanie mu postawiony zarzut kierowania samochodem pod wpływem alkoholu. Straci też pracę - małopolska policja poinformowała, że wobec nieodpowiedzialnego funkcjonariusza została już wszczęta procedura zmierzająca do zwolnienia go ze służby.

aza

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>


Kolejni łowcy blach przed sądem

Joanna Mąkosa,

TOK FM 2009-04-16

Oszukiwali firmy ubezpieczeniowe organizując fikcyjne stłuczki. Czterech kolejnych podejrzanych w aferze "łowców blach" w ciągu ostatniej doby zatrzymała krakowska policja. Dziś usłyszą zarzuty oszustw na szkodę firm ubezpieczeniowych.Śledztwo w tej sprawie toczy się od kilku miesięcy. W województwach małopolskim, śląskim i świętokrzyskim policjanci z CBŚ zatrzymali już 70 osób. "Łowcy blach" działali zawsze tak samo. Przestępcy kupowali uszkodzone samochody, (często uszkadzali je sami w kilku warsztatach samochodowych), a następnie rejestrowali je na zwerbowane wcześniej osoby - "słupy", które za swoją rolę dostawały około tysiąca złotych. Potem dowozili auta na miejsce fikcyjnych kolizji i wzywali zaprzyjaźnionych funkcjonariuszy, którzy potwierdzali ich wersje zdarzenia. W ten sposób sfingowali setki kolizji. Straty firm ubezpieczeniowych sięgają milionów złotych.Części podejrzanych śledczy zarzucają udział w zorganizowanej grupie przestępczej, poświadczenie nieprawdy i korupcję. Wśród zatrzymanych są właściciele warsztatów samochodowych, właściciele firm holowniczych, pracownicy firm ubezpieczeniowych, ale także trzech funkcjonariuszy policji ruchu drogowego. 12 osób zostało tymczasowo aresztowanych, 24 pozostają pod policyjnym dozorem, w stosunku do pozostałych zastosowano poręczenia majątkowe. Podejrzanym grożą kary do 8 lat więzienia.

Joanna Mąkosa, TOK FM

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>


Policjanci z drogówki nieźle tłukli


Jarosław Sidorowicz

2009-04-04, ostatnia aktualizacja 2009-04-03 22:52:37.0

Afera z policjantami zamieszanymi w ustawianie fikcyjnych kolizji zatacza coraz szersze kręgi. Zatrzymano właśnie czterech kolejnych funkcjonariuszy. Straty towarzystw ubezpieczeniowych idą w setki tysięcy złotych

Cała czwórka to policjanci z patroli drogowych. Trzech służy w komendzie miejskiej (o jednym z nich koledzy mówią, że słynął ze skuteczności w łapaniu pijanych kierowców), czwarty - w komisariacie autostradowym.

Zatrzymali ich funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji, którzy wspólnie z tarnowską prokuraturą od kilkunastu miesięcy tropią ustawiane stłuczki i zamieszanych w nie mundurowych.

Podejrzani policjanci dostali już zarzuty. Prokuratura ma dowody, że do 2007 roku brali udział ustawianiu stłuczek na krakowskich ulicach m.in. Jugowickiej oraz w okolicach Węzła Opatkowickiego. Na miejscu wyreżyserowanej kolizji spisywali protokół, w którym zawyżali uszkodzenia powstałe w samochodach. Jeden z policjantów zagrał nawet rolę kierowcy rozbitego auta. Mundurowi za każdą taką notatkę od organizatorów procederu dostawali pieniądze.

Podczas przesłuchania w tarnowskiej prokuraturze dwóch od razu potwierdziło, że pomagało oszustom w wyłudzaniu odszkodowań z towarzystw ubezpieczeniowych. - Jeden z zatrzymanych policjantów został na nasz wniosek tymczasowo aresztowany - mówi Bożena Owsiak, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.

Razem ze skorumpowanymi policjantami do prokuratury doprowadzono także dziewięć innych osób. Wśród nich jest właściciel jednego z zakładów blacharsko-lakierniczych spod Krakowa (podejrzewany o zorganizowanie co najmniej 6 "ustawek") oraz były już policjant, który został wydalony ze służby za korupcję. Reszta to "słupy" czyli osoby, które rejestrowały na siebie samochody używane do stłuczek bądź odgrywały rolę kierowców.

Tłukli na potęgę

W nielegalny proceder zamieszanych jest już łącznie ponad trzydziestu funkcjonariuszy z krakowskiej drogówki. To oficerowie dyżurni, ich asystenci, policjanci z patroli. W śledztwie zarzuty usłyszało ponad sto osób. Prokuratura dotarła do setek ustawionych kolizji. Towarzystwa ubezpieczeniowe na wypłatach odszkodowań za rzekomo rozbite auta straciły setki tysięcy złotych.

Proceder nakręcili ludzie z branży samochodowej: właściciele zakładów blacharskich, firm holowniczych i autohandlów. Szybko wkręcili do niego policjantów, by ryzyko wpadki było mniejsze. Kolizje ustawiano zawsze w tych rejonach, gdzie służbę pełnili skorumpowani funkcjonariusze. Auta niby przypadkowo najeżdżały na siebie. Na miejscu zjawiali się zaufani policjanci, którzy w dokumentach zawyżali uszkodzenia. Samochody były potem jeszcze odpowiednio niszczone, by szkody opowiadały zapisom w policyjnych notatkach. Dzięki temu oszuści mogli występować o wyższe odszkodowania. Przeciętnie z każdej takiej stłuczki wyciągali ok. 10 tysięcy złotych. - Była też "ustawka", w której uczestniczyło luksusowe volvo. Za jego naprawę towarzystwo ubezpieczeniowe zapłaciło 50 tys. zł - opowiada śledczy znający sprawę. Policjanci z patroli za pomoc dostawali po kilkaset złotych, zaufany oficer dyżurny za ich wysłanie - 100 zł.

Samooczyszczenie jeszcze potrwa

Gdy tydzień temu na ogólnopolskich stronach "Gazety" pisaliśmy o nielegalnym procederze, w który zaangażowani są policjanci z miejskiej drogówki, małopolska komenda zapewniała, że to już nie ten sam wydział, a po fali zatrzymań pracują tam nowi ludzie, nowe jest też kierownictwo. Podkreślano, że dwudziestu policjantów już wydalono ze służby, przeciwko pięciu następnym toczy się postępowanie dyscyplinarne.

Kolejne zatrzymania rzecznik małopolskiej komendy Dariusz Nowak komentuje krótko: - To smutne. Jest nam przykro. Mamy nadzieję, że to już ostatni przypadek. Zresztą fakt, że w śledztwie i zatrzymaniach uczestniczą funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych, czyli takiej policji w policji, świadczy, że dokonujemy samooczyszczenia.

Jarosław Sidorowicz

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>


Policjanci okradli mieszkanie


dm 2009-03-30, ostatnia aktualizacja 2009-03-31 10:11:49.0

Policjanci z krakowskiego komisariatu okradli mieszkanie, do którego zostali wezwani w związku z zabójstwem.

Funkcjonariusze z Biura Spraw Wewnętrznych zatrzymali dwóch policjantów z VI komisariatu policji w Krakowie.

Zatrzymanie ma związek ze zdarzeniem, które rozegrało się w styczniu tego roku. Policjanci zostali wezwani na miejsce zabójstwa. W trakcie pobytu w mieszkaniu, w którym doszło do morderstwa, jeden z nich ukradł telefon komórkowy i aparat fotograficzny. Sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu tego funkcjonariusza.

Komendant miejski policji ( Wacek - kierownik 13 posterunku )
wszczął procedurę zmierzającą do wydalenia go ze służby.

Drugiemu z policjantów także przedstawiono zarzut kradzieży, ale prokuratur zdecydował, że nie będzie stosował wobec niego żadnych środków zapobiegawczych. Sam policjant twierdzi, że z kradzieżą nie miał nic wspólnego i że w czasie, gdy do niej doszło, przebywał na balkonie i zdarzenia nie widział. Jeden z mężczyzn ma pięcioletni staż pracy, drugi był policjantem od siedmiu lat, obydwaj w stopniu sierżanta.

dm

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


<><><><><><><><><><>

26 Marca 2009

Aspirant Krzysztof M . to kolejny policjant

z drogówki 13 Posterunku – Kraków Siemiradzkiego 24 ,

zatrzymany w związku ze śledztwem

w sprawie afery stłuczkowej .




Niezależne Obywatelskie Centrum

Badania i Monitoringu

Stopnia Zdeprawowania Demoralizacji i Patologii

w Policji


<><><><><><><><><><>

Policjanci tłukli na prawo i lewo

Jarosław Sidorowicz

2009-03-30, ostatnia aktualizacja 2009-03-30 09:35:48.0


Z fikcyjnej stłuczki można było wyciągnąć z ubezpieczenia nawet kilkanaście tysięcy złotych. Pomagali w tym krakowscy policjanci

W Krakowie robiono to na potęgę. Tarnowscy śledczy, którzy od kilkunastu miesięcy tropią aferę, doszli do setek ustawionych w mieście stłuczek. Największe firmy ubezpieczeniowe na wypłacie ubezpieczeń za rzekomo rozbite samochody straciły setki tysięcy złotych. Zarzuty usłyszało już ponad sto osób, w tym blisko 30 policjantów komendy miejskiej w Krakowie, głównie z ruchu drogowego, którzy pomagali w oszustwach (oficerowie dyżurni, ich asystenci, policjanci z patroli). Wśród nich jest nawet policjant roku w drogówce.

- Ten proceder trwał od kilku lat - mówią tarnowscy prokuratorzy.

Kilka stówek za ustawkę

Wszystko zaczęło się od śledztwa w sprawie nieformalnych układów między policjantami krakowskiej komendy, a właścicielami kilku firm holowniczych. Jednego dnia zatrzymano sześciu oficerów dyżurnych z wydziału ruchu drogowego, a także kilku właścicieli firm holowniczych. Jeden z nich zabarykadował się w swoim domu i usiłował zniszczyć telefon komórkowy, w którym miał numery telefonów m.in. do policjantów. Potem okazało się, że był jedną z ważniejszych postaci w znacznie poważniejszym procederze - fingowaniu kolizji.

- Bo już wtedy mieliśmy podejrzenia, że może chodzić o ustawianie fikcyjnych stłuczek. Ale skala tego oszustwa przerosła nasze wyobrażenia - mówi prokurator Mieczysław Sienicki, naczelnik wydziału śledczego tarnowskiej prokuratury okręgowej. Od tego momentu nie było miesiąca, by do prokuratury nie doprowadzano kolejnych policjantów.

Proceder nakręcili ludzie z branży samochodowej: właściciele zakładów blacharskich, firm holowniczych i autohandlów. Początkowo policjanci nie byli świadomi, że jadą do "ustawek", ale oszuści szybko doszli do wniosku, że większy zysk i mniejsze ryzyko wpadki będzie, gdy w proceder zostaną wciągnięci funkcjonariusze z drogówki. Niektórzy z mundurowych tak głęboko weszli w interes, że sami zaczęli się nim parać. Pewien aspirant jest podejrzany o udział w ok. 40 "ustawkach". Niektóre sam organizował, opłacając kolegów likwidujących kolizję. Za przyjazd do stłuczki i wystawienie lewych papierów potwierdzających uszkodzenia policjant z patrolu dostawał od 300 do 500 zł. Oficer dyżurny 100 zł za jego wysłanie.

Krocie z oszustwa

System był taki: oszuści wyszukiwali najpierw tzw. słupy (znajomi, ktoś z rodziny), na które rejestrowano w miarę nowe samochody (odszkodowanie było wtedy większe). Najczęściej wybierano auta francuskie, bo części zamienne do nich uchodzą za drogie. Potem organizator dzwonił do "zaprzyjaźnionych" policjantów. - Pytał się, kiedy i w którym rejonie mają służbę i tam organizowano kolizję, by przyjechał skorumpowany funkcjonariusz, a nie daj Boże, jakiś inny patrol - opowiada śledczy. By proceder nie rzucił się w oczy, policjanci chcieli, by do likwidacji kolizji kierował ich "zaufany" oficer dyżurny. Kontaktowano się z nimi przez prywatne komórki, poza oficjalną łącznością.

"Ustawki" organizowano na największych ulicach. Na miejscu policjant spisywał notatkę z kolizji, w której pod dyktando oszustów zawyżał uszkodzenia (dodawano np. jeszcze uszkodzone drzwi lub bok auta), a po odjeździe patrolu auta były potem odpowiednio "dobijane", by uszkodzenia odpowiadały policyjnej notatce. - Ale zdarzały się też przypadki, gdy aut w ogóle nie było na miejscu rzekomej kolizji. Wkładano np. uszkodzone części z innych samochodów i spisywano dokumenty potrzebne do uzyskania odszkodowania - mówi prokurator Bogdan Gąska, szef zespołu śledczego tropiącego fikcyjne stłuczki. Papiery szły potem do firmy ubezpieczeniowej (tu przydała się pomoc skorumpowanego likwidatora). Gdy proceder się rozkręcił, stłuczki organizowano nawet co godzinę, a niektóre samochody bito nawet po kilka razy.

- Kilka dni temu postawiliśmy zarzuty mężczyźnie, który swoje auto cztery razy podstawiał do stłuczki i za każdym razem brał odszkodowanie - mówi prokurator Bogdan Gąska.

By zachować pozory, rzekomy sprawca stłuczki dostawał zawsze mandat. Chodziło o to, by sprawa nigdy nie trafiła do sądu i nikt przy niej nie grzebał. Dlatego też nigdy nie było również poszkodowanych i rannych. Przeciętnie z jednej stłuczki oszuści wyciągali około 10 tys. zł odszkodowania.

Czystka w wydziale

- Zastanawiamy się, jak proceder o takiej skali był możliwy w takich rozmiarach pod okiem przełożonych - pyta prokurator Sienicki.

Śledczy znający sprawę mówi, że wyłania się z niej taki obraz: - Z systemu nikt nie chciał się wyłamać. Starzy z wydziału sprawdzali młodych policjantów, biorąc na patrol do ustawianej kolizji i obserwując ich zachowanie. Albo też brali dole, albo przynajmniej milczeli. Nikt nie odważył się donieść o tym, co się dzieje, bo nie miałby już życia w policji.

Poprzedniego kierownictwa miejskiej drogówki już nie ma.

Jego szef ( eSBek Ryszard Grabski )został zastępcą komendanta jednego z krakowskich komisariatów ( przy ul Królewskiej ) , jego jeden z zastępców odszedł na emeryturę. Rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak zapewnia, że ze służby zwolniono już 20 podejrzanych funkcjonariuszy. Przeciwko pięciu kolejnym toczą się postępowania o wydalenie z policji. - To nie jest już ten sam wydział. Tam są już nowi ludzie - zapewnia Dariusz Nowak.

Jarosław Sidorowicz

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><><><>

Felieton. Babciny wnusio

Stanisław Mancewicz

2009-03-23, ostatnia aktualizacja 2009-03-23 21:59:00.0

Podinspektor rzecznik Dariusz Nowak

swym znanym szeroko sposobem złocistego frazowania


komentował w weekend poczynania policji państwowej wobec kobiety, która została postawiona przed krakowskim sądem za kradzież masła.

W ujmujący sposób Nowak przybliżył nam wiek tej obywatelki, używając dwa razy w krótkiej telewizyjnej wypowiedzi słowa "babcia". Niby detal, niby nic, niby nie ma tematu, ale jest małą zagadką, czemuż to funkcjonariusz państwowy, nie prywatnie, a na służbie, pozwala sobie publicznie na zmiękczanie, złocenie i familiaryzowanie w opisywaniu zdarzenia dla niego bynajmniej nie towarzyskiego ani rodzinnego. Maria K., lat 84, moim skromnym zdaniem jest dla kogoś takiego jak Dariusz Nowak i kogoś takiego jak ja Marią K., lat 84, a nie babcią Marysią, pod warunkiem że nie jest w istocie ani jego, ani moją babcią. Nie jest nawet staruszką, bowiem jest obywatelką obwinioną, co najwyżej w wieku podeszłym. Używanie familiarnego tonu i zdrobnień przez policjanta na służbie nie mieści się w żadnej praktyce opisywania zdarzeń o charakterze kryminalnym. Co więcej, przyszły czasy, że z trudem jest dziś akceptowane w restauracjach, nawet w sytuacjach trudnych, gdy trzeba wybierać między ziemniaczkami a rachuneczkiem. Dariusz Nowak jest wyluzowany na maksa, wyluz podinspektora wziął się - jak mniemam - z tzw. polityki przybliżenia. Przybliżenia obywatelom trudnej służby policjanta. Gdy słucham i patrzę, czekam, czekam, aż Nowak wyzłoci nam wybryk jakiegoś dziadunia na podwójnym gazie wobec wnucząt na szosie.

Stanisław Mancewicz

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>

Policjanci przyjęli łapówkę od kierowcy?

Sid 2009-01-02, ostatnia aktualizacja 2009-01-02 20:43:47.0

Dwaj policjanci z krakowskiej komendy powiatowej są oskarżeni o przyjęcie łapówki od kierowcy, który jechał po spożyciu alkoholu.

Prokuratura sprawę policjantów skierowała właśnie do sądu. Obaj funkcjonariusze mają niedługi staż w policji. Grozi im kara więzienia, ale także wydalenie ze służby. Na razie sąd zgodził się na zawieszenie.

Według prokuratury policjanci na początku września zatrzymali w Czernichowie Stanisława K. Kierowca miał jechać bez zapiętych pasów. Jak twierdzą śledczy, Stanisław K. przestraszył się, że straci prawo jazdy, bo zanim siadł za kierownicą, wypił piwo. Policjantom miał zaproponować więc łapówkę za puszczenie go bez konsekwencji. Funkcjonariusze przystali na 400 zł. Kierowca nie miał takiej sumy przy sobie, więc pojechał do krewnej, by pożyczyć pieniądze. Policjanci mieli jechać za nim.

Sprawa łapówki wyszła na jaw, gdy policjanci z krzeszowickiej komendy dostali anonimowy telefon. Stanisław K. początkowo zaprzeczył, by skorumpował funkcjonariuszy z patrolu. Gdy jednak usłyszał, co mu grozi za wręczenie korzyści, potwierdził, że policjanci przyjęli od niego pieniądze w zamian za pozostawienie go w spokoju. Na przedstawionych mu podczas przesłuchania zdjęciach wskazał obu funkcjonariuszy oraz model samochodu, którym w tym dniu jechali.

Policjanci konsekwentnie zaprzeczają nie tylko temu, że wzięli łapówkę, ale także temu, że w ogóle zatrzymali tego dnia Stanisława K. Na dowód pokazują notatki, w których nie ma odnotowanej kontroli.

Prokuratura twierdzi jednak, że dysponuje nie tylko zeznaniami kierowcy, ale także innymi dowodami. Ze Stanisławem K. jechał bowiem tego dnia jego brat. Potwierdził, że policjanci zatrzymali ich do kontroli. Co więcej, krewna Stanisława K. przyznała, że przyjechał do niej do domu w tym dniu i pożyczył od niej 400 zł. Widziała również zaparkowany w pobliżu policyjny samochód.

Prokuratura ma także zeznania jeszcze dwóch innych, niezależnych od siebie, świadków, którzy też widzieli radiowóz w tym samym mejscu oraz podchodzącego do niego mężczyznę.

Sid

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

<><><><><><><><><><>

Krakowskie Planty nie dla policji

Dominika Maciejasz

2008-11-13, ostatnia aktualizacja 2008-11-14 10:13:29.0


Policjanci odmówili podjęcia interwencji, zasłaniając się zakazem wjazdu na teren krakowskich Plant.Środa godziny popołudniowe. Na Plantach pod Bunkrem Sztuki dwóch młodych ludzi bije trzech mężczyzn. Jeden z nich przewrócił się, ale napastnicy nie przestają. Skaczą po nim i kopią, przestają dopiero po kilku minutach. Odchodzą w kierunku placu Szczepańskiego. Nikt nie reaguje. Świadkiem zdarzenia była jednak radna Krakowa pani Małgorzata Jantos. - Poszłam za nimi, słyszałam, jak przechwalają się, że dotkliwie pobili mężczyzn, widziałam, jak wsiadają do taksówki. Gdy wróciłam pod Bunkier Sztuki, na wysokości restauracji Zalipianek stał policyjny radiowóz, który przyjechał w wyniku telefonicznego zgłoszenia o bójce.Podeszłam do policjantów i zapytałam, dlaczego nie interweniują. Usłyszałam, że ich możliwości ingerencji są dość ograniczone, bo nie wolno im wjeżdżać na Planty - opowiada oburzona radna. - Funkcjonariusze nawet nie wysiedli z samochodu, nie zapytali mnie, jak wyglądali napastnicy i gdzie poszli. A był jeszcze czas, żeby interweniować - relacjonuje radna.Argumenty Małgorzaty Jantos odpiera policja: - Z zapisu u dyżurnego wynika, że zanim przyjechali policjanci, żadnego z uczestników zajścia już nie było, dlatego też nie mogli skutecznie interweniować. Ale szczegółowo wyjaśnimy tę sytuację - tłumaczy zachowanie funkcjonariuszy Dariusz Nowak z małopolskiej policji.Czy policjanci mieli powody, żeby zasłaniać się zakazem wjazdu na teren Plant? - Nie możemy zakazać policji wjazdu na Planty. Policja ma swoje uprawnienia jako służba pilnująca porządku, ma pojazdy uprzywilejowane - tłumaczy Filip Szatanik z Urzędu Miasta Krakowa.Potwierdza to Nowak - w rejonie Plant rozstawiamy patrole piesze. Natomiast jeżeli jest potrzeba wjechania radiowozem, nie ma problemu. Radiowóz włącza "koguty" i podejmuje interwencję - dodaje Nowak. W straży miejskiej tylko co trzeci pojazd posiada uprawnienia pojazdów uprzywilejowanych, ale strażnicy również, w razie potrzeby, wjeżdżają na Planty. - Zazwyczaj kierujemy tam patrole piesze. Radiowóz wysyłamy w sytuacjach szczególnych, kiedy jego użycie jest niezbędne, na przykład w przypadku rozboju. Ale faktem jest, że na co dzień rejon Plant patrolowany jest przez strażników pieszo - przyznaje Marek Anioł z krakowskiej SM.Dwa miesiące temu "Gazeta" opublikowała raport, z którego wynika, że najniebezpieczniejszym rejonem Krakowa jest właśnie Śródmieście, w tym ścisłe centrum. Według policyjnych statystyk tylko w zeszłym roku w rejonie Starego Miasta popełniono ponad 2000 przestępstw. Połowa z nich to włamania, ale wzrosła też liczba rozbojów. Od 2006 roku jest ich więcej o 10 proc.

Dominika Maciejasz

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


<><><><><><><><><><><><>


Pijany policjant sprawcą wypadku

Sid 2008-08-08, ostatnia aktualizacja 2008-08-08 19:55:15.0

Do zderzenia doszło w Kasince Małej koło Mszany Dolnej.

Na skręcającego volkswagena golfa wpadł volkswagen passat.

Za kierownicą passata siedział 25-letni policjant

z jednego z krakowskich komisariatów.

Mundur nosi od niespełna dwóch lat.

Miał 1,42 promila alkoholu we krwi.

Komendant policji w Krakowie natychmiast zlecił

wszczęcie procedury zmierzającej do wydalenia go ze służby.


Sid

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

<><><><><><><><><><><><>

Policjanci na usługach gangu

-Odszkodowania za fikcyjne stłuczki



Sid 2008-07-10, ostatnia aktualizacja 2008-07-10 20:08:06.0

Na potęgę wyłudzali odszkodowania

za fikcyjne kolizje samochodowe.

Firmy ubezpieczeniowe straciły na tym setki tysięcy złotych.

Przestępcy mieli na swoich usługach policjantów,

rzeczoznawców i agentów ubezpieczeniowych


Szajkę z Małopolski rozbili policjanci krakowskiego Centralnego Biura Śledczego. - Rozmiar i zasięg działalności tej grupy zaskoczył nawet prowadzących śledztwo - przyznaje Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka krakowskiej prokuratury. Podejrzanych jest już ponad 30 osób, część jest już za kratkami. Wczoraj zatrzymano cztery kolejne. W aferę zamieszani są policjanci, agenci ubezpieczeniowi, rzeczoznawca oceniający rozmiar szkód, właściciele firm holowniczych, jak i warsztatów samochodowych. Funkcjonariuszom udało się już zatrzymać osobę, która zorganizowała i kierowała procederem. Według śledczych grupa działała od dwóch lata na terenie Krakowa i Wieliczki. Mechanizm był taki: najpierw kupowano uszkodzone samochody. Potem jeden z członków szajki wyszukiwał osoby, które rejestrowały je na siebie, czyli tzw. słupy. Następnie auta dowożono w wybrane miejsce, gdzie fingowano kolizję. Tutaj do akcji wkraczali skorumpowani policjanci. Przy ich pomocy fabrykowano dokumenty potwierdzające, że doszło do stłuczki. Bez takiego dokumentu nie byłoby bowiem mowy o uzyskaniu odszkodowania. Szajka ustawiała tak fikcyjne stłuczki, by wypadały w dniu, w którym służbę pełnili opłacani funkcjonariusze. Zdarzało się też tak, że oszuści wykorzystywali nieuszkodzone pojazdy, by dla wyłudzenia odszkodowania celowo zderzyć ze sobą. Osobom, które je dawały, płacono wtedy za przysługę przeciętnie ok. tysiąca złotych.W proceder angażowano nawet całe rodziny, których członkowie, czasami nieświadomie, dowozili samochody na miejsce fikcyjnych stłuczek, bądź załatwiali formalności w urzędach.Poszkodowanych jest wiele towarzystw ubezpieczeniowych. Według szacunków policji za każdy rzekomo rozbity sam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paweł dnia Pią 0:50, 12 Kwi 2013, w całości zmieniany 43 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Policja V RP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin