|
o przestępcach w policyjnych mundurach Policyjny Serwis Informacyjny
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 13:17, 05 Kwi 2006 Temat postu: Najnowsze wiadomości z policyjnego gangu |
|
|
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
źródło: x-news onet . pl
Wiadomości › Regionalne › Śląsk
22.07 .2014 r
Zamieszki w Zawierciu
po tajemniczej śmierci 21-latka.
Młodzież wini policję
W poniedziałek wieczorem doszło do zamieszek pod komisariatem w Zawierciu. Kilkadziesiąt osób zebrało się przed komendą policji po śmierci 21-letniego mężczyzny. Zdaniem protestujących, policjanci pobili wracającego z imprezy chłopaka.
- Z tego co wiem, ta wersja nie ma potwierdzenia, ale wszystko powinna wyjaśnić sekcja zwłok - powiedział Andrzej Świeboda z policji w Zawierciu. Sekcja odbyć ma się dzisiaj.
21-latek zmarł w niedzielę. Najpierw z licznymi otarciami pojawił się w szpitalu, a następnie trafił do mieszkania znajomej, gdzie stracił przytomność. Sprawą zajęła się prokuratura.
(op)
Butelki i kamienie poleciały w stronę komendy.
Za śmierć Adriana obwiniają policję
...
Michalina Bednarek, wideo TVN24/x-news 2014-07-22,
ostatnia aktualizacja 2014-07-22 17:14:07
Ciało Adriana znaleziono przed domem jego znajomej w niedzielę nad ranem. Znajomi mężczyzny obwiniają za śmierć policję z Zawiercia. W poniedziałek wieczorem pod komendą doszło do zamieszek. Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że 21-latek udławił się wymiocinami. - Biegli stwierdzili także otarcia i zasinienia na rękach i nogach, ale wykluczyli jakoby mogło to skutkować zgonem - mówi Tomasz Ozimek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
W niedzielę około godz. 5.30 dyżurny zawierciańskiej komendy został poinformowany przez ratowników pogotowia o zgonie 21-latka, mieszkańca pobliskiej Poręby. Na miejsce pojechała policja, wezwano też prokuratora.
Z dotychczasowych ustaleń policji wynika, że wcześniej 21-latek przyszedł do domu znajomej w pobliżu ul. 11 Listopada. Miał rozcięte kolano i liczne otarcia na ciele. Pojechali do szpitala. Po powrocie matka dziewczyny na chwilę zostawiła go przed domem, a gdy wróciła, Adrian leżał na ziemi. Nie żył.
Śledczy przesłuchali już lekarza, któremu 21-latek powiedział, że się przewrócił. Ustalono, że był pod wpływem alkoholu, pobrano próbki krwi do badań na zawartość alkoholu i narkotyków. Prokurator Tomasz Ozimek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie poinformował, że wszczęto śledztwo w tej sprawie. Zlecono też sekcję zwłok.
Palą znicze przed komendą i obwiniają policję
W niedzielę przed komendę policji przy ul. Kasprowicza w Zawierciu przyszła niewielka grupa znajomych chłopaka, zapalili znicze i rozwiesili transparent z napisem "Ku pamięci Adriana". To samo powtórzyło się w poniedziałek. Wtedy pod komendą zebrało się ponad 100 osób. - Ludzie zapraszali się głównie przez Facebooka - mówi Natalia, która twierdzi, że znała Adriana z widzenia.
Znajomi Adriana są przekonani o tym, że to policjanci śmiertelnie pobili ich kolegę.
W nocy z soboty na niedzielę chłopak miał się bawić ze znajomymi w jednym z zawierciańskich pubów. - Rozstaliśmy się około drugiej w nocy. Wyszliśmy i podjechała do nas policja, bo ponoć zakłócaliśmy ciszę nocną. Adek się odłączył i powiedział, że idzie do kolegi, u którego miał nocować. Kiedy wracał ulicą Szkolną, miał do niego podjechać radiowóz. Potem dzwonił do mnie i mówił, że policja go pobiła i leży w korycie rzeki. Twierdził, że strasznie boli go głowa i nogi - opowiada Kamil, jeden z kolegów.
Potem Adrian miał poprosić o pomoc koleżankę, a jej matka miała pojechać z nim do szpitala. Tam, jak opowiada dziewczyna, opatrzyli mu nogę i kazali rano przyjść do przychodni. Kiedy wrócili ze szpitala, kobieta miała na chwilę zostawić chłopaka samego przy bramie ogrodzenia. - Znaleźliśmy go, jak leżał obok bramy, nie ruszał się, tętno nie było wyczuwalne, ale miał otwarte oczy. Moja mama zaczęła krzyczeć, zbiegli się sąsiedzi, potem przyjechało pogotowie i go zabrali. On był cały mokry - mówi łamiącym się głosem dziewczyna.
Rodzina żąda wyjaśnień
W poniedziałek przed komendą pojawili się też rodzice i dziadek Adriana. - Żona do mnie zadzwoniła w niedzielę rano i powiedziała, że syn nie żyje, nie mogłem uwierzyć. Powiem tak: nie odpuszczę im. Śmierć za śmierć. To był mój jedyny syn - mówi Mariusz Gajewski, ojciec chłopaka. Jego żona mówi, że chce wyjaśnień, a nie tuszowania sprawy. Dodaje też, że to całe zgromadzenie nie jest potrzebne.
Dziadek Adriana powiedział nam, że rodzina nie wyklucza złożenia skargi na działania policji. - Nie odpuścimy tej sprawy. Nie ma mowy. Nie mamy już do policji żadnego zaufania - mówi ze łzami w oczach Janusz Gajewski.
Pod komendą oprócz młodzieży pojawiły się też starsze osoby z pobliskiego osiedla. - I dobrze, że jest protest. Tak się w końcu musiało stać. Policja sobie pozwala na podobne takie rzeczy od lat. Przyjmują młodych kogutów, a ci muszą pokazać, na co ich stać. Mój syn dostał pałką tylko dlatego, że siedział na ławce. To nie pierwszy przypadek, kiedy ktoś jest bezprawnie pobity - mówi pani Irena, która też przyszła zapalić znicz pod komendę.
Butelki i kamienie poleciały w stronę komendy
W poniedziałek, kiedy z komendy nie wyszedł żaden policjant, ludzie zaczęli się denerwować. - Boją się wyjść i z nami porozmawiać, bo mają śmierć na sumieniu - krzyczeli ludzie.
Tłum zaczął wyzywać policję i walić pięściami w drzwi komisariatu. Kilku mężczyzn obrzuciło okna budynku jajami, butelkami i kamieniami. Zablokowali też ulicę i nie przepuszczali samochodów. Policjanci w radiowozach kilka razy próbowali podjeżdżać pod komendę, ale za każdym razem ludzie podbiegali w ich kierunku i policja się wycofywała.
Po godzinie 21 kilka radiowozów ustawiło się na pobliskim parkingu. Wtedy około 50 osób odłączyło się od tłumu i pobiegło w stronę parkingu. Tam obrzucili policyjne wozy kostką brukową i kamieniami. Pod komendą palono też opony. Na miejsce przyjechała straż pożarna.
Trzeba było wezwać posiłki
- To jest nielegalne zgromadzenie, kilka razy wzywaliśmy ludzi do rozejścia się, na tę chwilę wezwania będą ponawiane. Potwierdzamy, że komisariat został obrzucony kamieniami i butelkami - mówił w nocy Andrzej Świeboda, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Zawierciu.
Zawierciańscy policjanci musieli wezwać posiłki z Katowic i Częstochowy. Zamieszki trwały do późnych godzin nocnych. Nie ma żadnych poszkodowanych, ale dwie najbardziej agresywne osoby zostały zatrzymane. Uszkodzona została szyba przy wejściu do komendy i dwa służbowe radiowozy.
Jak policja odnosi się do zarzutów rodziny i znajomych Adriana? - Nie wiemy wciąż, jakie są przyczyny śmierci mężczyzny. Wyjaśni to sekcja zwłok. Cały czas jest też ustalana dokładna droga, jaką 21-latek przebył w nocy z soboty na niedzielę - mówi Świeboda.
Nie było alkoholu w organizmie
We wtorek do sprawy odniosła się Wojewódzka Komenda Policji w Katowicach. - Informację o tym, że do śmierci młodego mieszkańca Zawiercia miało dojść w wyniku działania funkcjonariuszy na tą chwilę należy traktować wyłącznie jako plotkę, nie mającą jakiegokolwiek potwierdzenia w ustaleniach toczącego się postępowania - poinformowało biuro prasowe komendy dodając, że sprawą zajęli się policjanci z Wydziału Kontroli KWP w Katowicach i Biura Spraw Wewnętrznych KGP.
- Na chwilę obecną zarówno ich ustalenia, jak i postępowanie prowadzone przez prokuraturę kategorycznie zaprzeczają, aby policjanci w jakikolwiek sposób interweniowali wobec młodego mieszkańca Zawiercia wcześniej, niż w chwili zgłoszenia o jego śmierci - czytamy w komunikacie.
Policja apeluje do wszystkich osób, które posiadają jakiekolwiek informacje mogące pomóc w ustaleniu okoliczności śmierci 21-latka, o kontakt z najbliższą jednostką policji - tel. 997 i 112.
Dziś po godz. 13 prokurator Tomasz Ozimek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, poinformował, że są już wstępne wyniki sekcji zwłok. Wykazały, że bezpośrednią przyczyną śmierci mężczyzny było zadławienie się wymiocinami. - Biegli także stwierdzili otarcia i zasinienia na rękach i nogach, ale wykluczyli jakoby mogło to skutkować zgonem - mówi Ozimek.
Okoliczności śmierci pozostają jednak zagadkowe, bo jak mówi prokurator Ozimek, w organizmie 21-latka nie stwierdzono alkoholu. Wyniki badań na obecność narkotyków będą natomiast znane za kilka dni.
Śledztwo wszczęte przez Prokuraturę Rejonową w Zawierciu zostało przejęte przez Wydział Śledczy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, by uniknąć zarzutów o brak obiektywizmu.
W poniedziałek zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożyła w prokuraturze także matka Adriana. Jedna ze spraw dotyczy domniemanego pobicia przez policjantów, druga - niewłaściwego udzielenia pomocy medycznej w szpitalu.
<><><><><><><><><><>
"Rzeczpospolita" ustaliła
Chronili obchody i pili.
Są dymisje
Izabela Kacprzak, Grażyna Zawadka 05-06-2014, ostatnia aktualizacja 05-06-2014 13:14
źródło: Fotorzepa
autor: Michał Walczak
Trzech naczelników ze stołecznej policji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo VIP-ów podczas obchodów 25-lecia wolności przyłapano na piciu w komendzie.
Rzecznik warszawskiej policji Mariusz Mrozek potwierdza: – Podjęta została natychmiastowa decyzja o odwołaniu wymienionych funkcjonariuszy z zajmowanych stanowisk oraz wszczęciu postępowań dyscyplinarnych.
Dwa dni obchodów rocznicy 25-lecia było największym od kilku lat wyzwaniem dla polskich służb. Do stolicy przylecieli m.in. prezydenci USA, Francji, Niemiec i Ukrainy. Nad ich bezpieczeństwem czuwały setki funkcjonariuszy, nie tylko z drogówki i prewencji, ale także wydziału kryminalnego oraz do walki z terrorem kryminalnym.
Późnym wieczorem we wtorek wybuchł skandal. Trzech stołecznych naczelników – szef wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw, jego zastępca oraz naczelnik wydziału kryminalnego – piło w komendzie alkohol.
Mariusz Mrozek zapewnia, że byli już „w czasie wolnym od służby". A to, że pili, miało ujawnić „kierownictwo komendy".
Informator „Rz" z Komendy Głównej Policji twierdzi coś innego: – Nie byli po służbie, ale na dyżurze – jako dyżurni podoperacji do spraw zabezpieczenia Obamy. Na gorącym uczynku złapał ich zastępca komendanta do spraw prewencji i zastępca do spraw kryminalnych. Stąd cała afera.
Według informacji „Rz" szef wydziału terroru kryminalnego miał 1,7 promila, jego zastępca 0,2 promila.
Naczelnik wydziału kryminalnego nie zgodził się na badanie alkomatem. – Nie mogliśmy nic zrobić, prawo nam na to nie pozwala, bo nie został złapany na przestępstwie. Ale czuć było od niego alkohol, jego zachowanie również świadczyło o tym, że był „pod wpływem" – opowiada stołeczny policjant.
Całej trójce grozi nawet wydalenie ze służby i w konsekwencji – niższa emerytura. Skąd dymisje i dyscyplinarka, skoro oficjalnie mieli być poza godzinami pracy? – Doszło do naruszenia dyscypliny pracy oraz regulaminu jednostki, do której nie można wnosić alkoholu ani go spożywać. Od tego są lokale na mieście lub własny dom – wyjaśnia nam jeden ze stołecznych funkcjonariuszy.
Rozmówcy „Rz" z warszawskiej policji są zdegustowani zachowaniem przełożonych. – To doświadczeni policjanci. Złożyli już raporty o emeryturę, ale raczej nie będzie na to zgody do czasu zakończenia postępowania dyscyplinarnego, które musi nastąpić w ciągu trzech miesięcy – mówi informator „Rz".
Rzeczpospolita
<><><><><><><><><><>
Bili i kopali przypadkowe osoby?
Policjanci i strażnicy miejscy oskarżeni
21.05.2014
Dwóch policjantów i troje strażników miejskich z Częstochowy odpowie za pobicie latem ubiegłego roku 10 osób. Według śledczych mieli bić i kopać przypadkowe osoby; użyli też gazu łzawiącego. Funkcjonariusze byli po służbie i pod wpływem alkoholu; nie przyznają się do winy.
O skierowaniu do Sądu Rejonowego w Częstochowie aktu oskarżenia w tej sprawie poinformował rzecznik częstochowskiej prokuratury Tomasz Ozimek.
Śledztwo dotyczyło wydarzeń, które rozegrały się w Częstochowie 29 sierpnia 2013 r. Tego dnia obchodzony jest Dzień Straży Gminnej. Oskarżeni funkcjonariusze, wśród których jest jedna kobieta, pili alkohol na terenie ogródków działkowych, potem poszli w kierunku dworca PKS. Jak ustalono, dwóch funkcjonariuszy zaczęło zaczepiać kilkuosobową grupkę mieszkańców stojących przed kamienicą. Jeden z policjantów uderzył w głowę mężczyznę.
Bili, kopali, użyli gazu łzawiącego
Jak relacjonował prokurator Ozimek, policjant uderzył też głową w twarz innego mężczyznę i użył gazu łzawiącego. - Wszystkie osoby towarzyszące napastnikowi zaczęły bić pokrzywdzonego rękami i kopać go po całym ciele. Gaz łzawiący został także użyty przeciwko towarzyszącej pokrzywdzonemu kobiecie. Pokrzywdzeni uciekli do pobliskiej bramy i telefonicznie zawiadomili policję - powiedział Ozimek.
Napadali przechodniów
Nie był to jedyny incydent z udziałem oskarżonych tego wieczora. Według świadków później funkcjonariusze także zachowywali się głośno i zaczepiali przechodniów. Jak ustalono, jeden z policjantów rzucił w kierunku kilku mężczyzn stojących przed sklepem niedopałek papierosa; uderzył pięścią w twarz jednego z mężczyzn i użył gazu łzawiącego. - Do zdarzenia włączyły się pozostałe osoby, używając gazu łzawiącego, bijąc i kopiąc przechodniów - powiedział Ozimek.
Pijani, agresywni
Awanturujących się funkcjonariuszy zatrzymano wieczorem przy ul. Krakowskiej. Cała piątka była pijana, mieli od 1 do 1,5 promila alkoholu. U pokrzywdzonych, których przewieziono do szpitala, lekarze stwierdzili stan po poparzeniu gazem i powierzchniowe obrażenia ciała.
Wszystkiemu zaprzeczają
Prokurator przedstawił funkcjonariuszom zarzuty udziału w pobiciu 10 osób. Żaden z nich nie przyznał się do winy. Przedstawili całkiem inną wersję wydarzeń niż pokrzywdzeni i świadkowie. Twierdzą, że to oni byli zaczepiani przez przechodniów, którzy mieli ich wyzywać, gdy zorientowali się, że mają do czynienia z przedstawicielami służb porządkowych. Podejrzani zaprzeczyli również, by używali gazu łzawiącego.
Funkcjonariusze kłamią?
Wyjaśnienia podejrzanych prokuratura uznała za niewiarygodne, bo całkowicie sprzeczne z pozostałym materiałem dowodowym, a w szczególności opiniami biegłego lekarza i zeznaniami świadków. Prokuratura ustaliła, że żaden z podejrzanych nie wykonywał połączeń na numery alarmowe, aby powiadomić o awanturze służby porządkowe.
Oskarżonym może grozić do 3 lat więzienia. Po przedstawianiu zarzutów funkcjonariusze zostali zawieszeni w czynnościach służbowych. - Osoby te są zawieszone i nie wykonują czynności służbowych do czasu prawomocnego wyroku. Będą mogły wrócić do pracy wyłącznie w przypadku uniewinnienia. W przypadku skazania zostaną zwolnione – powiedział Artur Kucharski ze Straży Miejskiej w Częstochowie.
Na wyrok sądu nie czekała policja i już zwolniła dwóch funkcjonariuszy.
pp/PAP
Polskie Radio
<><><><><><><><><><>
TVP.INFO
Wysoki rangą policjant KGP
zatrzymany za łapówki i nadużycia
mmik, zbyt, pszl publikacja: 27.05.2014 aktualizacja: 16:53
Policjanci Biura Spraw Wewnętrznych zatrzymali byłego wicedyrektora biura kryminalnego Komendy Głównej Policji. Jest podejrzany o przekroczenie uprawnień i przyjęcie łapówki; drugim podejrzanym w śledztwie jest lekarz. Śledztwo prowadzi krakowska prokuratura okręgowa.
Jak powiedział rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Sokołowski, Leszek K. został zatrzymany w poniedziałek. Przedstawiono mu dwa zarzuty: przekroczenia uprawnień i przyjęcia korzyści majątkowej. Grozi za to kara od roku do 10 lat więzienia.
K. to pierwszy szef Centralnego Biura Śledczego w Nowym Sączu i były wicedyrektor Biura Kryminalnego KGP. W 2004 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Idą w zaparte
– Leszkowi K. przedstawiono zarzut przekroczenia uprawnień i naruszenia tajemnicy służbowej w celu osiągnięcia korzyści osobistej – powiedział Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Hnatko poinformował, że Leszek K. w trakcie przesłuchania nie przyznał się do zarzutów i złożył wyjaśnienia. Prokurator zastosował wobec niego poręczenie majątkowe w kwocie 15 tys. zł i zakaz opuszczania kraju.
Prok. Janusz Hnatko poinformował również, że drugą podejrzaną w śledztwie osobą jest zastępca dyrektora Szpitala Powiatowego w Zakopanem Marian P., ordynator oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej. On również usłyszał zarzuty o charakterze korupcyjnym. Także on w trakcie przesłuchania nie przyznał się do zarzutów i składał wyjaśnienia. Prokurator zastosował wobec niego poręczenie majątkowe w kwocie 100 tys. zł i zakaz opuszczania kraju; zawiesił go także w czynnościach służbowych zastępcy dyrektora szpitala i ordynatora oddziału.
Z uwagi na dobro postępowania prokuratura nie podaje bliższych informacji na temat śledztwa.
To kolejne zatrzymanie dokonane w ostatnim czasie przez funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych. Przed tygodniem BSW zatrzymało policjanta z Krakowa, podejrzanego m.in. o ujawnianie środowisku pseudokibiców informacji niejawnych o planowanych działaniach policji. Marcinowi Ż. grozi do 12 lat pozbawienia wolności.
CZYTAJ TAKŻE Infiltracja a’la Kraków; policjant był „kretem” kiboli
PAP
<><><><><><><><><><>
Kraków.
Wniosek o areszt dla policjanta
podejrzanego o współpracę z kibolami
Trzy zarzuty dotyczące współpracy z przestępcami postawiła krakowska prokuratura policjantowi Marcinowi Ż., zatrzymanemu w środę przez funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych KGP. Prokuratura wystąpiła także do sądu z wnioskiem o aresztowanie podejrzanego. 32-letni Marcin Ż. był policjantem komendy miejskiej w Krakowie, z 8-letnim stażem w pionie patrolowo-interwencyjnym.
Czytaj także: Policjant z Krakowa współpracował z kibolami
Jak poinformował w czwartek PAP prok. Janusz Hnatko, najważniejszy z zarzutów dotyczy kilku zdarzeń w 2013 roku, polegających na przekazywaniu osobom nieuprawnionym informacji uzyskanych w związku z wykonywaniem czynności służbowych.
Przekazanie tych informacji mogło utrudnić skuteczne wykonywanie obowiązków przez policję.
Jak informowała wcześniej KGP, policjantowi zarzucono m.in. ujawnianie środowisku pseudokibiców informacji niejawnych o planowanych działaniach policji.
Kolejny zarzut dotyczy rozboju dokonanego w pierwszej połowie 2013 r., podczas którego Marcin Ż. przywłaszczył telefon komórkowy, 500 zł i dowód osobisty, przy czym zdarzenie to nie było związane z wykonywaniem obowiązków służbowych. Marcinowi Ż. zarzucono także nielegalne posiadanie amunicji.
Mężczyzna został dwukrotnie przesłuchany w środę i czwartek. Podczas pierwszego przesłuchania składał wyjaśnienia, w czwartek skorzystał z prawa do odmowy.
"Dla dobra postępowania nie udzielamy informacji dotyczących wyjaśnień i stanowiska podejrzanego co do ogłoszonych zarzutów" – powiedział prok. Hnatko.
Jak dodał, wniosek o aresztowanie podejrzanego uzasadniony jest grożącą surową karą i obawą matactwa.
Policjanci BSW (tzw. policja w policji) przez ponad rok pracowali nad tą sprawą. "Pierwsze informacje o przestępczej działalności Marcina Ż. BSW otrzymało od pracujących z nim policjantów, którzy zaczęli się obawiać o swoje bezpieczeństwo" - mówił PAP rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Sokołowski. Jak podkreślił, "w środowisku policyjnym tego typu przestępstwo jest postrzegane jako jedno z najgorszych i najniebezpieczniejszych, ponieważ nie tylko daje przestępcom przewagę i pozwala przygotować się na działania policji, ale przede wszystkim naraża życie i zdrowie policjantów biorących udział w akcjach".
Rzecznik małopolskiej policji Mariusz Ciarka potwierdził, że sygnał do BSW w sprawie policjanta wyszedł z samej policji. "Jakiś czas temu zauważono sygnały, że policjant obraca się w środowisku, które nie przystoi policjantowi i z którym nie powinien on utrzymywać kontaktu. Nie było żadnych konkretnych podejrzeń, ale przekazaliśmy sygnał do wyjaśnienia" – powiedział Ciarka.
Jak podała KGP, Marcinowi Ż. grozi kara do 12 lat pozbawienia wolności.
Gazeta Krakowska
22.05 2014 r
<><><><><><><><><><>
22 kwietnia 2014, 15:45
Pijany prokurator,
spowodował wypadek
tvn24
W wypadku ranny został mężczyzna i dwójka jego dzieci
Prokurator z Nowej Soli, który po pijanemu spowodował wypadek na Dolnym Śląsku i zbiegł, został zawieszony. Podobna kara spotkała drugiego śledczego, który z nim jechał. Obaj mogą zostać wydaleni ze służby. Kierowcy grozi dodatkowo pozbawienie immunitetu i więzienie.
- Prokurator Okręgowy w Zielonej Górze zaraz po zdarzeniu wszczął postępowanie służbowe w tej sprawie (wypadku - przyp. red.), a 22 kwietnia wydał postanowienia o zawieszeniu w czynnościach obu prokuratorów – poinformował Zbigniew Fąfera z prokuratury okręgowej w Zielonej Górze.
Kierowca uciekł z miejsca wypadku
Wypadek , który spowodował jeden z prokuratorów, miał miejsce w piątek po popołudniu w Mieszkowie w powiecie polkowickim na krajowej „3”.
- Auto prowadzone przez jednego ze śledczych, zjechało na przeciwległy pas. Uderzyło w samochód osobowy, którym podróżowała czteroosobowa rodzina. Obrażenia odniósł kierowca i dwójka jego dzieci – informował Liliana Łukasiewicz z prokuratury okręgowej w Legnicy. – Kierowca auta, który spowodował wypadek, uciekł z miejsca wypadku- dodała.
Na miejscu pozostał jednak pasażer.
Jak powiedziała Łukasiewicz, prokuratora-kierowcę udało się zatrzymać dopiero o godzinie 22:40. Po przebadaniu alkomatem, okazało się, że w wydychanym powietrzu było ponad 0,7 promila alkoholu. Nowosolski prokurator miał tłumaczyć przesłuchującym go śledczym, że alkohol wypił po wypadku. Jednak tej wersji zaprzeczył jego kolega, również prokurator, który był pasażerem.
Służbowo i karnie
Pijany prokurator uciekł z miejsca wypadku?
Spowodował...
czytaj dalej »
Jak powiedział w rozmowie z tvn24.pl Zbigniew Fąfera z prokuratury okręgowej w Zielonej Górze. Zawieszenie to początek problemów obu prokuratorów. Muszą się liczyć z tym, że ich sprawą zajmie się rzecznik dyscyplinarny, który może orzec nawet wydalenie ze służby prokuratorskiej.
- W obu wypadkach chodzi o uchybienie godności zawodu prokuratora. Śledczy, który kierował i jest podejrzewany o prowadzenie pod wpływem alkoholu, nie powinien tego robić. Drugi zaś nie powstrzymał pierwszego i tym samym uchybił godności zawodu – wyjaśnił Fąfera.
Jak tłumaczył aktualnie w stosunku do nowosolskiego prokuratora - sprawcy wypadku prowadzone są dwa postępowania. Pierwsze – karne, które jest prowadzone przez prokuraturę rejonową w Głogowie. I drugie postępowanie wyjaśniające w Prokuraturze Okręgowej w Zielonej Górze.
W stosunku do drugiego z mężczyzn prowadzone jest wyłącznie postępowanie służbowe.
Pozbawienie wolności
Jak powiedziała rzeczniczka prokuratury okręgowej w Legnicy, której podlegają śledczy z Głogowa, kierowcy grozi nawet do czterech i pół roku więzienia.
- Takie kary za ucieczkę z miejsca wypadku i prowadzenie auta pod wpływem alkoholu przewiduje kodeks - wyjaśniła Łukasiewicz.
Czytaj więcej o sprawie
Zobacz wideo z miejsca wypadku
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
13 marca 2014, 9:40
tvn 24
Sędzia po alkoholu spowodowała kolizję.
"Odpowie jak każdy inny kierowca" ???
Kontakt24
Do wypadku doszło rankiem 17 lutego
Nie 1,6, a ponad 2 promile alkoholu we krwi miała Monika C. - wynika z badań. Wiceprezes sądu rejonowego spowodowała w tym stanie kolizję. Wciąż nie wiadomo jednak, jakie konsekwencje poniesie. Sprawę bada rzecznik dyscyplinarny sądu.
- Otrzymaliśmy wynik badania. Okazało się, że we krwi Moniki C. zawartość alkoholu była znacznie wyższa niż w wydychanym powietrzu – mówi Robert Fudali z prokuratury rejonowej w Ząbkowicach Śląskich. Zaznacza jednak, że wynik ten nie zmienia sytuacji wiceprezes dzierżoniowskiego sądu. – Odpowie tak, jak każdy inny kierowca. Teraz czekają nas czynności związane z wydaniem zezwolenia na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej – wyjaśnia prokurator.
Zdecyduje rzecznik dyscyplinarny
Sąd potwierdza wypadek sędzi. "Dziś jest na urlopie"
Kierowany przez...
czytaj dalej »
Monikę C. może czekać nie tylko postępowanie karne, ale także dyscyplinarne. Początkowo sędziowie nie mogli wszcząć postępowania wewnętrznego, bo prezes sądu okręgowego nie został oficjalnie poinformowany o kolizji z udziałem kobiety. Teraz sytuacja się zmieniła.
– Przekazaliśmy już wszystkie materiały, jakie otrzymaliśmy od prokuratury, do rzecznika dyscyplinarnego - informuje Agnieszka Połyniak z sądu okręgowego w Świdnicy. I zaznacza, że teraz decyzja odnośnie dalszych zawodowych losów sędzi będzie zależała wyłącznie od postanowienia rzecznika.
Obecnie kobieta przebywa na zwolnieniu lekarskim. Gdyby nie to, mogłaby aż do zakończenia postępowania pracować. Sędzia może też dobrowolnie zrzec się pełnienia funkcji. Jednak do momentu podjęcia decyzji przez sąd dyscyplinarny, bądź zaistnienia innych okoliczności, które wyłączyłby wiceprezes od pełnienia obowiązków, nie ma podstaw do odsunięcia jej od pracy.
Pijana sędzia wjechała w drzewo
Wideo: tvn24 Pijana sędzia wjechała w drzewo
Pijana rozbiła samochód na drzewie
Kierowany przez sędzię samochód wjechał w drzewo, ściął dwa znaki i wylądował na przeciwległym pasie.
Pierwszą informację na temat wypadku dostaliśmy na Kontakt24. Za jazdę pod wpływem alkoholu grozi grzywna, ograniczenie wolności lub kara do dwóch lat więzienia.
Do wypadku doszło na wysokości miejscowości Kluczowa:
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
Pijany policjant kierował renault
2014-04-23 10:58
KOLIZJA W OCHĘDZYNIE
We wtorek w godzinach nocnych w miejscowości Ochędzyn na tamtejszym odcinku Drogi Krajowej nr 8 doszło do zdarzenia drogowego w wyniku którego renault kierowane przez 36-latka wypadło z trasy zatrzymując się na jednym z boków w przydrożnym rowie. Na miejsce skierowano między innymi funkcjonariuszy z KPP Wieruszów, którzy ujawnili, że kierujący był pod wpływem alkoholu – miał 1,50 promila. Ponadto okazało się, że to policjant wieruszowskiej komendy, który podróżował w tym stanie w czasie wolnym od służby. Został zaaresztowany. Po wytrzeźwieniu zostały mu postawione zarzuty. –Jest nam bardzo przykro, że doszło do takiej sytuacji. Nie zamierzamy absolutnie zamiatać tego pod dywan. Komendant uruchomił już procedury mające na celu usunięcie tego funkcjonariusza ze służby – mówili portalowi tugazeta.pl przedstawiciele wieruszowskiej policji. 36-letni mężczyzna pracował w policji 12 lat w wydziale patrolowo – interwencyjnym.
O sprawie innego, wieruszowskiego funkcjonariusza, który pijany podróżował po Kaliszu pisaliśmy tutaj: [link widoczny dla zalogowanych] i tutaj: [link widoczny dla zalogowanych]
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
]
Policjanci torturowali zatrzymanych:
'Przesłuchamy cię jak w Guantanamo'
Wojciech Czuchnowski
2013-08-17, ostatnia aktualizacja 2013-08-17 12:33:21
Mieli bić, razić paralizatorem,
polewać wodą, zaklejali usta taśmą.
Jeden z zatrzymanych popełnił samobójstwo.
Siedleccy policjanci nadal pracują.
Przestępcy często oskarżają policję o stosowanie niedozwolonych metod i wymuszanie zeznań biciem. Na ogół nikt im nie daje wiary. W tym przypadku jest inaczej. 20 czerwca 2013 r. prokurator Wiesław Tulikowski z Chełma Lubelskiego postawił zarzuty naczelnikowi Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Siedlcach i czterem jego podwładnym.
- To pierwsza na taką skalę sprawa w Polsce - mówi mec. Mikołaj Pietrzak z kancelarii Pietrzak & Sidor, która reprezentuje rodziców Jędrzeja Kryszkiewicza. Tego, który zabił się po przesłuchaniach w siedleckiej policji.
Policjantom grozi od roku do dziesięciu lat więzienia za "przemoc, groźbę bezprawną, znęcanie się" w celu uzyskania zeznań (art. 246 kk). Zarzuty mają naczelnik, aspirant sztabowy Wiesław P. (odznaczony medalem za długoletnią służbę), i jego podwładni: młodsi aspiranci Jarosław K., Adam Ch. i Grzegorz P. oraz starszy sierżant Grzegorz R. Znęcać mieli się nad trzema sprawcami kradzieży w sklepie jubilerskim w Siedlcach.
Samobójstwo
24 sierpnia 2012 r., tydzień po wyjściu z izby zatrzymań w siedleckiej komendzie, 19-letni Jędrzej Kryszkiewicz popełnia samobójstwo niedaleko swojego domu w Ostrowie Wielkopolskim. Zostawia list pożegnalny: "Wybaczcie mi, to jedyny ratunek dla duszy mojej. Tylko w ten sposób mogłem się uratować. Módlcie się za mnie".
Gdyby nie to samobójstwo, sprawy przeciwko policjantom z Siedlec mogłoby nie być. Jest, bo rodzice Jędrzeja uważają, że przyczyną śmierci syna były wydarzenia w komendzie.
Rozmawiamy w ich domu w Ostrowie. Opowiadają, że Jędrzej, który wcześniej trenował sztuki walki i był nawet mistrzem Polski juniorów, po urazie kręgosłupa musiał zrezygnować ze sportu i "wpadł w złe towarzystwo". Nie zaprzeczają, że okradł jubilera. - Ale to nie usprawiedliwia tego, co z nim robiła policja - mówi ojciec Tomasz Kryszkiewicz.
Po śmierci syna skontaktował się z biurem spraw wewnętrznych policji. Opowiedział, co Jędrzej mówił o torturach podczas przesłuchania. - W BSW nie chcieli zamieść sprawy pod dywan. Powiedzieli, byśmy złożyli wniosek, by sprawą zajęła się inna prokuratura niż w Siedlcach - wspomina matka Małgorzata Kryszkiewicz. I chociaż śledztwo o doprowadzenie Jędrzeja do targnięcia się na własne życie zostało umorzone, to sprawę znęcania się prokurator potraktował inaczej.
"Rozpytanie"
14 sierpnia 2012 r. do komendy w Ostrowie Wlk. przyjeżdżają policjanci z Siedlec odległych o prawie 400 km. Mają zabrać Jędrzeja Kryszkiewicza i jego dwóch kolegów: 29-letniego Mariusza M. i 22-letniego Mateusza G. To oni okradli jubilera na jednej z głównych ulic Siedlec.
Rabunek wyglądał tak: pierwszy do jubilera wszedł Maciej P., mieszkający w Siedlcach kolega Jędrzeja. Poprosił, by mu pokazać złote łańcuszki. Gdy ekspedientka wyjęła kilka pudełek, do sklepu wpadł Jędrzej. Wyrwał jej pudełka, wybiegł i odjechał samochodem, w którym czekali dwaj koledzy. Obsługa sklepu skojarzyła, że Maciej P. jest wspólnikiem złodziei, i nie wypuściła go aż do przyjazdu policji.
Na przesłuchaniu Maciej P. podał nazwiska pozostałych. Informacje przekazano policji w Ostrowie, która złodziei wyłapała.
Po przewiezieniu zatrzymanych do Siedlec policjanci z wydziału kryminalnego komendy miejskiej przez kilka godzin prowadzili tzw. rozpytanie. Złodzieje się przyznali. To właśnie wtedy policjanci mieli dopuścić się przemocy. Co działo się w pokojach wydziału kryminalnego - mówią materiały śledztwa.
Podtapianie, paralizator
Mariusz M. zeznał, że przed wejściem do policyjnego auta "dostał łokciem w twarz" od jednego z funkcjonariuszy i został porażony paralizatorem:
„Ten policjant powiedział, że jedziemy teraz na Kresy Wschodnie, tam kończą się humanitaryzm i prawa człowieka”. „Ten, do którego zwracali się »naczelniku «, wydawał polecenia, że mamy być uciszeni, abyśmy nie krzyczeli”. „Wypowiedział do mnie takie słowa, że oni są takimi samymi bandytami jak my, z tym że oni działają w imieniu prawa, a my przeciwko niemu”. „Naczelnik ostrzegał, że jeśli zmienię zeznania u prokuratora, to będę osadzony w areszcie w Siedlcach, a oni tam mają swoich ludzi i będę cwelem”.
„Leżąc na podłodze, słyszałem, jak przesłuchują Jędrzeja. Przez dłuższy czas się nie przyznawał i oni go bili. Jędrek krzyczał, błagał, żeby nie bili, potem słyszałem, jak kazali mu siadać na biurku i wkładać jądra do szuflady, słyszałem też, jak oni mu ubliżali, mówiąc do niego »ciota «”.
„Naczelnik mówił, że mamy być tak bici, aby nie było słychać, jak krzyczymy. Mówił: »zakneblujcie im mordy, bo się drą jak baby na porodówce «”.
"Funkcjonariusz z blizną na ręce był głównym moim oprawcą, raził mnie paralizatorem, bił pałką po głowie i po uszach, deptał po głowie. Kiedy inny policjant bił pałką po piętach, on zasłaniał mi usta ręką, żebym nie krzyczał. To ten policjant zdjął mi spodenki do kolan, polał moje genitalia wodą, straszył, że jeżeli się nie przyznam, to pojadę do lasu. Mówił, że będę przesłuchiwany jak w Guantanamo, prawdopodobnie on przyniósł do pokoju wiadro i wodę w litrowych butelkach po coli. Pytał, czy trenowałem pływanie, że dowiem się, dlaczego w Guantanamo wyciągają z nich wszystko, co wiedzą".
"Nawet jak się zacząłem przyznawać, byłem bity. Przewrócili mnie na plecy, położyli na twarz ręcznik, zaczęli delikatnie lać wodę wokół głowy, za chwilę wszedł naczelnik i powiedział, żeby mi dojebać po raz ostatni i żeby mi do głowy nie przyszło wycofywać wyjaśnień u prokuratora, bo i tak dostanę sankcję w Siedlcach, a oni będą mnie cały czas brać na przesłuchania".
"Ten, co wszedł, odchylił mi głowę tak, że leżałem jednym uchem na linoleum, a na drugie mi nadepnął. Stojąc nade mną, zaczął mnie rytmicznie uderzać pałką w czubek głowy. Słyszałem, jak w pokoju obok Jędrek jest rażony prądem i krzyczy. Leżałem twarzą do ziemi, policjant podszedł do mnie, zdjął mi spodenki krótkie, majtki ściągnął na wysokość butów, wziął butelkę po coca-coli i zaczął polewać wodą, woda poleciała mi na genitalia, powiedział, że zaraz zostanę rozdziewiczony, dołożył paralizator do jąder i go włączył".
Z zeznań Mateusza G.:
"Policjant wywrócił mnie na ziemię, wcześniej miałem wrażenie, że robiłem jakieś fikołki, potem pamiętam, że leżałem twarzą do parkietu między biurkami". "Paralizator przyniósł jeszcze jeden funkcjonariusz. Powiedział, że oni mi dzisiaj cały ten paralizator wyładują". "Ten wysoki zdjął mi adidasy z nóg i uderzył twardą grubszą czarną pałką po piętach". "O tym, że tu jest wschód i tu nie ma demokracji, powiedział ten najgrubszy policjant".
Szuflada na genitalia
Zeznania dziewczyny Mariusza M.:
"Mariusz mówił mi, że widział, jak Jędrek siedział na biurku bez majtek i szufladą miał przytrzaskiwane genitalia". "Widziałam u Mariusza sine małżowiny uszne, kropki na ciele, były czerwone i wyglądały jak przypalone od papierosa, miał sine stopy i kulał".
Zeznania dziewczyny Mateusza G.:
"Na plecach miał kropeczki czerwone, bolało go to. Chciałam, żeby pojechał do szpitala na obdukcję, ale on, bał się, że jak pojedzie jeszcze raz do Siedlec, to go zabiją, jak się dowiedzą, że był na obdukcji".
Zeznania brata Jędrzeja Kryszkiewicza:
„Jędrek mówił o torturach. Mówił, że policjanci polewali go zimną wodą, że jak się nie przyznawał do czegoś, to siłą wzięli go do jakiejś szafki i przytrzaskiwali jądra drzwiami”. „Mówił, że przesłuchiwało go ok. 5 policjantów, jeden mówił »ja jestem sadystą i chuj «, że »tu jest Białoruś «. Widziałem u brata ślady po paralizatorze na nogach, karku i na wewnętrznych stronach ud. Jędrek mówił, że paralizatorem był rażony po jądrach”. „Jędrek żałował, że od początku się nie przyznał, bo wtedy nie miałby przytrzaskiwanych jąder”.
Zeznania ojca Jędrzeja: "W czasie bicia syn miał usta zaklejone taśmą".
Co ma prokurator
Zeznania zatrzymanych i ich bliskich to niejedyne dowody. Mariusz M. i Mateusz G. rozpoznali na zdjęciach policjantów, którzy mieli ich bić. Opis pomieszczeń, gdzie byli "rozpytywani", zgadza się z wyglądem pokojów wydziału kryminalnego w Siedlcach, zeznania składali niezależnie od siebie (przebywają w różnych aresztach w Polsce za inne przestępstwa). I najważniejsze: Jędrzej Kryszkiewicz i Mariusz M. po powrocie do Ostrowa poddali się obdukcji lekarskiej - potwierdziła obrażenia po pobiciu i ślady po paralizatorze.
Czy prokurator ma jeszcze inne dowody? Na razie to tajemnica śledztwa. Do udowodnienia policjantom winy przed sądem droga daleka.
Rodzice Kryszkiewicza zgłosili jego śmierć do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Mimo umorzenia w tej części śledztwa uważają, że maltretowanie przyczyniło się do samobójstwa syna. Po powrocie do domu wciąż się bał, "nie był sobą". - Wczoraj miałby 20. urodziny. Chciałabym normalnie przechodzić po nim żałobę i do tych wydarzeń nie wracać, ale nie mogę tego tak zostawić - mówi Małgorzata Kryszkiewicz.
- Nie mogą pozostać bezkarne działania tych, którym tytuł i odznaka służą jako osłona do działań zwyrodniałych, okrutnych i łamiących prawo - dodaje ojciec.
Przywróceni do służby
Komenda w Siedlcach to odnowiony budynek w centrum miasta. Przy wejściu wyłożone lokalne czasopismo. Na okładce zdjęcie komendanta i tytuł "Komendant z pasją". Podinspektor Marek Fałdowski przyjmuje mnie w gabinecie, przez okno widać sąsiedni budynek wydziału kryminalnego. Mówi, że nie wierzy w winę podwładnych.
- To wartościowi i oddani funkcjonariusze, przebieg ich służby był nienaganny. Do tej pory nie miałem do nich najmniejszych uwag. Chciałbym wierzyć, że sąd wyda wyrok uniewinniający, że policjanci zostaną oczyszczeni - powtarza kilka razy.
Nie przekonują go zebrane przez prokuratora dowody. Zresztą, jak mówi, nie zna ich. Policjantów zawiesił na krótko, więc już wrócili do pracy. - Nie miałem podstaw, by ich dalej zawieszać. Art. 39 ustawy o policji mówi, że zawieszenie można przedłużyć w uzasadnionych przypadkach do czasu zakończenia postępowania karnego, ale w mojej ocenie taki przypadek tutaj nie zachodził.
Komendant ubolewa, że z powodu tej sprawy jego jednostka może być w mediach przedstawiona w złym świetle.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
10 października 2013, 14:57
Bili, żeby wymusić zeznania. Policjanci z zarzutami
Policjantom grozi od roku do 10 lat więzienia
Komendant i trzej funkcjonariusze policji z komisariatu w Skaryszewie k. Radomia zostali oskarżeni przez prokuraturę o przekroczenie uprawnień i stosowanie przemocy wobec dwóch młodych ludzi. Policjanci mieli ich bić, żeby wymusić zeznania. Oskarżonym grozi od roku do 10 lat pozbawienia wolności.
Jak poinformował w czwartek szef Prokuratury Rejonowej w Grójcu Tomasz Kulpa, prokuratura skierowała w tej sprawie do sądu w Radomiu dwa akty oskarżenia. W sumie oskarżonych zostało czterech funkcjonariuszy: komendant komisariatu Maciej S. oraz trzech jego podwładnych: Bogdan W., Rafał K. i Mateusz R. Mężczyźni pracują w policji od kilku do kilkunastu lat.
Prokuratura: uderzali pałkami, kopali
Według śledczych policjanci podczas wykonywania czynności służbowych z dwoma młodymi ludźmi, bili ich, uderzali pałkami, a jeden z funkcjonariuszy także kopał pokrzywdzonych. Zdaniem prokuratury policjanci chcieli w ten sposób uzyskać od zatrzymanych określone zeznania w sprawie, w której byli oni przesłuchiwani.
Młodzi ludzie po opuszczeniu komisariatu zrobili obdukcję lekarską. Matka jednego z nich złożyła doniesienie do prokuratury.
Nadal w pracy
Policjanci nie przyznają się do zarzucanych im czynów. Nadal pełnią służbę w komisariacie w Skaryszewie. Tuż po przedstawieniu im zarzutów komendant miejski policji w Radomiu zdecydował o zawieszeniu ich na trzy dni w pełnieniu obowiązków służbowych. Potem funkcjonariusze wrócili do służby. - Z decyzją dotyczącą dalszych losów funkcjonariuszy czekamy do rozstrzygnięcia sprawy przez sąd – powiedziała Justyna Leszczyńska z zespołu prasowego radomskiej policji.
Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Radomiu Małgorzata Chrabąszcz, innymi doniesieniami w sprawie policjantów ze Skaryszewa zajmuje się Prokuratura Rejonowa Radom-Wschód.
Śledztwo, przedłużone do końca roku, dotyczy przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy wobec kilkunastu przesłuchiwanych osób poprzez stosowanie przymusu bezpośredniego, w celu uzyskania określonej treści zeznań. Są wśród nich m.in. strażacy z ochotniczej straży pożarnej podejrzewani o podpalenia. Wcześniej rzeczniczka mazowieckiej policji Alicja Śledziona informowała, że dwóch mężczyzn, którzy obciążali winą policjantów, ma zarzuty zmuszania przemocą i groźbami karalnymi dwóch mieszkańców Skaryszewa do składania fałszywych zeznań mających obciążyć komendanta komisariatu policji.
Autor: db/ja / Źródło: PAP
<><><><><><><><><><>
TVN 24
19 listopada 2013, 15:57
Policjant oskarżony o pobicie
w trakcie zatrzymania
Policjant nie przyznaje się do winy
Za przekroczenie uprawnień służbowych i pobicie odpowie przed sądem policjant z Zawiercia (woj. śląskie). Według ustaleń śledztwa rok temu podczas legitymowania grupki pijącej alkohol funkcjonariusz uderzał pięścią w brzuch i kopał zatrzymanego. Policjant nie przyznaje się do winy.
-Akt oskarżenia w tej sprawie skierowała do sądu w Zawierciu częstochowska prokuratura rejonowa- podaje Tomasz Ozimek z prokuratury okręgowej w Częstochowie.
"Uderzył go w brzuch i przewrócił na ziemię"
Do interwencji doszło 3 listopada 2012 roku. Wieczorem Radosław K. wraz z czterema znajomymi pił piwo na terenie przedszkola w Zawierciu. Tam został wylegitymowany przez patrol policji.
-W trakcie legitymowania jeden z policjantów uderzył Radosława K. w brzuch i przewrócił go na ziemię. Następnie policjant założył pokrzywdzonemu kajdanki i leżącego kilkakrotnie kopnął w nogi, krocze i głowę. Drugi z policjantów w tym czasie wykonywał czynności z udziałem pozostałych osób. Po przewiezieniu do komendy K. został ponownie uderzony pięścią w brzuch - relacjonuje prok. Ozimek.
Po policyjnej interwencji lekarze stwierdzili u Radosława K. stłuczenia głowy, kręgosłupa szyjnego i krocza, mężczyzna miał też krwiak wewnętrznej strony uda.
Funkcjonariusz nie przyznaje się
Oskarżony policjant nie przyznał się do zarzucanego mu przestępstwa. Jak wyjaśniał w prokuraturze, zatrzymany zachowywał się agresywnie i w związku z tym zastosował wobec niego przymus fizyczny. Zaprzeczył, aby Radosław K. był bity.
Jak zaznacza rzecznik prokuratury, wyjaśnieniom tym nie dano wiary, gdyż są one sprzeczne z pozostałym materiałem dowodowym, a w szczególności opinią biegłego lekarza oraz zeznaniami świadków zdarzenia.
Zarzucane oskarżonemu przestępstwo jest zagrożone karą do trzech lat pozbawienia wolności.
<><><><><><><><><><>
Policjantka wsiadła za kierownicę
mając 3 promile.
Wszczęto śledztwo
2013-07-01 11:42:04, aktualizacja: 2013-07-01 11:42:04
Krakowska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie policjantki, która kierowała samochodem mając 3 promile alkoholu we krwi – poinformowała w poniedziałek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska.
Funkcjonariuszka Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie Agnieszka K. 26 czerwca jechała czteropasmową ulicą, zahaczając o krawężniki i zmuszając innych kierowców do zjeżdżania z drogi, aby uniknąć kolizji. Świadkowie tej jazdy zawiadomili policję. We krwi policjantki stwierdzono 3 promile alkoholu.
Prokuratura postawiła jej zarzut kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości i sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym – z uwagi na rażąco niebezpieczną jazdę.
Jako podejrzana policjantka skorzystała z prawa do odmowy wyjaśnień.
Jak poinformowano w wydziale prasowym małopolskiej policji, nadkom. Agnieszka K. pracowała w wydziale kadr KWP i legitymowała się 12-letnim stażem pracy.
"Po otrzymaniu materiałów z prokuratury zostanie wszczęta wobec niej procedura dyscyplinarna" – powiedziała Katarzyna Padło z zespołu prasowego małopolskiej policji. Poinformowała także, że bezpośrednio po zatrzymaniu przeprowadzono kontrolę w wydziale, w którym pracowała, ale nie stwierdzono nieprawidłowości.
Funkcjonariuszce grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
PAP
Gazeta Krakowska
<><><><><><><><><><>
Wysoki rangą funkcjonariusz z Gdańska
z zarzutem 'dokonania
innej czynności seksualnej'
na nieletniej
Prokuratura postawiła zarzut dokonania innej czynności seksualnej na 14-latce policjantowi Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku - podaje TVN24. - Został przyłapany niemal na gorącym uczynku. Chodzi o wysokiego rangą funkcjonariusza - podaje prokuratura.
Policjant został zatrzymany w sobotę około godziny 15. Wciąż trwają przesłuchania w tej sprawie. Policjantowi został postawiony zarzut "dokonania innej czynności seksualnej z osobą poniżej 15. roku życia".
- Podejrzany spędzał weekend w domku letniskowym na terenie miejscowości Wygonin. Wśród tych osób była pokrzywdzona. Do zdarzenia doszło w ciągu dnia. Podejrzany został przyłapany na gorącym uczynku - mówił w TVN24 Mariusz Duszyński z prokuratury rejonowej w Kościerzynie. Z informacji telewizji wynika, że ofiara była osobą opóźniona w rozwoju. Na razie tego śledczy nie potwierdzają.
Nie ma jeszcze decyzji o areszcie. Zatrzymanemu grozi od 2 do 12 lat więzienia.
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>
Seks tradycyjny,
to w prezerwatywie, seks oralny to bez.
K: kobieta, wysoko postawiona oficer
z komendy wojewódzkiej
Marzec: właśnie odwołany nadinspektor Leszek Marzec
K: To mnie nie wkur..., to mi sprawia przykrość
Marzec: Czemu?
K: No czemu?
Marzec: Ty mi sprawiłaś mi więcej przykrości.
K: Czym? Tym, że ci powiedziałam,
że chcę się z prezerwatywą kochać?
Marzec: Można to było powiedzieć całkiem inaczej,
zwłaszcza że za każdym razem robiliśmy to w ten sposób.
A argumentacja twoja była, no zaje...
Powiedziałaś, że wiesz skądś, nie wiem skąd,
że współżyję z kilkoma naraz.
K: Nie, nie, tak nie powiedziałam.
Marzec: Tak to odebrałem.
K: Powiedziałam tylko, że ponad wszelką wątpliwość wiem,
że nie jestem jedyna. (...) O tak powiedziałam.
Dusiłeś i chciałeś, żebym Ci powiedziała.
Starałam się powiedzieć to w sposób jak najdelikatniejszy.
Co nie zmienia faktu, że jest czymś niefajnym,
jak tam mi wsadzasz to z prezerwatywą,
ale jak tu, to już nie. Bo to jest teraz dyskusja o tym.
I to znaczy, że Ty myślisz tylko o sobie.
Marzec: Nie, nie, nie... To ja inaczej to odebrałem.
No dobra, nieważne.
(...)
K: Tak jak to mówisz, jesteśmy na początku związku.
Dobra, to pół roku, ale może to jest na początku jeszcze.
I z tego nic nie wynika. W tym sensie, że tak:
kochamy się rzadko, nie widujemy się.
Ja uważam, że w relacji kochanek–kochanka tym,
co przywiązuje człowieka do człowieka, jest seks.
Gdy tego seksu nie ma, to trudno się czymś przywiązać.
Zwłaszcza gdy brak jeszcze komplementów
i do tego dochodzi jeszcze nierealizowanie obietnic (...).
To jest mój punkt widzenia.
Nie wiem, czy prawda, ale mój punkt widzenia.
Marzec: Prawda. To, co mówisz,
to tylko prawdę i całą prawdę. Tu masz rację.
K: Czyli ponieważ sprowadzasz sprawę
do traktowania instrumentalnego tego,
co się między nami dzieje, nie dziw się,
że ja zaczynam podchodzić do tego w taki sam sposób.
Żeby to było jasno powiedziane.
Marzec: Jasność jest pełna.
(...)
K: Dobrze to zrozumiałam, że nie dziwi Cie moje podejście?
Marzec: Nie.
K: To dobrze. Ja nie mam nic przeciwko takiej relacji,
wyłącznie instrumentalnej. Ale żeby ona była zadowalająca,
to ona nie może być raz na 1,5 miesiąca.
Marzec: To ona musi być...
K: Ona musi być. Tak, tak. To nie jest zarzut pod Twoim adresem,
tylko mój punkt widzenia, wiesz?
Marzec: Ale Ty nic nowego mi nie mówisz,
w sensie, że odkrywcze coś. No masz rację.
Co ja Ci będe mówił, że nie masz racji, jak masz rację.
K: Nie, no z prezerwatywą też mam rację.
Marzec: Albo to źle przekazałaś,
albo wina leży po dwóch stronach:
Ty źle przekazałaś, a ja to źle odebrałem.
Ani razu nie kochaliśmy się... Seks tradycyjny,
to w prezerwatywie, seks oralny to bez.
Ale nigdy tradycyjnie nie robiliśmy tego bez.
K: Robiliśmy.
Marzec: Nie.
K: Tak, za pierwszym razem.
Marzec: Aha, no to sorry. Ja myślałem...
Tak myślałem, że mieliśmy.
K: Nie. No, ale to nie szkodzi.
Marzec: No, to dlatego dla mnie było normalne...
Że jeżeli mówimy, że robimy tak, to robimy tak,
ale ta argumentacja... Że ja – brzydko powiem teraz,
żeby bardziej zobrazować
– że ja jak ten Twój siwy kolega jadę z jedną dupą do lasu,
biorę jedną dupę, potem drugą, trzecią, czwartą,
jakbym nie wiadomo jakim tam był tym.
A na końcu idę i z Tobą się kocham.
I dlatego musisz mieć prezerwatywę, nie?
Bo to tak powiedziałaś, że mam kilka partnerek.
K: Nie, powiedziałam "nie jestem jedyna",
a to jest całkiem co innego.
Marzec: Ja też nie jestem jedyny.
Na takim samym wózku jedziemy.
Ty nie jesteś jedyna i a nie jestem jedyny,
bo Ty masz męża, a ja mam żonę.
To już jest przynajmniej tutaj jeden–jeden, nie?
Co tam jeszcze po boku, to ja nie wiem
i ja się o to nawet nie pytam i jeżeli mówisz tak,
to tak, no. Ja to tak odebrałem, no.
Ja to odebrałem, jakbym miał sam nie wiadomo ile.
Dzisiaj w tym samym dniu
miałem tam dwie–trzy panienki i jeszcze Ty...
<><><><><><><><><><>
SEX-Afera w opolskiej policji.
Komendant wojewódzki odwołany
Minister spraw wewnętrznych odwołał za stanowiska gen. Leszka Marca, opolskiego komendanta wojewódzkiego. Wnioskował o to komendant główny policji. Chodzi o jego rozmowę z podwładną, która została nagrana i wysłana do gazety. W Opolu jest kontrola z Komendy Głównej Policji.
Sprawę opisała dzisiaj "Nowa Trybuna Opolska". Nadinspektor Leszek Marzec został potajemnie nagrany podczas rozmowy z wysoko postawioną oficer policji.
W rozmowie pełnej zażyłości mieszają się wątki służbowe i obyczajowe. Mówiono między innymi o tym, gdzie przenieść ówczesnego rzecznika policji (nagranie miało być dokonane w listopadzie) i o tym, że jeden z powiatowych komendantów policji korzystał z usług prostytutek. Został nawet na tym przyłapany.
Gen. Marzec został dzisiaj wezwany do Warszawy. Spotkanie z komendantem głównym trwało kilkanaście minut. - Komendant główny podjął decyzję o odwołaniu gen. Marca ze stanowiska. Ta decyzja została już przedstawiona ministrowi i zaakceptowana - mówi inspektor Mariusz Sokołowski, rzecznik komendy głównej. Dodaje, że powodem odwołania była utrata zaufania.
Nagranie do redakcji NTO wysłała anonimowa osoba. Swój list zatytułował: Seks - afera w opolskiej policji.
Więcej na ten temat - tutaj
Z Warszawy została też wysłana do Opola kontrola. Sprawą zajmuje się Biuro Spraw Wewnętrznych i Biuro Kontroli. - Kontrola, w Opolu ma sprawę zbadać w wielu aspektach. Między innymi pod względem autentyczności nagrania i jego legalności. A także jej treści - tłumaczył natomiast - Krzysztof Hajdas, z biura prasowego KGP.
Czy dojdzie do kolejnych decyzji kadrowych w opolskiej komendzie? - Kontrola trwa. Wszystko zależy od jej wyników - mówi Sokołowski.
Opolska prokuratura zajmuje się sprawą.
- Otrzymaliśmy z NTO zawiadomienie o przestępstwie polegającym na nielegalnym podsłuchaniu komendanta wojewódzkiego policji w Opolu i rozpowszechnieniu płyty, na której zamieszczone jest nagranie jego rozmowy z inną osobą - mówi Henryk Mrozek, zastępca prokuratora rejonowego w Opolu. - Prowadzimy czynności w tej sprawie. Współpracujemy z policją, chcemy ustalić, jakiego rodzaju urządzenia podsłuchowego użyto i czy zostało ono umieszczone w gabinecie komendanta czy którymś sąsiednim.
Prokurator Mrozek dodaje, że formalne prokuratorskie postępowanie nie jest na razie wszczęte, gdyż przestępstwa, o jakie chodzi w tym wypadku (nielegalne założenie urządzenia podsłuchowego w celu pozyskania informacji i ujawnienie ich), jest ścigane na wniosek osoby poszkodowanej.
- Myślę, że taki wniosek dostaniemy najpóźniej w piątek - mówi.
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
<><><><><><><><><><>
Policjanci zabawiają się z prostytutkami przy drodze nr 10?
Jak to się stało, że prostytutka pozuje do zdjęcia w mundurze bydgoskiego policjanta? Kobieta twierdzi, że funkcjonariusz na służbie "pożyczył" jej mundur po stosunku w radiowozie. Komenda wojewódzka wszczęła wewnętrzne śledztwo.
Radiowóz bydgoskiej drogówki. Na przednim siedzeniu dziewczyna w policyjnym mundurze, szczerzy się do aparatu, wytyka język w stronę fotografa - najprawdopodobniej policjanta z bydgoskiej drogówki. Obok niej siedzi inny mundurowy. Widać jego dłoń i fragment munduru.
Takie zdjęcie dotarło do naszych dziennikarzy z informacją, że sfotografowana jest prostytutką. Sprawdziliśmy jego autentyczność. Kobieta z fotografii to jedna z kobiet niemal codziennie stojąca na krajowej drodze nr 10, między Bydgoszczą a Solcem Kujawskim. Odszukaliśmy ją. Jest Polką, na oko 25-letnią. - Tego dnia podjechało do mnie dwóch policjantów - wspomina majowy dzień, w którym wykonano zdjęcie. - Pojechaliśmy do lasu. Jeden poszedł z moją koleżanką na spacer. Ja zostałam z drugim. Wykonałam usługę. Zapłacił. Potem papierosek, rozmowy, pozwolili mi się przebrać w mundur, robiliśmy zdjęcia.
Gdy pokazaliśmy fotografię bydgoskim policjantom, początkowo niedowierzali. - To zdjęcie mogło być zrobione wszędzie, w każdej części kraju - mówili. Po chwili jednak, gdy przyjrzeli się bliżej, dostrzegli fragment radiowozu z oznakowaniem z Kujawsko-Pomorskiego i ramię policjanta - zmienili ton. Po kilkudziesięciu minutach decyzja zapadła: policja wszczęła postępowanie. - Komendant wojewódzki zdecydował o natychmiastowym wyjaśnieniu sprawy - mówi Monika Chlebicz, rzecznik prasowy kujawsko-pomorskiej policji. Twierdzi, że wcześniej takie sygnały do niej nie docierały.
Sprawdziliśmy, co takiego dzieje się przy drodze nr 10, żeby na własne oczy przekonać się, jakie są relacje policjantów z prostytutkami. Rozmawiamy z dziewczynami, ludźmi pracującymi w okolicy, patrzymy, jak zachowują się mundurowi. Stajemy w okolicy miejskiego wysypiska śmieci. W ciągu dwóch godzin widzimy trzy oznakowane, policyjne wozy, krążące na tym odcinku "dziesiątki". Obserwujemy jeden, który zatrzymał się przy dwóch tirówkach. Policjanci nie wysiedli z wozu. Otworzyli okno i jedną z dziewczyn próbowali wciągnąć do środka, jednocześnie przymykając szybę. Wyglądało to na szczeniackie wygłupy. "Kontrola" trwała ok. 10 minut. Dziewczyny, oparte o radiowóz, wypięte, nie zostały ani pouczone, ani spisane. - Przez te wygłupy złamałam obcas i mam siniaka na ręce - skarżyła się jedna z nich po odjeździe patrolu.
- Policjanci przyjeżdżają tu nie po to, żeby pracować, ale żeby się z nami zabawiać - opowiada druga. - Miałam już dwa stosunki w radiowozie, nieraz piłam kawę z policjantami.
Potwierdza to mężczyzna, który pracuje kilkaset metrów od miejsca, w którym stoi dziewczyna ze zdjęcia. - Widziałem, jak wsiadała do radiowozu. Albo jak bawiła się przy samochodzie policyjną, gumową pałką - opowiada. - Gdybym nagrał to wszystko i wrzucił do internetu, co tu się wyprawia, miałbym miliony wejść.
Zdaniem prostytutek, najczęściej przyjeżdżają na "dziesiątkę" policjanci z drogówki. Potwierdzają to wstępnie funkcjonariusze badający zdjęcie. Dostrzegli na mundurze, w który ubrała się prostytutka, charakterystyczną dla "drogówki" - erkę (znak zawierający literę R).
Chlebicz: - Będziemy robić wszystko, aby zweryfikować sygnał od was. Jeśli okaże się, że opisane sytuacje miały miejsce, to jest to niedopuszczalne. Funkcjonariusze muszą liczyć się z surowymi konsekwencjami dyscyplinarnymi, a nawet karnymi.
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
<><><><><><><><><><>
Policjanci skazani za działalność w gangu.
Próbowali włamać się do banku
Data dodania: 2013-05-27 13:20:09
Ostatnia aktualizacja: 2013-05-27 16:33:32
Rafał Święcki
Była policjantka z wydziału kryminalnego w Jeleniej Górze oraz były dzielnicowy z Zabobrza zostali skazani za działalność w gangu złodziei. Oboje stanęli przed sądem za udział w próbie włamania do placówki bankowej w Starej Kamienicy. Prokuratura zarzucała także kobiecie włamanie do sklepu spożywczego w Karpaczu, skąd złodzieje wynieśli alkohol i papierosy. Jeleniogórski sąd skazał dzielnicowego Michała R. na dwa lata więzienia i 1 tys. zł grzywny. Sąd zakazał mu też pracy w policji przez co najmniej pięć lat.
Sierżant Katarzyna H. usłyszała wyrok 3,5 roku więzienia i ma zapłacić 1,5 tys. zł grzywny. Nie będzie też mogła pracować w policji przez co najmniej 8 lat. Wyrok jest nieprawomocny.
To drugi już proces w tej sprawie. Obrońcom policjantów udało się unieważnić pierwszy wyrok i doprowadzić do rozpoczęcia na nowo procesu.
Jednak drugi wyrok jest niemal identyczny.
30-letnia sierżant w policji służyła trzy lata. Znajomość z członkami złodziejskiego gangu zawiązała podczas pracy w wydziale kryminalnym. 31-letni Michał R. w policji służył od 8 lat.
Do zdarzeń opisanych w akcie oskarżenia doszło latem 2010 roku. Według prokuratora funkcjonariuszka przywiozła włamywaczy swoim samochodem pod siedzibę banku w Starej Kamienicy i stała na czatach.
Po sforsowaniu drzwi okazało się, że przestępcy nie mają sprzętu, by otworzyć kasę pancerną, w której znajdowało się ponad 90 tys. zł. Katarzyna H. zadzwoniła wówczas do swojego przyjaciela Michała R. i poprosiła, by przywiózł większy łom. Mimo kilkugodzinnych wysiłków złodziejom nie udało się otworzyć kasy i odjechali z niczym.
Michał R. i Katarzyna H. podczas procesu konsekwentnie twierdzili, że są niewinni. Tłumaczyli, że zostali pomówieni przez trójkę złodziei, którzy rzeczywiście uczestniczyli w zarzucanych im przestępstwach.
Katarzyna R., jej konkubent Marek M. oraz Ryszard G. w procesie policjantów występowali jako świadkowie. Wcześniej przyznali się do winy i dobrowolnie poddali się karze. Poza próbą włamania do banku w Starej Kamienicy i obrabowaniem sklepu w Karpaczu, byli oskarżeni o usiłowanie włamania do placówki bankowej w Piechowicach i kradzież z włamaniem do sklepu spożywczego w Jeleniej Górze. Przestępstw tych dopuścili się bez udziału policjantów. Otrzymali za nie wyroki w zawieszeniu.
Gazeta Wrocławska
[size=24][color=orange][b]<>&l[img][
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Paweł dnia Nie 23:54, 26 Sie 2018, w całości zmieniany 1050 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mega
Gość
|
Wysłany: Pon 8:41, 01 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Czemu nie piszecie o policji w Grójcu ? Sprawę bada prokuratura. Sprawdziła 1600 świadków. Policja nie przyjmowała zgłoszeń o przestępstwie od obywateli
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MARTECZKA
Gość
|
Wysłany: Czw 14:18, 11 Maj 2006 Temat postu: :(((((((((((((((((( |
|
|
CHCIAŁAM ZAPROSIĆ SERDECZNIE NA
[link widoczny dla zalogowanych]
STR POŚWIĘCONA MATEUSZKOWI
_______________________________________
Policjant otrzymał naganę za opieszałość
- Porwany chłopiec nie żyje.
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 14:43, 26 Maj 2006 Temat postu: KONFERENCJA-STOP PRZESTĘPCZOSCI MŁODZIEŻY W KRAKOWIE. |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Policja woziła hamburgery dla urzędników?
PAP 2006-12-22, ostatnia aktualizacja 2006-12-22 08:37:47.0
PRZEGLĄD PRASY.
Zakończona śmiercią dwójki policjantów wyprawa do Siedlec nie była jedynym przypadkiem prywaty w policji. Zaledwie 24 godziny wcześniej wiceminister spraw wewnętrznych Marek Surmacz wysyłał policjantów po hamburgery dla podróżującej pociągiem koleżanki z rządu, wiceminister pracy Elżbiety Rafalskiej. Policjanci z kanapkami czekali na głodną Rafalską na peronie - pisze "Dziennik".Według gazety, historia o hamburgerach dostarczonych na osobiste polecenie ministra Surmacza krąży już wśród policjantów. I bulwersuje, bo wkrótce potem dwójka ich kolegów zginęła, wykonując inne prywatne zlecenie - odwożąc urzędnika resortu z popijawy do domu.
- Dyrektor Tomasz Serafin, przez którego zginęli policjanci, traktował policję jak taksówkę. Trudno się mu dziwić, bo jak widać jego szef uważa z kolei, że jesteśmy McDrive'em - powiedział anonimowo "Dziennikowi" jeden z funkcjonariuszy.
Reporterom "Dziennika" udało się dotrzeć do szczegółów wydarzeń, które rozegrały się późnym popołudniem 30 listopada, związanych z dostarczeniem przez policję hamburgerów na peron wiceminister Rafalskiej. Opisują je w gazecie.Szef policji Marek Bieńkowski, który po śmierci dwójki policjantów pod Siedlcami ostro krytykował prywatę urzędników ministerstwa, odmówił komentowania zachowania swojego przełożonego - zaznacza "Dziennik".
PAP
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
________________________________________________________
Serafin kłamał w prokuraturze?
Policjanci, którzy odwozili Serafina zginęli w drodze powrotnej w wypadku
Wtorek, 30 stycznia 2007 r.
Jak dowiaduje się RMF FM, warszawska prokuratura ustala czy Tomasz Serafin złożył fałszywe zeznania w śledztwie, dotyczącym wydarzeń z 30 listopada ubiegłego roku.
Serafina odwiozło wtedy do domu w Siedlcach dwoje policjantów w drodze powrotnej oboje zginęli w wypadku.
Tomasz Serafin zeznał pod przysięgą , że "blue taxi" zamówił dopiero późnym wieczorem, a tym samym, że nie planował wcześniej wykorzystania radiowozu.
To samo śledczym powiedział były komendant komisariatu dworcowego, który użyczał Serafinowi samochodu.
Inni świadkowie twierdzą, że Serafin był w komisariacie jeszcze przed imprezą i zostawiał tam swoje rzeczy.
Zarzuty po śmierci dwojga policjantów
Tygodnik "Wprost" na swoich stronach internetowych podaje, że prokuratura wystąpiła o billingi telefoniczne byłego dyrektora MSWiA i odwołanego już komendanta komisariatu kolejowego. Reporterowi RMF FM Romanowi Osicy udało się nieoficjalnie potwierdzić te informacje. Dziennikarz dowiedział się również, że spora część tych billingów znana jest prokuratorom od kilkunastu dni. Śledczy weryfikują teraz nieścisłości i prawdopodobnie już na początku przyszłego tygodnia będzie można z całą pewnością stwierdzić, czy dyrektor z MSWiA celowo wprowadzał w błąd prokuraturę.
Interia.pl
________________________________________________________
Od hamburgera do wicepremiera
22 Gru 2006 r.
RMF:
Śledząc drogę kanapki wysłanej przez urzędnika MSWiA do pani wiceminister pracy dotarliśmy do informacji o miejscu pobytu Ludwika Dorna. Jak się okazało, wicepremier, którego chcieliśmy poprosić o komentarz, wypoczywa w prezydenckim pałacyku w Wiśle. Potwierdzają to źródła IFP w Biurze Ochrony Rządu. - Impreza od kilku dni trwa. Znajomi, bliscy wicepremiera są obecni - usłyszeliśmy.
Nie możemy powiedzieć, czy minister u nas jest, bo nie mówimy nic o żadnym z naszych hotelowych gości - usłyszeliśmy na hotelowej recepcji w pałacyku.
Każdy, kto przyjeżdża do tego miejsca, musi za pobyt płacić – minister również Doba w pokoju dwuosobowym kosztuje 90 zł, w apartamencie – 160 zł. Jeśli dodamy do tego ceny posiłków, wyjdzie około 200 złotych za dobę.
Jeśli minister przyjechał do Wisły prywatnie, powinien płacić sam. Jeśli służbowo – a ten argument przed świętami jest mało przekonujący – płaci ministerstwo.
Na jakich zasadach Ludwik Dorn spędza czas w Prezydenckim Pałacyku w Wiśle? To pytanie zadaliśmy w Pałacu Prezydenckim kilka godzin temu. Do tej pory nie uzyskaliśmy odpowiedzi, ze względu - jak to tłumaczono - na brak kontaktu z osobami, które mogłyby udzielić odpowiedzi. My jednak tej sprawy nie zostawiamy. Po świętach będziemy sprawdzać dalej.
________________________________________________________
Będzie śledztwo ws. wysłania policjantów po hamburgery?
asz, PAP, IAR
2006-12-22, ostatnia aktualizacja 2006-12-22 20:08:04.0
Warszawska prokuratura poprowadzi śledztwo w sprawie wysłania przez wiceszefa MSWiA policjantów po hamburgery dla podróżującej pociągiem wiceminister pracy - dowiedziało się nieoficjalnie Polskie Radio Wrocław.
O sprawie napisał wczorajszy "Dziennik". Wiceminister Marek Surmacz, który wysłał policjantów tłumaczył, że zrobił to w "odruchu ludzkiego współczucia".Czwartkowy "Dziennik" napisał, że Surmacz wysłał policjantów po hamburgery dla podróżującej pociągiem koleżanki z rządu. Policjanci z kanapkami czekali na głodną Rafalską na peronie. Surmacz zadzwonił wcześniej do oficera dyżurnego komisariatu kolejowego we Wrocławiu i zamówił jedzenie z baru szybkiej obsługi.W piątek w TVN 24 Surmacz mówił, jak telefonicznie dowiedział się od wiceminister pracy Elżbiety Rafalskiej, że jest od wczesnego rana w podróży, odczuwa łaknienie i marznie w pociągu. Surmacz powiedział, że zadzwonił na komisariat z prośbą o dostarczenie na peron wrocławskiego dworca hamburgerów dla Rafalskiej i zrobił to z własnej inicjatywy, nie na prośbę koleżanki. Według Surmacza, była to "zwykła ludzka grzeczność". Pytany, czy następnym razem zrobiłby to samo, odparł: "sto następnych razy bym tak postąpił"."Podczas zwykłej rozmowy telefonicznej powiedziałam koledze, że jestem w drodze, że byłam cały dzień w podróży, wracałam osiem godzin nieogrzewanym pociągiem, w którym nie było "Warsu"" - wyjaśniała Rafalska w rozmowie z PAP. "Nie składałam żadnego zamówienia" - podkreśliła.Dodała, że pasażer, z którym jechała w przedziale, słysząc jej telefoniczną rozmowę, podzielił się z nią kanapkami. Jak wyjaśniła, na stacji wysiadła z pociągu, nadal zamierzając znaleźć coś do jedzenia. "W tym czasie podeszli policjanci, dali mi pakunek, za który im zapłaciłam. Byłam zaskoczona" - relacjonowała."Myślę, że mój kolega z rządu widząc, że jestem cały dzień w drodze, chciał mi po prostu po ludzku pomóc" - dodała.W jej ocenie policjanci nie zeszli z posterunku, ponieważ wszystko działo się na peronie.- Nie przyszłoby mi do głowy, że może się z tego taka afera zrobić" - zaznaczyła i dodała, że według niej "był to zwykły ludzki odruch życzliwości, za który srogo przychodzi płacić ministrowi Surmaczowi".Według "Dziennika", historia o hamburgerach dostarczonych na osobiste polecenie ministra Surmacza krąży już wśród policjantów. Gazeta przypomina też, że wkrótce potem dwoje policjantów zginęło, wykonując inne prywatne zlecenie - odwożąc do domu urzędnika resortu po imprezie.
asz, PAP, IAR
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Nieudolni i niewydolni na polowaniu :
Policjant postrzelił policjanta
Policja nie informuje o szczegółach wypadku /RMF
Czwartek, 21 grudnia (16:4
Policjant z Bolesławca postrzelił kolegę, także policjanta, podczas prywatnego pobytu w leśniczówce pod Bolesławcem (Dolnośląskie). Policja nie udziela informacji, jak do tego doszło.
Paweł Petrykowski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu powiedział jedynie, że "funkcjonariusz, będący w czasie wolnym od służby, postrzelił w leśniczówce swojego kolegę".
Dodał, że komendant wojewódzki policji we Wrocławiu polecił komendantowi powiatowemu w Bolesławcu wszcząć postępowania dyscyplinarne w stosunku do obu funkcjonariuszy i zawiesić ich w czynnościach służbowych do chwili wyjaśnienia wszystkich okoliczności tego zdarzenia. Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura.
Interia.pl
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Była policjantka podejrzana o zabicie męża
20 Gru 2006 r.
Policjant z garnizonu łódzkiego oraz była policjantka z garnizonu
śląskiego są podejrzewani o usiłowanie i pomoc w usiłowaniu zabójstwa
męża kobiety. Zatrzymało ich Biuro Spraw Wewnętrznych KGP. Obojgu
grozi dożywocie .
Poinformował o tym Krzysztof Hajdas z wydziału prasowego Komendy Głównej Policji.
Źródło: wp.pl [1]
W lutym 2006 r. nieznany sprawca dostał się do domu pokrzywdzonego mężczyzny. Swoją ofiarę obezwładnił gazem łzawiącym i zadał mu ciosy nożem w szyję i klatkę piersiową. Zaatakowany mimo ciężkich obrażeń przeżył, prawdopodobnie dlatego, że napastnik został spłoszony - relacjonował Hajdas.
Sprawą zajęli się funkcjonariusze z Komendy Miejskiej Policji w Jastrzębiu Zdroju. Przyjmowali kilka wersji zdarzeń m.in. kwestie finansowe związane z rozwodem mężczyzny. W sierpniu wytypowali prawdopodobnego sprawcę - jak się okazało policjanta z Łodzi z 19- letnim stażem służby.
Policjanci z Jastrzębia Zdroju powiadomili o swych podejrzeniach funkcjonariuszy z BSW. Wczoraj policjant i żona poszkodowanego mężczyzny - b. policjantka zostali zatrzymani. Mężczyzna jest podejrzewany o usiłowanie zabójstwa, natomiast kobieta o pomoc w dokonaniu tego czynu - powiedział Hajdas.
Była policjantka odeszła ze służby na własną prośbę w 2003 roku.
(js)
[link widoczny dla zalogowanych]
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Z policyjnego gangu :
Korupcyjna sieć w Komendzie Głównej Policji
PAP za "Rzeczpospolitą"
2006-12-14, ostatnia aktualizacja 2006-12-14 08:25
PRZEGLĄD PRASY:
Były zastępca szefa polskiej policji Dariusz N. jest zamieszany w ustawiony przetarg na samochody terenowe Aro - dowiedziała się "Rzeczpospolita".
Prokuratura ma też dowody przeciwko jego dwóm podwładnym, byłym dyrektorom Biura Logistyki w Komendzie Głównej Policji.
Chodzi o przetarg z 2004 r., w którym KGP zamiast 43 dobrych aut terenowych kupiła 105 tańszych i gorszych terenówek Aro od biznesmena kojarzonego z lewicą.
We środę w sprawie przetargu została zatrzymana Iwona N., główna księgowa KGP. Prokuratura zarzuca jej m.in. poświadczenie nieprawdy na zakup aro. Jak podaje "Rzeczpospolita" śledczy nie wykluczają kolejnych zatrzymań w najbliższych dniach.
W związku z tą sprawą do aresztu trafiło już w sumie czterech policjantów. Z ustaleń gazety wynika, że w sprawę ustawionego przetargu zamieszany jest nawet były wiceszef policji.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Sześciu policjantów z zarzutami
16 Gru 2006 r
Prokuratura w Koszalinie zapowiada osobne postępowanie w sprawie byłego zastępcy komendanta policji w Stargardzie.
O postawieniu zarzutów sześciu policjantom z Zachodniopomorskiego "Głos” pisał w środę. Są one związane z wydarzeniami z 9 lipca. Chodzi o interwencję policjantów przy jednym ze szczecińskich hoteli.- Dwóm policjantom z komórki patrolowej komisariatu Szczecin-Dąbie postawiony został zarzut niedopełnienia obowiązków służbowych - mówi Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. - Chodzi o odstąpienie od czynności służbowych, które pozwoliłyby ujawnić popełnienie przestępstwa kierowania autem w stanie nietrzeźwości przez innego policjanta.Wymienieni przez prokuraturę policjanci z komisariatu Szczecin-Dąbie to Arkadiusz W. i Łukasz S. Ten sam zarzut został też postawiony kolejnym dwóm policjantom: Dariuszowi M. i Henrykowi S. z sekcji ruchu drogowego Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie, którzy też interweniowali 9 lipca. Na liście są jeszcze dwie osoby. Jedną z nich jest Norbert Z., dyżurny, który przyjął zgłoszenie o tym, że w samochodzie może być nietrzeźwy policjant.- Dyżurny nie wykonał czynności zmierzających do zabezpieczenia śladów, które pozwoliłyby ustalić, czy autem kierowała osoba nietrzeźwa - mówi Ryszard Gąsiorowski. - Nie zawiadomił o zdarzeniu prokuratora dyżurnego, a taki jest obowiązek, kiedy przestępstwo popełnia policjant.
Inny zarzut postawiono szóstemu policjantowi Andrzejowi K., który został przez kierującego akcją ściągnięty na miejsce zdarzenia.- Zarzut wobec szóstego policjanta dotyczy wygięcie palca dłoni i grożenie połamaniem palców świadkowi zdarzenia- mówi Ryszard Gąsiorowski z koszalińskiej prokuratury.
Osobno prokuratura zajmie się sprawą byłego zastępcy komendanta policji w Stargardzie, wobec którego było podejrzenie, że kierował autem w stanie nietrzeźwości. To w jego sprawie interweniowali policjanci. W sierpniu w rozmowie zaprzeczał, że prowadził samochód w takim stanie. Mówił, że policjanci odstąpili od interwencji, bo świadkowie powiedzieli, że był on w samochodzie, ale przyjechał z inną osobą siedzącą za kierownicą. To będzie jeszcze wyjaśniane przez prokuraturę.- Interwencja policjantów była tak przeprowadzona, że mogą być problemy z ustaleniem stanu nietrzeźwości policjanta siedzącego w samochodzie - mówi Ryszard Gąsiorowski.
Adres WWW tego artykułu to:
[link widoczny dla zalogowanych]
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Policjant "na bani" jechał radiowozem
2006-12-11, ostatnia aktualizacja 2006-12-12 10:17:12.0
Policjant z Krakowa, będąc pod wpływem alkoholu,
zabrał służbowy samochód i pojechał po odbiór broni.
Teraz odpowie za jazdę po pijanemu.Prokuratura właśnie przesłała do sądu akt oskarżenia przeciwko niemu. Funkcjonariusz (odbywał służbę kandydacką) jest zawieszony w obowiązkach. Według prokuratury cztery miesiące temu, będąc pod wpływem alkoholu (badania wykazały potem 0,61 mg alkoholu we krwi), skorzystał z chwilowej nieobecności dyspozytora w jednostce i wpisał się do księgi wyjazdów, po czym zabrał służbowy radiowóz. Pojechał nim do jednostki przy ul. Łokietka, by odebrać broń. Wpadł, bo dyżurny poczuł od niego woń alkoholu i przebadał go alkomatem. Funkcjonariusz tłumaczył, że dzień wcześniej miał problemy osobiste i wypił wieczorem kilka piw. Przekonywał jednak, że "czuł się trzeźwy, gdy brał samochód".
sid
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
To, co wiceminister Surmacz chciałby ukryć...
08 Gru 2006 - 15:14
RMF:
Kary dyscyplinarne, podejrzenia o przekroczenie uprawnień i śledztwo w prokuraturze - to tylko niektóre z epizodów gorzowskiej przeszłości wiceszefa MSWiA Marka Surmacza, odpowiedzialnego za służby mundurowe.
Reporterzy RMF dotarli do materiałów, z których wynika, że Surmacz jako szef gorzowskiej drogówki zwrócił bezprawnie swoim znajomym trzy prawa jazdy, wcześniej zatrzymane przez policjantów. Jedno z tych praw jazdy zabrano za jazdę po pijanemu.
Prokuratura wszczęła postępowanie w tej sprawie. Jednak jak się dowiedzieli reporterzy RMF, śledztwo przekazano do Warszawy, gdzie w dziwnych okolicznościach sprawa zniknęła.
Z dokumentów wynika też, że Surmacz był wielokrotnie karany dyscyplinarnie. Między innymi za wspomniane prawa jazdy, a także za „naruszenie nietykalności cielesnej wicekomendanta wojewódzkiego z Gorzowa”. Doszło do tego w 1992 roku podczas interwencji policji w komendzie, gdzie obecny wiceminister bezprawnie wykorzystywał policyjny faks do korespondencji związanej z działalnością polityczną.Ta działalność polityczna czynnego policjanta to kolejny zarzut, o którym mówią rozmówcy RMF. Jak się dowiedziało nasze radio, w związku z toczonymi przeciw Surmaczowi postępowaniami, które groziły wydaleniem ze służby, obecny wiceminister użył wybiegu i odszedł na emeryturę. Ostatecznie zdecydował o niej w 1996 roku ówczesny komendant główny Jerzy Stańczyk.Przypomnijmy: Według ustaleń RMF i Dziennika Marek Surmacz miał ostatnio naciskać na Komendę Główną Policji w sprawie oszczędnego informowania mediów na temat okoliczności wysłania do Siedlec dwójki policjantów, którzy podwozili wysokiego urzędnika MSWiA. Oboje zginęli w drodze powrotnej.
RMF
Adres WWW tego artykułu to:
[link widoczny dla zalogowanych]
___________________________________________________
Wiceszef MSWiA: złożę pozew przeciwko RMF FM
Wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji Marek Surmacz poinformował w sobotę na konferencji prasowej, że w najbliższych dniach złoży pozew do sądu przeciwko stacji RMF FM o ochronę dóbr osobistych.
"Złożę pozew przeciwko RMF, jeżeli nie zdementuje ono nieprawdziwych informacji o mnie" - powiedział Surmacz.
Radio RMF FM poinformowało w piątek, że Marek Surmacz został w 1996 roku, po prawie 20-letniej pracy w milicji, a potem w policji dyscyplinarnie zwolniony, a nie - jak oficjalnie informowano - dobrowolnie odszedł na emeryturę.
( ... )
Surmacz domaga się od stacji przedstawienia w ciągu dwóch dni oświadczeń, że informacje, jakie zostały podane są nieprawdziwe.
Dodał, że będzie on się też domagał od radia RMF FM zadośćuczynienia materialnego na wskazane przez niego cele społeczne.
onet.pl
09 . 12 . 2006 r.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Tajemnice andrzejkowego wieczoru
08 Gru 2006 - 07:54
"Dziennik" ustalił, że dyrektor w MSW Tomasz Serafin nie był jedyną osobą, którą w piątek 1 grudnia odwozili do domu policjanci z komisariatu kolejowego w Warszawie.
Według gazety, z policyjnego transportu skorzystała także pracownica ministerstwa Maria K.
"Dziennik" dowiedział się, że Serafin w piątkową noc bawił się w klubie "Melodia" w Warszawie w towarzystwie kilku wysokich rangą urzędników MSWiA. Wśród grupy urzędników była właśnie Maria K. oraz podwładny Serafina, naczelnik jednego z wydziałów w resorcie Paweł Ch. Gazeta pisze, że znają się oni od lat.
Paweł Ch. pracował w komisariacie kolejowym, z czasem awansował do Centralnego Biura Śledczego. Zajmował się między innymi rozpracowaniem gangu pruszkowskiego. Informatorzy "Dziennika" twierdzą, że do departamentu Serafina można się było dostać właśnie dzięki pracy w komisariacie kolejowym. On sam był na Dworcu Centralnym szefem prewencji, potem awansował do komendy stołecznej, skąd przeszedł do ministerstwa - pisze "Dziennik".
Niewykluczone, że alkoholowe spotkania urzędników odbywały się regularnie, a policyjne radiowozy jako taksówki używane były częściej - czytamy w gazecie, która przypomina, że wyjaśni to śledztwo prokuratury oraz wewnętrzne dochodzenie w policji.
Jakub Stachowiak, Robert Zieliński
Adres WWW tego artykułu to:
[link widoczny dla zalogowanych]
__________________________________________________
Minister w Sejmie odpiera zarzuty
07 Gru 2006 - 11:26
"Nie podzielam opinii, by w tej sprawie panował całkowity chaos informacyjny" - uważa wicepremier Ludwik Dorn. Szef MSWiA odpowiadał w Sejmie na pytania posłów w sprawie śmierci dwójki policjantów. Zaprzeczał w ten sposób słowom dziennikarzy, którzy od kilku dni mówią o kłamstwach jego rzecznika: Tomasza Skłodowskiego.
Szczególnie często posłowie pytali o problem tak zwanych "niebieskich taksówek". Chodzi o wykorzystywanie przez wysoko postawionych funkcjonariuszy policyjnych samochodów do prywatnych celów.
Ta praktyka w ciągu ostatniego roku wybitnie się zmniejszyła, choć nikt rozsądny nie może ręczyć za to, że to był tylko jedyny całkowicie odosobniony przypadek - odpowiadał minister.
Dorn nie zgodził się jednak z opiniami posłów i przede wszystkim dziennikarzy, że w sprawie śmierci policjantów od początku panował całkowity chaos informacyjny.
W takim razie przypominamy: MSWiA ogłosiło, że stołeczni policjanci wypełniali "specjalną misję". Potem okazało się, że pojechali odwieźć urzędnika resortu. Najpierw była informacja, że ten urzędnik wyjechał służbowo do Rumunii. A potem się wyjaśniło, że przez cały czas był w Polsce. Dla nas to jest chaos informacyjny.
rmf, in. własna
Adres WWW tego artykułu to:
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Paweł dnia Wto 23:52, 30 Sty 2007, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 16:14, 18 Sty 2007 Temat postu: Sądowa odsłona "linczu we Włodowie" |
|
|
Sądowa odsłona "linczu we Włodowie"
18 Stycznia 2007 r.
Jedna z mieszkanek Włodowa, która w lipcu 2005 roku domagała się interwencji funkcjonariuszy z powodu awanturującego się recydywisty, zeznała w czwartek przed sądem, że policjanci zachowali się nieprofesjonalnie i zbagatelizowali konieczność przyjazdu do tej miejscowości.
Przed sądem rejonowym w Olsztynie odbyła się w czwartek kolejna rozprawa w procesie dwóch policjantów oskarżonych o niedopełnienie obowiązków.
1 lipca 2005 r. we Włodowie mieszkańcy wsi śmiertelnie pobili 60-letniego recydywistę Józefa C., który biegał z maczetą po wsi i groził, że zabije swoją znajomą. Kilka godzin wcześniej policjanci odmówili wysłania do wsi patrolu, tłumacząc, że mieli dużo innych interwencji w tym czasie.Marlena W. powiedziała przed sądem, że feralnego dnia przyjechała do komisariatu w Dobrym Mieście razem z mężem, którego ranił Józef C. "Jak pokazaliśmy policjantowi ranę męża, to powiedział, że nie jest ona taka groźna i że gorsze rzeczy w życiu widział. Wysłał nas do lekarza, by ten ocenił obrażenia" - powiedziała kobieta.Dodała, że po długim oczekiwaniu w komisariacie spotkali się z drugim policjantem. "On powiedział, że sprawa zranienia nie kwalifikuje się jako sprawa karna, a tylko z powództwa cywilnego i że trzeba wraz z wnioskiem w sądzie uiścić opłatę" - mówiła. Marlena W. podkreśliła, że z mężem nie mieli pieniędzy na założenie takiej sprawy i zrezygnowali z drogi prawnej. 21 lutego na kolejnej rozprawie sąd przesłucha męża Marleny W. - Tomasza. Jest on oskarżony w sprawie linczu Józefa C. o zabójstwo. To ponowny proces funkcjonariuszy. Zasądzone poprzednio wobec policjantów wyroki więzienia w zawieszeniu uchylił sąd okręgowy w Olsztynie. Policjanci Andrzej J. i Bogusław S. z komisariatu w Dobrym Mieście nie przyznają się do winy.Przed Sądem Okręgowym w Olsztynie toczy się proces sześciu mężczyzn, którzy odpowiedzą za tragiczne zdarzenie we Włodowie. Trzech mężczyzn (bracia W.) zostali oskarżeni o zabójstwo, kolejna o udział w pobiciu, a dwie następne - o znieważenie zwłok. Wszyscy odpowiadają przed sądem z wolnej stopy
Adres WWW tego artykułu to: [link widoczny dla zalogowanych]
.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 16:22, 18 Sty 2007 Temat postu: Policjanci policzyli zomowców (Nie tylko Śląsk zaczął liczyć |
|
|
Policjanci policzyli zomowców (Nie tylko Śląsk zaczął liczyć)
17 Sty 2007 r. - 19:20
Szefowie wojewódzkich komend - na prośbę IPN - policzyli byłych zomowców, którzy dziś służą w szeregach policji.
W zachodniopomorskim jest ich 120.
Połowa pracuje w regionie koszalińskim.Akcja liczenia byłych członków Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej trwa od kilku dni. - Poszło sprawnie i nikt nie ukrywał swojej przeszłości - twierdzi Maciej Karczyński, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej w Szczecinie. Dodaje, że to pracownicy instytutu będą zajmować się dalej uzbieranymi w ten sposób informacjami.Kazimierz Wóycicki, szef IPN w Szczecinie (podlega mu koszalińska delegatura), tłumaczy, że policzenie byłych zomowców jest potrzebne, bo dzięki temu łatwiej będzie zidentyfikować tych, którzy pacyfikowali niepodległościowe manifestacje. - Nasi prokuratorzy prowadzą już takie śledztwa i sporym problemem jest dla nich ustalenie tożsamości funkcjonariuszy bijących demonstrantów. Lista z pewnością nam pomoże - mówi.Byli zomowcy nie są zadowoleni z liczenia. Przeszkadza im, że wszystkich wrzuca się do jednego worka: - Ja byłem w ZOMO i nigdy nikogo nie biłem. Teraz czuję się, jakbym z góry został uznany za gorszego policjanta, i to bez przedstawienia jakichkolwiek zarzutów - żali się były funkcjonariuszy ZOMO z Koszalina (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).
Źródło: Głos Koszaliński
.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 16:37, 18 Sty 2007 Temat postu: Śmierć policjantów - prokuratura postawiła zarzuty Serafinow |
|
|
Śmierć policjantów - prokuratura postawiła zarzuty Serafinowi
17 Sty 2007 r.
Warszawska prokuratura okręgowa postawiła b. urzędnikowi MSWiA Tomaszowi Serafinowi zarzut nakłaniania b. komendanta warszawskiego komisariatu kolejowego do tego, by wydał dwojgu funkcjonariuszom polecenie odwiezienia go do domu.
Źródło: onet.pl [1]
Policjanci w drodze powrotnej zginęli w wypadku drogowym.
O postawieniu zarzutu poinformował rzecznik prokuratury Maciej Kujawski.
Jak wyjaśnił, prokuratura uznała, że Serafin działał w ten sposób na szkodę interesu publicznego.
Teraz grozi mu do trzech lat więzienia."Tomasz S. nie przyznał się do winy, złożył jednak obszerne wyjaśnienia" - powiedział Kujawski.Jeszcze w grudniu zarzut w tej sprawie usłyszał b. komendant warszawskiego komisariatu Waldemar P. - dotyczy on przekroczenia uprawnień poprzez wydanie policjantom - sierżant Justynie Zawadce i mł. aspirantowi Tomaszowi Twardo - niezgodnego z procedurami polecenia odwiezienia do domu urzędnika.Kujawski wyjaśnił też, że zebrany dotychczas materiał dowodowy nie pozwala na postawienie w tej sprawie zarzutów innym osobom. Śledztwo jednak nadal trwa, a prokuratura czeka m.in. na wyniki kontroli prowadzonej przez Komendę Stołeczną Policji, a dotyczącej wykorzystywania policyjnych samochodów do prywatnych celów i na opinie biegłych z zakresu medycyny sądowej oraz wypadków.Policjanci zginęli w nocy 2 grudnia, wracając po odwiezieniu Serafina z Siedlec do Warszawy. Ich samochód wpadł do rozlewiska rzeki Kostrzyń. Z ustaleń ekspertów wynika, że w chwili tragedii w miejscu, gdzie doszło do wypadku, były bardzo trudne warunki drogowe - m.in. gołoledź. Samochód policjantów, chociaż nie jechał z nadmierną prędkością, prawdopodobnie wpadł w poślizg.Okoliczności śmierci policjantów wyjaśnia nie tylko warszawska Prokuratura Okręgowa, ale też biuro Spraw Wewnętrznych KGP.Serafin podał się do dymisji 4 grudnia ub.r. Wicepremier, szef MSWiA Ludwik Dorn przyjął ją i zdecydował o powrocie b. urzędnika do policji, skąd wcześniej oddelegowano go do pracy w ministerstwie. To pozwoliła na wszczęcie wobec niego postępowania dyscyplinarnego. Szef policji Marek Bieńkowski zawiesił go też w obowiązkach służbowych.Waldemar P. został zdymisjonowany 3 grudnia.Asp. Twardo 23 grudnia ukończyłby 33 lata. Pozostawił żonę i trzyletnią córkę. Do służby wstąpił w listopadzie 2002 r. Od początku pracował w Komisariacie Kolejowym Policji w Warszawie w sekcji prewencji. W październiku 2005 r. został podoficerem.Zawadka 17 września skończyła 28 lat. Do służby wstąpiła w sierpniu 2005 r. po ukończeniu studiów na Wydziale Resocjalizacji. Była funkcjonariuszem Oddziału Prewencji Policji w Warszawie. W sierpniu 2006 r. zaczęła służbę w Komisariacie Kolejowym Policji w Warszawie.
.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Paweł dnia Sob 17:20, 20 Sty 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 1:51, 19 Sty 2007 Temat postu: Policjant zatrzymany w trakcie przyjmowania łapówki |
|
|
Czwartek, 18 stycznia 2007
Policjant zatrzymany w trakcie przyjmowania łapówki
PAP
Podczas przyjmowania łapówki zatrzymali policjanta z komendy powiatowej w Końskich (Świętokrzyskie) funkcjonariusze z biura spraw wewnętrznych policji - poinformowała rzeczniczka świętokrzyskiej policji Małgorzata Sałapa-Bazak.
Policjant w stopniu aspiranta pracował w sekcji kryminalnej komendy.
Zatrzymania dokonano podczas przygotowanej przez biuro spraw wewnętrznych zasadzki.
Jest to jedna z form stosowanych do ujawniania funkcjonariuszy niegodnych noszenia munduru. W ten sposób policja kontynuuje oczyszczanie szeregów z czarnych owiec - powiedziała rzeczniczka. Nie ujawniono szczegółów sprawy. To drugi przypadek ujawnionej w województwie świętokrzyskim w tym tygodniu korupcji w policji. We wtorek poinformowano o zatrzymaniu policjanta z komendy powiatowej w Skarżysku-Kamiennej podejrzanego o przyjęcie korzyści majątkowej w zamian za odstąpienie od czynności służbowych.
(aka)
______________________________________________________
czwartek, 18 stycznia 2007
Opolska prokuratura bada nieprawidłowości w policji
PAP 17:50
Trzy śledztwa w sprawach: korumpowania funkcjonariuszy policji przez właścicieli firm transportowych, fałszerstw dokumentów związanych z rozliczaniem wyjazdów służbowych oraz korupcji i fałszowania
dokumentów przez funkcjonariuszy wydziału ruchu drogowego prowadzi Prokuratura Okręgowa w Opolu we współpracy z policyjnym Biurem Spraw Wewnętrznych - poinformował na konferencji prasowej naczelnik wydziału śledczego opolskiej prokuratury Paweł Nowosielski.
Opolska prokuratura bada m.in. sprawę korumpowania funkcjonariuszy policji przez właścicieli i pełnomocników z firm transportowych. Chodzi o zlecanie im pilotowania i ochrony transportów ponadnormatywnych przewożonych bez stosownych zezwoleń, lub wbrew warunkom określonym w zezwoleniach - powiedział Nowosielski.
Według informacji prokuratury sprawa ma swój początek na Opolszczyźnie, ale sięga poza granice województwa. Dotyczy całego kraju. Do tej pory postawiliśmy zarzuty 3 osobom - dwóm z firmy transportowo-pilotażowej, oraz funkcjonariuszowi policji z Piotrkowa Trybunalskiego - wyjaśnił Nowosielski, który - ze względu na dobro śledztwa - nie chciał udzielać na ten temat bliższych informacji.
Dwie pozostałe sprawy dotyczą nieprawidłowości w opolskiej komendzie miejskiej.
W sprawie fałszerstw dokumentów zw. z rozliczaniem wyjazdów służbowych zarzuty ma 12 funkcjonariuszy.
Na podstawie sfałszowanych dzienników i notatek służbowych, a także innych dokumentów, z opolskiej komendy wyłudzono 14 tys. zł.
Nie jest to może porażająca kwota, niemniej jednak fakt zatrudnienia w policji obliguje do tego, żeby być wzorem uczciwości, a jak widać nie wszyscy funkcjonariusze tacy są - powiedział prokurator.
Trzecie śledztwo prowadzone jest w sprawie korupcji i fałszowania dokumentów przez funkcjonariuszy wydziału ruchu drogowego komendy miejskiej policji w Opolu.
Mamy tu również nadużycie funkcji, składanie fałszywych zeznań i ujawnianie informacji niejawnych. Zarzuty w tej sprawie ma 20 osób - w tym 10 funkcjonariuszy - podkreślił Nowosielski, który również w tej sprawie nie chciał udzielać bardziej szczegółowych informacji.
(aka )
.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 12:45, 19 Sty 2007 Temat postu: Będzie śledztwo ws. demonstracji opozycji w 1987 roku |
|
|
Piątek, 19 stycznia 2007
Będzie śledztwo ws. demonstracji opozycji w 1987 roku
PAP
Krakowski IPN wystąpi do Prokuratury Apelacyjnej z wnioskiem o podjęcie śledztwa w sprawie brutalnej interwencji milicji podczas demonstracji opozycji w Krakowie w 1987 roku.
Po podjęciu śledztwo przekazane zostanie do prowadzenia przez pion śledczy IPN - poinformował prok. Artur Wrona z IPN.
Stanowisko IPN spowodowane zostało analizą akt umorzonego w 1993 roku śledztwa, jakie w tej sprawie prowadziła krakowska prokuratura oraz nowymi dowodami, które pojawiły się w tej sprawie.
Analiza akt, jakie otrzymaliśmy od prokuratury wskazuje, że możemy w tym przypadku mówić o zbrodni komunistycznej.
Z kolei nowe dowody pojawiły się m.in. w telewizyjnym filmie, zrealizowanym na ten temat przez Macieja Gawlikowskiego - powiedział Artur Wrona.
Sprawa dotyczy interwencji milicji wobec uczestników opozycyjnej demonstracji po mszy na Wawelu 3 maja 1987 roku.
Jak ujawnił "Dziennik", brał w niej udział m.in. były milicjant Tomasz Warykiewicz.
Po publikacji w gazecie, Warykiewicz 9 stycznia został zwolniony z funkcji doradcy szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Sprawą zainteresował się pion śledczy krakowskiego IPN, który wystąpił do prokuratury o akta umorzonego śledztwa prokuratury w tej prawie.
Jak informował wiceszef Prokuratury Okręgowej
Krzysztof Urbaniak,
przyczyną umorzenia śledztwa prokuratury w 1993 roku był brak dostatecznych dowodów. Prokuratura badała wówczas m.in., czy ówczesne kierownictwo krakowskiej milicji nie popełniło przestępstwa, zalecając takie działania wobec nielegalnej demonstracji, które naruszałyby prawo. W tym wątku postępowanie umorzono, ponieważ nie znaleziono dowodów na popełnienie przestępstwa.
Innym wątkiem była sprawa brutalnego pobicia uczestnika demonstracji Zbigniewa R. Pokrzywdzony odmówił jednak udziału w śledztwie, natomiast przesłuchani w tej sprawie dwaj milicjanci, w tym Warykiewicz, zeznali, że w trakcie interwencji razem z zatrzymanym zostali "sklamrowani" przez tłum i sami również odnieśli obrażenia. Według biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej, opis tych obrażeń, znajdujący się w dokumentacji lekarskiej, dostarczonej przez milicjantów, nie kłócił się z podaną przez nich wersją.
W związku z tym - z powodu niemożności skonfrontowania zeznań funkcjonariuszy z wersją pobitego - prokuratura umorzyła ten wątek z powodu braku dostatecznych dowodów na zaistnienie przestępstwa. Jak uważa Urbaniak, w 90% taka decyzja wynikała z postawy pobitej ofiary.
W sprawie badany był również fakt pobicia kilku innych uczestników demonstracji.
Postępowanie to umorzono z powodu niewykrycia sprawców.
Z powodu przedawnienia umorzono natomiast sprawę naruszenia nietykalności cielesnej Macieja Gawlikowskiego i Jacka Smagowicza.
O istnieniu nowych dowodów w tej sprawie poinformował prokuraturę w grudniu ub. roku Maciej Gawlikowski, prosząc o wgląd w materiały śledztwa. Według prokuratury, nowe dowody, w tym zdjęcia i materiał filmowy, o których informowały media, mogłyby mieć duże znaczenie w razie podjęcia przez IPN postępowania w tej sprawie.
Po publikacji w "Dzienniku", komendant główny policji Marek Bieńkowski polecił szefowi biura spraw wewnętrznych KGP insp. Markowi Działoszyńskiemu sprawdzenie informacji o tym, że w małopolskim garnizonie może być kilku policjantów, którzy w latach 80. jako milicjanci zamieszani byli w zwalczanie opozycji. (zel)
Piątek, 19 stycznia 2007
wp.pl
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 23:20, 19 Sty 2007 Temat postu: Policja zwalnia byłych milicjantów |
|
|
Policja zwalnia byłych milicjantów
Ireneusz Dańko, Szymon Jadczak
2007-01-19, ostatnia aktualizacja 2007-01-19 20:41:41.0
Będzie śledztwo w sprawie brutalnego pobicia przez milicję uczestników antykomunistycznej demonstracji w 1987 roku na Wawelu.
W piątek komendant małopolskiej policji zwolnił trójkę zamieszanych w to funkcjonariuszy.
- Wystąpię do prokuratury o podjęcie na nowo śledztwa i przekazanie nam do prowadzenia - zapowiedział wczoraj prokurator Artur Wrona z IPN w Krakowie.
To reakcja na film Macieja Gawlikowskiego, który dzień wcześniej wyemitowała publiczna telewizja. Były działacz KPN, obecnie dziennikarz telewizyjny, wykorzystał w nim fragmenty nagrania wideo z rozbicia trzeciomajowej manifestacji przed 20 laty w Krakowie. Na filmie widać, jak milicjanci w cywilu wyłapują i biją opozycjonistów. Gawlikowski był jednym z pobitych. Rozpoznał większość funkcjonariuszy.
Część z nich do dziś pracuje m.in. w małopolskiej komendzie.
Jeszcze przed emisją przekazał ich nazwiska kierownictwu policji i Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Warszawie.
Zwolnienia w archiwum
Najszybciej zareagował szef CBA Mariusz Kamiński. Już w zeszłym tygodniu po wizycie Gawlikowskiego i artykule "Dziennika" zwolnił Tomasza Warykiewicza, który przed 1989 r. służył w pionie kryminalnym Komendy Wojewódzkiej Milicji w Krakowie. W latach 80. miał działać w nieformalnej grupie MO i SB - tzw. drugim szeregu, która chodziła wmieszana w manifestacje, a następnie brutalnie atakowała i zatrzymywała najaktywniejsze osoby.Wczoraj, pod wrażeniem filmu, komendant małopolskiej policji Tadeusz Budzik zwolnił w trybie administracyjnym
Andrzeja Śliwownika, szefa archiwum Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Z pracą pożegnali się również dwaj inni archiwiści z KWP, którzy pojawili się w materiale Gawlikowskiego.
Los pozostałych policjantów komendant uzależnia od wyników śledztwa IPN, któremu przekazał zachowane dokumenty dotyczące wydarzeń z 1987 r. - W policji nie ma miejsca dla osób, które popełniały przestępstwa - podkreśla rzecznik KGP Zbigniem Matwiej.
Ani on, ani rzecznik małopolskiej policji
Dariusz Nowak
nie potrafią powiedzieć, gdzie 20 lat przeleżała kaseta wideo z nagraną akcją milicji.
Zdaniem Gawlikowskiego współautorem milicyjnego nagrania jest Stanisław Guzik, wieloletni funkcjonariusz laboratorium kryminalistycznego komendy wojewódzkiej w Krakowie. Były milicjant dopiero niedawno odszedł na emeryturę. Przyznaje, że filmował opozycyjne demonstracje w latach 80. Nie pamięta jednak - jak twierdzi - czy również tę z 3 maja 1987 r.
Zmowa milczenia - Ten film jest kapitalnym dowodem w sprawie.
To nowy ślad, który daje podstawę do wznowienia śledztwa - uważa
Krzysztof Urbaniak, zastępca prokuratora okręgowego w Krakowie.
Na początku lat 90. prowadził postępowanie dotyczące rozbicia przez milicję trzeciomajowego pochodu.
Śledztwo umorzył z braku dowodów.
- Nie miałem innego wyjścia, skoro główny pokrzywdzony odmówił składania zeznań, a funkcjonariusze zaprzeczali pobiciu. Było ich słowo przeciw słowu innych, mniej pokrzywdzonych osób - wyjaśnia prokurator Urbaniak. Jak podkreśla, występował wówczas do UOP, MSW i małopolskiej komendy policji o wszelkie materiały dotyczące demonstracji. - Odpisano mi, że nie było i nie ma żadnego filmu - dodaje.Gawlikowski nie ujawnia, jak dotarł do taśmy. Uważa, że krakowska milicja wykorzystywała film do szkoleń. Służył jako przykład wzorcowej akcji przeciw demonstrantom. Ślad po nim zaginął, gdy powstała policja. Zniknęły wtedy również inne nagrania SB i MO z zajść w latach 80. - To była zmowa milczenia. Wszyscy wiedzieli, że bito demonstrantów i że są na to dowody - ocenia Gawlikowski.Prokurator Wrona przeanalizował już akta umorzonego śledztwa. W przyszłym tygodniu chce przesłuchać dziennikarza. Działania milicjantów wstępnie zakwalifikował jako zbrodnię komunistyczną.
Ireneusz Dańko, Szymon Jadczak
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 15:31, 21 Sty 2007 Temat postu: Policyjni przestępcy nie będą tracili pracy , a jedynie p |
|
|
Policyjni przestępcy nie będą tracili pracy , a jedynie prawo do podwyżek !
Nowy trend w KG Policji ?
Bieńkowski rzecznikiem przestępców w policyjnych mundurach ?
Proponowane zasady podwyżki dla policjantów!
21 Sty 2007 r.
Komendant główny Policji Marek Bieńkowski zaproponował zasady, jakie mają obowiązywać przy przyznawaniu podwyżek dla policjantów po uchwaleniu i wejściu w życie ustawy o modernizacji służb mundurowych.
Podwyżki będą uzależnione od wyników osiąganych przez policjanta na służbie.
Wyniosą od 170 do 500 złotych w zależności od grupy zaszeregowania.
Źródło: KGP [1]
Wysokość podwyżki dodatków funkcyjnych i służbowych jest uzależniony od oceny osiąganych przez policjanta wyników w służbie oraz od zaszeregowania zajmowanego stanowiska służbowego i wynosi miesięcznie:
1) od 170 do 300 zł - dla 2-8 grupy zaszeregowania2) od 250 do 500 zł – dla 9-14 grupy zaszeregowaniaPropozycja określa też tych funkcjonariuszy, którzy nie otrzymają podwyżek.
Nie można jej przyznać policjantowi przed upływem:
1) Okresu zawieszenia w czynnościach służbowych lub tymczasowego aresztowania.
2) Okresu toczącego się postępowania.
3) Terminu zatarcia wymierzonej policjantowi kary dyscyplinarnej.
4) 1 roku od dnia uprawomocnienia się wyroku skazującego policjanta lub orzeczenia o warunkowym umorzeniu wobec niego postępowania karnego.
5) 6 miesięcy od dnia uprawomocnienia się:a) Opinii o nieprzydatności lub niewywiązywaniu się z obowiązków służbowych na zajmowanym stanowisku.
b) Ogólnej oceny okresowej na zajmowanym stanowisku poniżej wymagań.
6)okresu nauki w jednostce szkoleniowej Policji odbywanej w ramach szkolenia zawodowego podstawowego.
Adres WWW tego artykułu to: [link widoczny dla zalogowanych]
***
eSBecki gang rządzi w KW Policji w Krakowie :
Kiedy zostaną zwolnione dwa CBŚ-e ,
działające w eSBeckim gangu ???
eSBek Ryszard Grabski
nadal jest szefem
Sekcji Ruchu Drogowego
Komendy Miejskiej Policji w Krakowie .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 12:33, 02 Lut 2007 Temat postu: . |
|
|
..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 23:57, 18 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 14:11, 16 Lut 2008 Temat postu: Re: Najnowsze wiadomości z policyjnego gangu |
|
|
Paweł napisał: | .
Wielce Czcigodny Pan Andrzej Rokita
Kustosz Skansenu UBekistanu
Kraków ul. Mogilska 109
Czcigodnemu Panu Andrzejowi Rokicie ,
Kustoszowi Skansenu ,
z okazji Walentynek ,
wszelkiej pomyślności ,
oraz spełnienia marzeń i fantazji ,
nawet tych najbardziej skrytych i wyuzdanych
życzy
Prezes Niezależnego Obywatelskiego Centrum
Badania i Monitoringu
Stopnia Zdeprawowania Demoralizacji i Patologii w Policji
Paweł Witkowski
TEL. 0 602 318 302 ; e-mail [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
<><><><><><><><><><>
Policyjny Serwis Informacyjny
- wydanie Walentynkowe :
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
<><><><><><M><><><><>>
Którzy bandyci gorsi - w mudurach czy bez?
czyli
CBŚ-e w akcji :
Policjanci o świcie weszli siłowo
Powalili go na podłogę.
Narzeczoną uderzyli kolbą pistoletu w głowę.
Ofiarą tej policyjnej akcji nie był groźny gangster,
ale informatyk.
Ma złamany kręgosłup.
[link widoczny dla zalogowanych]
Ranek, 5 lutego, Piotr D., informatyk w znanej firmie konsultingowej, będzie wspominał do końca życia. O godz. 6 rano do drzwi wynajmowanej przez niego kawalerki przy ul. Wrzeciono na Bielanach ktoś zaczął dobijać.
Mężczyzna wyjrzał przez wizjer.
Na klatce zobaczył antyterrorystów
w czarnych kombinezonach, kamizelkach kuloodpornych
i kaskach.
Krzyczeli: "Policja, otwierać!".
Grozili, że wyważą drzwi.
Zdumiony i nie do końca rozbudzony mężczyzna otworzył im.
Jeden z policjantów od razu uderzył go w plecy.
- Przeleciałem kilka metrów i upadłem.
Później zostałem przygwożdżony nogą do podłogi
i zakuty w kajdanki - opowiada.
Dziarscy chłopcy: Do wesela się zagoi
Jego narzeczona, wciąż leżąca w łóżku,
dostała cios kolbą pistoletu w głowę,
bo dopytywała, co się dzieje.
Niezbyt mocno.
Tak, żeby się uspokoiła.
Oboje byli przerażeni i rozdygotani.
Wtedy do mieszkania wkroczyli funkcjonariusze
Centralnego Biura Śledczego.
Wylegitymowali lokatorów i... rozkuli mężczyznę.
Okazało się, że nie są tymi, których szukają.
Policjanci tłumaczyli zszokowanej parze, że tropią dwóch zabójców zza wschodniej granicy, którzy mieli przebywać pod tym adresem. Pokazali nakaz przeszukania mieszkania i portrety poszukiwanych. - W życiu tych ludzi nie widziałem - mówi pan Piotr. - A wynajmuję to mieszkanie już półtora roku.
Zaczął mnie mocno bolec kręgosłup.
Poskarżyłem się policjantom,
ale rzucili tylko lekceważąco
"pochodzi pan trochę na basen to przejdzie"
i że "do wesela się zagoi".
Nie powiedzieli nawet "przepraszam".
Mężczyzna pojechał do lekarza.
Zrobiono mu prześwietlenie.
Wieczorem lekarz zadzwonił i powiedział,
że jak najszybciej musi się zgłosić do ortopedy,
bo prawdopodobnie ma złamany kręgosłup.
Następnego dnia karetka zabrała go do szpitala.
Rezonans magnetyczny potwierdził, że ma złamane trzy kręgi.
Przez dwa miesiące będzie musiał chodzić w gorsecie.
Potem czeka go nawet klilkuletnia rehabilitacja.
Pełni sprawności może nie odzyskać do końca życia.
- Dotarło do mnie,
że interwencja policji mogła skończyć się dla mnie śmiercią
albo kalectwem do końca życia
- trzęsącym się głosem mówi pan Piotr.
Protokół: Nie zgłosił zastrzeżeń
Policja tłumaczy, że nalot na mieszkanie był związany z zatrzymaniem kilkunastu gangsterów związanych z gangiem Rafała Skatulskiego ps. Szkatuła. Tego dnia 250 funkcjonariuszy weszło do kilkunastu lokali w stolicy i okolicach. Członkowie tej grupy przestępczej odpowiadają za zabójstwa, brutalne porwania i napady. - Mieliśmy prawdopodobne informacje, że w tym mieszkaniu przebywa jeden z przestępców. Działaliśmy na podstawie postanowienia prokuratorskiego. Spodziewaliśmy się groźnych bandytów, więc rozkaz brzmiał "wchodzić siłowo" - tłumaczy brutalność antyterrorystów komisarz Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji.Policjanci uczestniczący w akcji twierdzą, że pana Piotra przeprosili, a on na nic się nie skarżył. Na dowód pokazują protokół, w którym poszkodowany nie zgłosił zastrzeżeń. - Byłem w szoku - tłumaczy D.Czemu policjanci nie przeprowadzili wcześniej rozpoznania terenu? - Próbowali stwierdzić czy podejrzany jest w tym mieszkaniu, ale to nie zawsze się udaje - twierdzi Urbański. Gangstera zatrzymali w innym mieszkaniu.Pan Piotr na razie wyjechał z Warszawy do rodzinnego Łowicza. Zastanawia się nad złożeniem skargi na policjantów.
Łukasz Krajewski
2008-02-14
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
<><><><><><><><><>
Kanada sypie w Poznaniu
12 Lut 2008 r .
Krzysztof W. rozbił swoimi zeznaniami już dwie grupy bandytów.
Teraz ujawnia korupcję, co może się skończyć wielką aferą w
poznańskiej policji.
"Gazeta" dotarła do szczegółów śledztwa,
bo skruszony gangster napisał w więzieniu pamiętnik
33-letni Kanada dwa lata temu wpadł w ręce policji. Sypnął go wspólnik, z którym kradł samochody w spokojnych, poznańskich dzielnicach willowych. Gdy Kanada trafił do aresztu, nie chciał zeznawać. Zmienił zdanie, gdy dostał siedem lat za kradzieże, oszustwa i wyłudzenia.
"Gazeta" dotarła do jego dziennika, który napisał siedząc w celi. Kanada zaczyna tak: "(...) co ja będę siedział za nie swoje grzechy? Po co mi szacunek, skoro odwrócą się ode mnie przyjaciele i kobieta, którą kocham".
Jednak gdy jesienią 2006 r. w odwiedziny do Kanady przyszła jego kobieta, to wyznała, że była z innym. A chodziło o dawnego wspólnika Kanady - jednego z braci Makowców.
Kanada napisał w pamiętniku: "To było poniżej pasa. Makowiec wie, że dużo o nim wiem i mogę go zniszczyć".
I tak zazdrosny o kobietę Kanada zniszczył całą rodzinę Makowców: ojca i dwóch synów. Wyjawił policji, jak kradł z Makowcami samochody, wyłudzał kredyty, handlował narkotykami. Opisał również niewyjaśnione zabójstwo sprzed ośmiu lat na ul. Zamkowej w Poznaniu. Zginął wtedy młody żołnierz, a policja bezskutecznie szukała sprawcy. Wyznał to dopiero Kanada - zabił Makowiec.
Po roku śledztwa, w listopadzie 2007 r., prokuratura postawiła zarzut zabójstwa jednemu z braci Makowców. Drugi z nich miał już odsiadkę za gwałt, ale dostał jeszcze zarzuty udziału w gangu. Podobnie ich ojciec, który siedział już za zlecenie zabójstwa.
Kanada sypnął też gang niejakich "Kamlotów", złodziei samochodowych, którzy po tych zeznaniach trafili do aresztu latem ub. roku.
Ale najważniejsze zeznania Kanady
dopiero czekają na epilog.
Ten syn policjanta z komisariatu na Grunwaldzie
(ojciec nie żyje od 12 lat)
i matki urzędniczki (zmarła cztery lata temu)
opisał prokuraturze,
jak poznańskie gangi opłacały się policjantom.
To drugie - obok wątku gangsterów
- śledztwo, które prowadzone jest
dzięki zeznaniom Kanady.
Prokurator Jacek Derda z poznańskiej prokuratury okręgowej nie chce o tym rozmawiać: - To wszystko jest tajne dla dobra postępowania - zastrzega.
Jednak udało nam się ustalić,
że Kanada wskazuje co najmniej czterech poznańskich policjantów
- także wysokich rangą
- którzy mieli otrzymywać pieniądze
za przekazywanie poufnych informacji,
za uprzedzanie o zatrzymaniach gangsterów,
a nawet za handel materiałami wybuchowymi.
Dlatego tym wątkiem zajęło się Biuro Spraw Wewnętrznych,
czyli "policja w policji''.
Zeznania Kanady są też o tyle cenne, że potwierdza je inny skruszony gangster.
Sam Kanada przebywa obecnie w areszcie, a prokuratura robi wszystko, aby nie stała mu się krzywda, zanim trafi do programu ochrony świadków. Bo półświatek nie próżnuje: kilka miesięcy temu mężczyzna był namawiany w areszcie, aby na piśmie odwołał zeznania obciążające Makowców. I kopię tego pisma wkrótce znaleziono podczas przeszukania domu Makowców.
Jak to możliwe, że syn policjanta
najpierw został gangsterem,
a teraz może trafić pod opiekę państwa
jako skruszony bandyta?
Kanada wychował się na tzw. policyjnym osiedlu.
To fyrtel między ulicami św. Michała i Tomickiego. 20 lat temu mieszkało tam ponad 200 policjantów w czynnej służbie. Teraz około 50, a reszta to emeryci. Rozmawialiśmy z mieszkającymi tam policjantami oraz byłym dzielnicowym.
Okazuje się, że synowie policjantów od połowy lat 90.
kradli samochody i zaciągali się do gangów.
Chronili ich ojcowie: bali się skandalu, dlatego tuszowali sprawy,
w które zamieszane były ich "pociechy".
Jak syn poznańskiego policjanta został gangsterem?
Reportaż w dzisiejszym wydaniu "Gazety"
na stronach krajowych "Witamy w Polsce".
G.W.
<><><><><><><><><>
Policjanci i prokuratorzy na mafijnej liście śmierci
10 Lut 2008 r.
Skruszeni gangsterzy i ich rodziny,
a także policjanci i prokuratorzy
znaleźli się na mafijnej liście śmierci.
Policjantom przekazał ją jeden z gangsterów
- dowiedział się "Wprost".
Jak się okazało, wyroki wydano na kilkanaście osób
zaangażowanych w sprawę mafii mokotowskiej.
Jako pierwsza na liście znalazła się Anna M.
Wyrok wykonano. Anna
M. została zastrzelona kilka tygodni temu w podwarszawskiej Kobyłce.
Prosiła o policyjną ochronę, bo wiedziała,
że grozi jej niebezpieczeństwo,
ale jej nie dostała.
Po zabójstwie Anny M. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga
rozpoczęła postępowanie mające wyjaśnić,
dlaczego kobieta nie dostała specjalnej ochrony.
- Badamy, czy funkcjonariusze publiczni
nie przekroczyli swoich obowiązków
- mówi "Wprost" prokurator Zbigniew Jaskólski,
rzecznik stołecznej prokuratury.
Anna M. to żona Krzysztofa M., ps. Bajbus.
Zginęła, bo jej mąż obciążał w śledztwie
hersztów mafii mokotowskiej Andrzeja H. ps. Korek,
oraz Zbigniewa C. ps. Daks.
Jak ustalił "Wprost", już w grudniu 2007 r.
szefowie policji i prokuratury dostali informacje
o planowanych egzekucjach.
Mafijnymi egzekutorami mają być Wojciech S. ps. Wojtas,
i Artur N. ps. Należyty
(obaj związani z gangiem obcinaczy palców),
uważani za obecnych nadzorców gangu mokotowskiego.
Lista śmierci powstała w aresztach w Gdańsku i Radomiu.
To tam przebywają Korek i Daks.
Jak ustaliliśmy, mimo że byli odizolowani od innych więźniów,
mieli dostęp do tajnych obciążających ich zeznań Bajbusa.
- Wiedzieli, kto ich obciąża i jaka jest treść zeznań.
Już następnego dnia dowiadywali się, kogo właśnie zatrzymaliśmy
- mówi oficer policji rozpracowujący gang mokotowski.
INTERIA.PL/PAP
10 Lut 2008 r.
<><><><><><><><><>
Policjant manipulował śledztwem
w sprawie gangu obcinaczy palców?
Proces najgroźniejszego polskiego gangu,
tzw. obcinaczy palców, może się załamać.
Z zeznań kluczowego świadka wynika,
że jedno z porwań, o które oskarżeni są obcinacze,
mogło być sfingowane – dowiedział się „Wprost”.
Jak ustaliliśmy, w sprawę zamieszany jest też
jeden z policjantów rozpracowujących bandę.
Miał on ukrywać dowody i instruować ofiarę,
którego z bandytów wskazać
jako sprawcę porwania.
W styczniu 2008 r. „Wprost" ujawnił, że sędzia Barbara Piwnik
uchyliła areszt siedmiu gangsterom z bandy obcinaczy palców.
Na wolność wyszło trzech członków gangu.
Czterech pozostało w aresztach, bo odbywają kary w innych sprawach.
Kilka dni później gangsterzy pobili policjantów.
Były premier Jarosław Kaczyński mówił wówczas,
że pod rządami PO na wolność wychodzą „arcyzbrodniarze",
a Donald Tusk zarzekał się, że nie wie, „
kto komu obcinał palce".
Przebywający na wolności gangsterzy mogą mataczyć,
zastraszać świadków i wpływać na przebieg rozprawy.
To jednak nie koniec kłopotów prokuratury.
Jak dowiedział się „Wprost", śledczy próbują wyjaśnić,
jaką rolę w sprawie odegrał policjant Jerzy P.
Podczas przeszukania w domu szefa gangu Grzegorza K., ps. Ojciec,
funkcjonariusz zabrał telefony komórkowe gangstera,
których nie oddał do czasu rozpoczęcia procesu bandy.
Policjant został zatrzymany pod koniec 2007 r.
W tym czasie pracował już w CBA.
Okazało się, że zgromadził wiele innych dowodów w tej sprawie:
dokumenty i rzeczy niektórych porwanych.
Po co?
Jerzy P. twierdzi, że zapomniał ich oddać.
Sprawę Jerzego P. bada prokuratura,
a on sam od grudnia 2007 r. jest podejrzany
o przywłaszczenie i ukrywanie cudzych rzeczy.
Grozi mu do pięciu lat więzienia.
Jerzy P. ma związek także z innym wątkiem sprawy obcinaczy.
Chodzi o porwanie Ryszarda D., biznesmena z branży energetycznej.
Były wspólnik D. zeznał przed sądem,
że to uprowadzenie zostało sfingowane.
31 marca 2004 r. Ryszard D., jak twierdził, został uprowadzony,
gdy szedł do mieszkania swojej przyjaciółki.
Do jego żony zgłosili się porywacze z żądaniem wysokiego okupu.
Po ośmiu dniach wskazana osoba podrzuciła w okolicach Warszawy
350 tys. euro, a D. tego samego dnia się odnalazł.
– Tego porwania nie było.
Taką sumę D. był winien osobie, z którą robił interesy.
Szukał sposobu przekazania pieniędzy,
by nie przyczepiła się do niego skarbówka
– mówił wspólnik D. przed sądem.
Grupa śledczych, w której znajdował się Jerzy P.,
o zorganizowanie porwania podejrzewała obcinaczy.
Sam Ryszard D. pomagał policjantom w szukaniu miejsca,
gdzie był przetrzymywany.
Podawał szczegóły i opisywał kidnaperów.
W tym czasie poprosił komendę stołeczną
o zaświadczenie dla urzędu skarbowego,
że został porwany i okup wypłacił z pieniędzy swojej firmy.
Co ciekawe, takie zaświadczenie od policji dostał.
Kilkanaście miesięcy później podczas policyjnego okazania
D. rozpoznał jednego z członków gangu obcinaczy palców
jako swojego strażnika.
Kiedy jednak w 2007 r. zeznawał przed sądem,
już takiej pewności nie miał.
– To Jerzy P. wskazał mu, którego gangstera ma rozpoznać.
Kilka osób widziało, jak przed rozprawą funkcjonariusz
pokazuje „odpowiedniego" oskarżonego.
To był skandal – mówi adwokat jednego z gangsterów.
Jego słowa potwierdziliśmy w policji i prokuraturze.
Wprost
09 Lut 2008 r
<><><><><><><><><><>
55 policjantów oskarżonych
- 1000 osób pokrzywdzonych
55 policjantów z Grójca stanie wkrótce przed sądem
m.in. w związku z niedopełnieniem obowiązków służbowych,
nierejestrowaniem zgłaszanych kradzieży,
rozbojów oraz z poświadczaniem nieprawdy.
W sprawie jest pokrzywdzonych około 1000 osób.
Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Radomiu Małgorzata Chrabąszcz, do sądu skierowano piąty i jednocześnie ostatni już akt oskarżenia w tej sprawie. Dotyczy on kolejnych 22 policjantów z Komendy Powiatowej Policji w Grójcu. Chrabąszcz podkreśliła, że sprawa, którą prokuratura zajmowała się od 2003 roku, liczy ponad sto tomów akt. Była dzielona na części, by ułatwić prowadzenie postępowań prokuratorskich, a później - sądzenie tych spraw w Sądzie Rejonowym w Grójcu - wyjaśniła rzeczniczka. Prokuratura ustaliła, że w latach 2001-2003 policjanci nie rejestrowali zgłaszanych kradzieży lub rozbojów w Grójcu i na popularnej giełdzie samochodowej w Słomczynie, i tym samym poświadczali nieprawdę. Według śledczych, jeśli na policję przychodziła osoba poszkodowana i zgłaszała kradzież np. pieniędzy na giełdzie, policjanci nie podejmowali działań zmierzających do ustalenia sprawcy przestępstwa. W swoich dokumentach nie ujawniali kradzieży, ale ograniczali się do wskazania, że pieniądze czy inna rzecz, zostały utracone w okolicznościach, nie związanych z przestępstwem lub wykroczeniem. Utrudniali w ten sposób przeprowadzenie postępowań przygotowawczych zgodnie z procedurą karną i pomogli tym samym sprawcom takich przestępstw uniknąć odpowiedzialności karnej. Można domniemywać, że chodziło im o to, żeby mieć jak najmniej pracy - powiedziała Chrabąszcz. Rzeczniczka przyznała, że nierejestrowanie spraw jako przestępstw wpływało też na policyjne statystyki, w których mniej było odnotowanych kradzieży czy rozbojów. W toku śledztwa nie wykazano jednak, żeby kierownictwo komendy miało jakikolwiek wpływ na działanie funkcjonariuszy - zaznaczyła Chrabąszcz. Policjanci nie przyznają się do winy. Niektórzy z podejrzanych nie pracują już w policji: zmienili zawód lub przeszli na emeryturę. Oskarżonym grozi kara pozbawienia wolności do lat 5. Sąd może też orzec zakaz wykonywania zawodu policjanta. (ap)
Wiadomość wydrukowana ze stron: wiadomosci.wp.pl
(PAP)
2008-02-01
<><><><><><><>
[link widoczny dla zalogowanych]
Czy generał Adam Rapacki i Ted Alarm Clock
wprowadzają nowe procedury interwencji policyjnych ?
Wezwani na pomoc mundurowi
nie potwierdzili zgłoszenia, bo...
bali się wejść do lokalu.
Policjanci przestraszyli się grupy osiłków?
Ośmiu gładko ogolonych osiłków o szerokich karkach biło bez żadnego powodu klientów klubu na olsztyńskich Nagórkach.
Wezwani na pomoc mundurowi nie potwierdzili zgłoszenia, bo...
bali się wejść do lokalu.
Sprawę prowadzi teraz dochodzeniówka,
a dowodem awantury są nagrania
z zainstalowanego w klubie systemu monitoringu.
W sobotę późnym wieczorem do klubu na olsztyńskich Nagórkach weszło ośmiu dobrze zbudowanych mężczyzn. Towarzyszyły im cztery kobiety. Wszyscy byli pod wpływem alkoholu i od progu zaczęli zachowywać się agresywnie. Kilkanaście minut po północy mężczyźni bez powodu pobili na parkiecie jednego z gości lokalu. Klubowy ochroniarz, który próbował ratować katowanego klienta został tak poturbowany, że następnego dnia wymagał pomocy lekarskiej.Obsługa lokalu i klienci, kiedy tylko rozpoczęła się awantura wezwali na pomoc policję.
- O godzinie 0.40 dostaliśmy zgłoszenie, że w tym klubie jest bójka,
ale policjanci, którzy tam pojechali nie potwierdzili zgłoszenia
- mówi Beata Chojnowska, rzecznik olsztyńskiej policji.
Mundurowi rzeczywiście nie mogli tego zrobić,
bo w ogóle nie weszli do środka.
Siedzieli w radiowozie w pobliżu wejścia do lokalu.
- Kiedy zadzwoniłem kilka minut po pierwszej,
że zostałem pobity, dyżurny powiedział mi, żebym wyszedł przed lokal,
to zaraz przyjedzie tam policja.
Powiedziałem, że nie wyjdę, bo boję się, że znowu zostanę pobity.
Wtedy policjant powiedział mi, że policjanci nie wejdą do środka,
bo się boją - opowiada pobity mężczyzna.
O tym, że w lokalu rzeczywiście była awantura najlepiej świadczą nagrania z systemu monitoringu. Na filmie widać, jak pijane osiłki i towarzyszące im kobiety, biją innych klientów. - Przez pięć lat prowadzę ten klub i nigdy nie działy się tu takie rzeczy. Wzmocniłem ochronę i jestem gotowy pomóc każdemu klientowi, który ucierpiał podczas tej awantury - mówi Jarosław Zbutowicz, właściciel lokalu.Sprawę oddał też w ręce policji, która już prowadzi dochodzenie. Część pobitych już zgłosiło ten fakt na komendzie. Beata Chojnowska z Komendy Miejskiej Policji zapewnia, że jej przełożeni sprawdzą, dlaczego policjanci, którzy w sobotę zjawili się pod klubem nie podjęli interwencji.
Adam Pietrzak, JAN
Właściciel prosi o kontakt
Jarosław Zbutowicz prosi o kontakt wszystkich klientów,
którzy zostali pobici przez nieznanych do tej pory mężczyzn.
Można dzwonić pod numer telefonu: 513 017 070.
Gazeta Olsztyńska
23 Sty 2008 r.
c.d.
[link widoczny dla zalogowanych]
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Cytat tygodnia :
Pitera: CBA to zdegenerowana instytucja
( ... )
CBA to instytucja złych ludzi?
- To jest zdegenerowana instytucja.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego zatrudniani byli tam
ludzie wątpliwego pokroju.
To Centralne Biuro Patologii? Tak?
- Nabór do CBA był negatywnym wyborem.
Nie wiem tylko, czy to jest pochodna niechlujstwa,
niestaranności,
naiwności, czy świadomych wyborów.
A jak Pani myśli?
- Niepokoi mnie liczba kłamstw Mariusza Kamińskiego.
( ... )
Sobota, 12 stycznia 2008
PAP
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Zastrzelili żonę gangstera.
Gangster przestanie sypać?
Marcin Kącki, Łukasz Krajewski
2008-01-19, ostatnia aktualizacja 2008-01-19 07:47:51.0
Bandyci wykonali egzekucję na matce dwójki dzieci.
Bo była żoną skruszonego gangstera,
który w śledztwach obciążał swoich kolegów.
Nikt nie pomyślał, żeby objąć ją ochroną.
Gdy tydzień temu w podwarszawskiej Kobyłce
znaleziono na ulicy zwłoki młodej kobiety,
policja i prokuratura komentowały to niechętnie.
Sugerowano porachunki gangów, bo z pleców 35-letniej Anny M.
wyjęto kilka kul.
"Gazeta" ustaliła, że kobieta nigdy nie była karana,
a na co dzień stała za ladą w sklepie swojej rodziny
(to przed nim zginęła).
I wychowywała dwójkę dzieci - 9-letniego chłopca
i 14-letnią dziewczynę.
Za to jej mężem był Krzysztof M.,
znany policji jako "Bajbus",
szef odłamu gangu mokotowskiego.
"Bajbus" od dwóch lat siedzi w więzieniu.
Policjanci, z którymi rozmawialiśmy, są pewni,
że kobieta zginęła, bo "Bajbus" pomógł im zatrzymać
kilkunastu członków swojej grupy
oraz kilku gangsterów z konkurencji.
Zeznawał między innymi w sprawie grupy ożarowskiej
i sypał konkurenta w nielegalnych interesach,
brutalnego "Daksa".
Grupa "Bajbusa" napadała na hurtownie,
kradła samochody i wymuszała haracze,
ale przez ostatnie dwa lata - także dzięki "Bajbusowi"
- została rozbita.
Skruszony gangster nie mógł być świadkiem koronnym,
bo na koncie miał kierowanie grupą przestępczą i zabójstwo.
Liczył choć na złagodzenie wyroku.
Jeden z członków rodziny "Bajbusa" rzucił nam ze swojej posesji: - Anna nie żyje za męża, który chciał jak najszybciej wrócić do niej i dzieci.
Czy "Bajbus" nie wycofa się teraz z obciążania gangsterów? Paweł Wojtunik, dyrektor Centralnego Biura Śledczego: - Nie chciałbym tego komentować.
Jeden z prokuratorów nie ma złudzeń: - Śledztwo może się sypnąć. Okaże się na procesie.
Bo prokuratura i policja dopiero teraz dała dzieciom "Bajbusa" ochronę. A opiekuje się nimi babcia.
Dlaczego nikt nie wpadł na to wcześniej?
Prokuratur krajowy Marek Staszak
odpowiada spokojnie: -
Zabójstwo tej kobiety i zeznania jej męża
można łatwo skojarzyć.
Jednak czekamy jeszcze na wyniki śledztwa,
które mogłyby to potwierdzić.
Tymczasem na niższych szczeblach wrze,
a prokuratura i policja
przerzucają na siebie winę.
Prokurator warszawskiej prokuratury okręgowej,
która prowadzi śledztwo na podstawie zeznań "Bajbusa":
- Policja nigdy nie mówiła nam, że żona "Bajbusa" jest zagrożona!
Niech nikt nie próbuje obarczać nas winą!
Także rzeczniczka prokuratury Katarzyna Szeska ucina sprawę krótko: - Z tym pytaniem proszę do policji.
Rzecznik komendy głównej Mariusz Sokołowski: - Ani od rodziny Krzysztofa M., ani od prokuratury nie doszły do nas żadne sygnały, że ochrona jest potrzebna. A to niezbędne, aby takiej ochrony udzielić.
Sokołowski szczerze przyznaje: - Tej kobiety nie mieliśmy nawet w żadnych aktach.
Rodziny świadków koronnych otrzymują ochronę prawie obligatoryjnie, bo z góry zakłada się, że wraz z rodziną są w niebezpieczeństwie. Skruszeni świadkowie nie mają takiego przywileju. Wojtunik: - Gdybyśmy mieli informację, że żona "Bajbusa" jest w niebezpieczeństwie, to dostałaby ochronę. Także "Bajbus" nie występował o taki wniosek.
Sokołowski przyznaje: - Być może należałoby zmienić prawo. Może należałoby każdego istotnego świadka obejmować ochroną.
Zgadza się z nim prokurator krajowy Marek Staszak: - Przyklepię każdy pomysł, który chroni rodzin osób współpracujących z policją. Pytanie: czy ustawodawca da na to pieniądze.
Jednak prof. Marian Filar przestrzega: - Rozszerzanie przywilejów dla skruszonych gangsterów byłoby ryzykowane. Jeżeli pójdziemy dalej, to przekroczymy elementarne wymogi moralności. Rodziny gangsterów czasem biorą na siebie część odpowiedzialności za ich zachowanie.
Policja zatrzymała kilka dni temu podejrzanego o zabicie Anny M. To znany policji bandyta. Miał przy sobie pistolet z nakręcanym tłumikiem i taką samą amunicję, z jakiej zabito żonę "Bajbusa". Broń trafiła do ekspertyzy, która wykaże, czy to z niej zabito Annę M.
Marcin Kącki, Łukasz Krajewski
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
<><><><><><><>
Jest wyrok w procesie gdańskiej mafii sądowej
Sąd okręgowy w Koszalinie skazał na kary od pół roku
do dwóch lat więzienia w zawieszeniu 12 osób
oskarżonych w procesie gdańskiej mafii sądowej.
W sumie oskarżono 27 osób, w tym
prokuratorów,
sędziów,
adwokatów,
policjantów i gangsterów.
Główny proces rozpocznie się w na początku lutego. Proces odbywa się w sądzie okręgowym w Koszalinie, aby uniknąć podejrzeń o stronniczość sędziów. Spośród 27. oskarżonych aż czternastu chciało dobrowolnie poddać się karze, ale jedna z nich zbyt późno złożyła wniosek, a druga podczas rozprawy zrezygnowała z tego przywileju. Wśród skazanych jest znany adwokat Marek de W., oraz klienci innych adwokatów - mówi Jędrzej Pogorzelski z Wydziału Pierwszego Zamiejscowego Prokuratury Krajowej w Białymstoku. Chodził o przestępstwo płatnej protekcji oraz przedłużanie postępowań karnych w zamian za łapówki w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych. Z pozostałych 15-tu oskarżonych tylko dwie osoby przyznały się do winy, reszta utrzymuje, że jest niewinna. Główni oskarżeni: mecenas Piotr P. oraz sędziowie Magdalena P. i Marek W. zasiądą na ławie oskarżonych w sądzie okręgowym w Koszalinie w lutym. Mafię w pomorskim wymiarze sprawiedliwości udało się wykryć dzięki podsłuchom założonym mecenasowi Piotrowi P. przez Centralne Biuro Śledcze.
Policja ustaliła, że w zamian za kilkudziesięciotysięczne łapówki
adwokat załatwiał korzystne wyroki dla swoich klientów.
Pośredniczyć miał też w przypadkach osób, których nie bronił. Mecenasowi Piotrowi P. prokuratura apelacyjna w Białymstoku, która badała sprawę postawiła w sumie 40 zarzutów. (mg)
Wiadomość wydrukowana ze stron: wiadomosci.wp.pl
(IAR)
2008-01-07
<><><><><><><><>
[link widoczny dla zalogowanych]
Skansen UBekistanu Kraków Mogilska 109
idzie w komercję .
Policjant zamieszczał nielegalne linki swojej rodziny
Za nielegalne umieszczenie komercyjnych linków
na stronie internetowej małopolskiej policji
odpowie przed sądem policjant Rafał Z.
Akt oskarżenia przeciwko Rafałowi Z. przekazano
do Sądu Rejonowego dla Krakowa Śródmieścia
- powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie
Bogusława Marcinkowska.
Prokuratura oskarżyła Rafała Z. o to,
że jako funkcjonariusz policji i administrator policyjnej strony
internetowej przekroczył z chęci zysku swoje uprawnienia,
umieszczając na stronie ukryte linki
- odsyłacze do stron cywilnych.
Działał tym samym - jak stwierdziła prokuratura
- na szkodę interesu małopolskiej policji.
Istnienie nielegalnych linków na policyjnej stronie
ujawnił administrator innej strony.
Jak ustaliła prokuratura, Rafał Z. odpowiadał za funkcjonowanie
i zabezpieczenie serwisu internetowego małopolskiej policji.
Umieścił na nim odsyłacze do kilku firm komercyjnych
- należących do niego, jego znajomego lub członków ich rodzin.
Były też odsyłacze do firm, dla których razem ze znajomym
wykonywali zlecenia.
Chodziło m. in. o firmy usługowe, handlowe, przedszkole i szkołę tańca.
Takie ukryte linki powodowały, że te strony były indeksowane jako tzw. strony wysokiego zaufania, ponieważ wyszukiwarki jako przydatne traktują strony z rozszerzeniem "gov.". Jednocześnie każde wejście na stronę policji w sposób automatyczny podnosiło ich pozycjonowanie w wyszukiwarce, czyli zwiększało atrakcyjność tych firm.W ten sposób - jak wyjaśniła prok. Marcinkowska - doszło do wykorzystania strony internetowej instytucji zaufania publicznego, jaką jest policja, do promowania prywatnych przedsięwzięć komercyjnych.W śledztwie Rafał Z. nie przyznał się do winy. Wyjaśnił, że ukryte linki mogły się pojawić omyłkowo. Prokuratura podkreśla jednak, że po uzyskaniu informacji o odkryciu linków usunął nie tylko aktualną wersję strony, ale i jej poprzednie wersje w celu zatarcia śladów.Oskarżonemu policyjnemu informatykowi grozi kara od roku do dziesięciu lat pozbawienia wolności.
(ap)
wp.pl
03 Sty 2008 r.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
[link widoczny dla zalogowanych]
Kolejny wielki sukces ekipy Ted ’a Alarm – Clock .
Metody ,, pracy ‘’ CBŚ - Częstochowa upowszechniają się
w całej Polsce .
Napad na dyskotekę pod Jarosławiem
Marcin Kobiałka
2007-12-30, ostatnia aktualizacja 2007-12-31 07:48:54.0
Z siekierami,
bronią palną,
kijami i petardami
kilkudziesięcioosobowa grupa bandytów
napadła na dyskotekę pod Jarosławiem.
Cudem nikt nie zginął.
Policja zna sprawców,
a ci od pięciu dni są na wolności .
Krzysztof Nowak, właściciel dyskoteki SKR w miejscowości Wietlin III koło Jarosławia, drugi dzień świąt Bożego Narodzenia zapamięta do końca życia. Dotarlismy do wstrzasających filmów z kamer monitoringu w jego lokalu zarejestrowanych podczas dyskoteki 26 grudnia. To co zarejestrowały kamery przypomina gangsterskie porachunki. Ale tylko pozornie. To bandycki najazd przestępców na dyskotekę, gdzie bawiło się kilkaset osób. Od początku: O północy na dyskotekę przychodzi kilku mężczyzn z dziewczynami. Wersja Nowaka: - Przyszli z nożami, zaczęli bić klientów. Ochrona ich wyprowadziła - mówią bywalcy dyskoteki. Inny świadek zdarzenia: - Dwóch z bandytów wróciło pod drzwi. Zaczęli grozić, że wszystkich tutaj ludzi zamordują.Kamera przed wejściem do lokalu o godz. 1.11 rejestruje, jak w kierunku metalowych drzwi leci butelka. Rozbite szkła spadają na kilka osób, które stoją przed wejściem. Ochrona lokalu zamyka drzwi. Dobiega do nich pierwszy napastnik. Szarpie drzwiami. Mężczyzna nie jest zamaskowany. Po paru sekundach pod drzwi podbiega grupa kilku mężczyzn. Jeden z nich ma siekierę. Uderza nią w drzwi. Pozostali mają przy sobie drewniane pałki. Tylko jeden z napastników ma zasłoniętą twarz, najprawdopodobniej szalikiem. Na filmie widać, jak bandyci odpalają race świetlne i petardy. Jedna z nich wybucha w rękach mężczyzny. Zapala mu się kurtka. Potem znajdzie się ona obok drzwi. Bandyci próbują za wszelką cenę wtargnąć do środka. Ochrona lokalu przez kilkanaście sekund odpiera ataki, blokując od wewnątrz drzwi. Nie udaje się. Mężczyzna z siekierą nadal nią wymachuje. Ochroniarze cudem unikają ciosów. Blokują drugie drzwi wahadłowe. Przestępcy są w przedsionku. Ich twarze są widoczne. Siekierą próbują sforsować wejście. Jeden z bandytów zauważa kamerę. Siekierą ją demolują, ale na obrazie są zarejestrowane twarze przestępców.Z kamery wewnątrz lokalu widać, jak ochrona blokuje drzwi. Ochroniarze używają stołów. Z dyskoteki wynoszą też sofy, krzesła. Jest chaos. Kilkudziesięciu uczestników imprezy, którzy stoją w korytarzu, ochroniarze odsuwają na boki. Na filmie widać, jak między drzwiami wahadłowymi jeden z bandytów strzela z pistoletu. Jego twarzy nie widać. - Nie wiemy, co to była za broń. Nie ma śladów. Życie około 200-300 osób było zagrożone - opowiadaja świadkowie.Ochrona nadal blokuje wejście. W oknie obok drzwi zostaje wybita szyba. Na ziemię pada jakiś mężczyzna. Ktoś go próbuje podnosić, sprawia wrażenie nieprzytomnego.Cała akcja przestępców trwa około pięciu minut. Do środka nie udaje im się wedrzeć. Uciekają, bo w drodze jest policja. Bandyci zostawiają siekierę i kurtkę jednego z nich. Są w niej dokumenty (dowód osobisty, karty kredytowe), klucze, telefon komórkowy. Na miejsce przyjeżdżają cztery radiowozy policyjne, przestępców już nie ma. Dzień później do Nowak za posrednictwem znajomych dotarła informacja od bandytów: - Darujemy ci życie jeżeli tego nie zgłosisz na policję.Nowak i parę innych osób na komisariat policji w Radymnie jedzie w eskorcie policyjnej. Na komisariacie on i swiadkowie składają zeznania. - Wiemy, kto na nas napadł. Podaliśmy nazwiska tych ludzi, ich ksywki, adresy - mówią kolejni świadkowie. Policja zaprzecza: - Znamy nazwisko tylko jednego z przestępców, który zostawił kurtkę - przekonuje Robert Matusz, zastępca komendanta powiatowego policji w Jarosławiu. - To nieprawda - odpowiada Nowak. Następnego dnia po południu policjantom dostarczył nagrania z napadu.Matusz: - Przyniósł twardy dysk. Musieliśmy ściągać informatyka, żeby obejrzeć materiał.Nowak: - Bzdura. Film przyniosłem na płycie CD. Mam potwierdzenie. Bandyci nadal jednak są na wolności. - Nie wiem, co mam jeszcze zrobić, żeby ci przestępcy znaleźli się za kratkami. Przyniosłem nagranie, są zeznania świadków, jest kurtka z dokumentami jednego z bandytów. Policja zna ich nazwiska. Zabezpieczono siekierę. Czy to ja mam przyprowadzić tych bandytów za kołnierz do komendy i powiedzieć, że to ci ludzie na nas napadli? - Nowak jest poirytowany opieszałością policji. - Jeżeli ci bandyci nie zostaną zamknięci będę się musiał wyprowadzić z Podkarpacia - dodaje. Już zmienił auto, przeprowadził się do innego mieszkania. O sprawie powiadomił Centralne Biuro Śledcze w Rzeszowie. Obiecali pomóc.- To nie jest tak, że nic nie robimy. Planujemy zatrzymania. Mamy już wytypowanych sprawców - przekonuje wciąż wicekomendant Matusz. - Zaraz po zdarzeniu szukaliśmy ich. Mieliśmy sygnały, że są w innej dyskotece. Nie potwierdziło się. Ci ludzie są nam znani - dodaje Matusz. Nieoficjalnie policjanci mówią, że z zatrzymaniem przestępców zwlekają, by wszystkich złapać o jednakowej porze. Z naszych informacji wynika, że bandytów było około 30. Na dyskotekę przyjechali dwoma busami. To głównie kibole miejscowego klubu JKS Jarosław. - Są wynajmowani od "czarnej roboty". Tym razem nam się nie wywiną. Zbieramy na nich mocne dowody - mówią funkcjonariusze. W piątek po południu o zdarzeniu z środy nic nie wiedziała prokuratura: - Napad z siekierami i bronią na dyskotekę? Pierwsze słyszę - dziwił się Marian Haśko, szef jarosławskiej prokuratury.- Nie przestraszę się. Prowadzę dyskotekę od pięciu lat. Żadnych pogróżek, nigdy takich zdarzeń nie było. Teraz policja ma do mnie pretensje, że powiadomiłem Gazetę o wszystkim. Twierdzi, że im utrudniam pracę. A ja tylko chcę żyć - kończy Krzysztof Nowak.- Jeżeli były zaniedbania ze strony policjantów, to na pewno będziemy je wyjaśniać - obiecuje Mariusz Skiba, rzecznik podkarpackiej policji.
Nazwisko właściclela dyskoteki zostało zmienione
Marcin Kobiałka
KOMENTARZ
Policja od kilku dni ma mocne dowody przeciwko bandytom. Dokumenty, telefon komórkowy i wreszcie filmy z kamer monitoringu, które dokładnie pokazują twarze napastników. W Jarosławiu i okolicy przestępcy są doskonale znani. Policji przede wszystkim. Ta jednak nie robi zbyt wiele by ich zatrzymać. Czy to nie jest dziwne? Ma natomiast pretensje do obywatela, że poinformował o wszystkim Gazetę. Wielokrotnie w rozmowach z policjantami słyszałem argument, że brak współpracy poszkodowanych bardzo utrudnia im robotę. Jak w tym kontekście można ocenić ten przypadek. Tu poszkodowany dostarczył policji komplet dowodów, a teraz boi się o swoje życie.Jeżeli okaże się, że sprawcy brutalnego napadu - podczas którego nie doszło do tragedii tylko dlatego, że zimną krew i odwagę wykazała ochrona lokalu - unikną odpowiedzialności to będzie to ciężki grzech jarosławskiej policji i niebywały skandal. Jeżeli policja ma jakieś argumenty na obronę swojego postępowania w tej sprawie to powinna je ujawnić bo tłumaczenie opieszałości dobrem śledztwa już tu nie wystarczy. Jeżeli społeczeństwo jak najszybciej nie usłyszy wiarygodnych argumentów to pozostanie wrażenie, że podejrzane jest także postępowanie policji. Być może powinno się nim zainteresować Biuro Spraw Wewnętrznych.
Marek Kruczek
Marcin Kobiałka
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
<<>>
Zaledwie 11 dni Rzeszowskie CBŚ-e
potrzebowały by dojść do siebie
po sylwestrowych szaleństwach
i zabrać się do roboty .
W tym czasie wielu bandytów
zdążyło rozjechać się po Europie .
Napadali z siekierami na dyskoteki
Zorganizowaną grupę przestępczą zajmującą się brutalnymi napadami na dyskoteki rozbili policjanci z rzeszowskiego CBŚ oraz Komendy Powiatowej Policji w Jarosławiu. Gang napadał na dyskoteki przy użyciu broni palnej, siekier, pałek oraz rac świetlnych - poinformował Paweł Międlar z zespołu prasowego podkarpackiej policji. Dodał, że członkowie grupy bili uczestników imprez, zajmowali się także napadami na zlecenie. Celem ich działań było prawdopodobnie przejęcie kontroli nad lokalami rozrywkowymi na terenie powiatu jarosławskiego. Gang tworzyli w większości pseudokibice klubu JKS Jarosław, instruktorzy sztuk walki i kulturyści - powiedział Międlar. Ostatnim napadem, jakiego dokonali, było zaatakowanie w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia dyskoteki w Wetlinie Trzecim (Podkarpackie). Co najmniej dwudziestoosobowa grupa bandytów próbowała za pomocą broni palnej, siekier oraz drewnianych pałek dostać się do środka lokalu. Tylko dzięki ochronie lokalu i uczestnikom imprezy nie udało im się wejść do dyskoteki. Gdyby napastnikom udało się sforsować drzwi wejściowe lokalu, z pewnością doszłoby do masakry. Uciekli przed przybyciem policji. W trakcie napadu w dyskotece przebywało około tysiąca osób. Twarze napastników i drastyczny przebieg zdarzenia zarejestrowały kamery w lokalu - dodał Międlar. Policjanci do piątku zatrzymali osiem osób. Są to mężczyźni w wieku od 23 do 28 lat, wszyscy są mieszkańcami województwa podkarpackiego. Sześciu zostało przez sąd aresztowanych na trzy miesiące. Dwaj pozostali zostali zatrzymani w czwartek wieczorem i niebawem także staną przed sądem. Wszyscy usłyszeli zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym oraz między innymi sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób poprzez powstanie paniki - powiedział Międlar. Policjantom udało się ustalić personalia kolejnych 15 członków gangu. Z ustaleń policji wynika, że część z nich w obawie przed zatrzymaniem opuściła granice kraju. (ak)
Wiadomość wydrukowana ze stron: wiadomosci.wp.pl
(PAP)
2008-01-11
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Miasto straciło przez policjantów 4,5 mln złotych!
Wrocławska prokuratura oskarży dwóch policjantów
z Komendy Miejskiej o kradzież dowodów
z prowadzonego przez siebie śledztwa.
Janusz S. i Arkadiusz T. mieli ukryć
sześć tysięcy biletów komunikacji miejskiej,
zabezpieczonych podczas rozpracowywania sprawców
nielegalnego drukowania przejazdówek.
Miasto miało kilka lat temu stracić na tej aferze
ponad 4,5 miliona złotych.
Łódzka drukarnia wydrukowała wówczas
znacznie więcej biletów MPK
niż było w umowie
i sprzedawała je przez pośredników nielegalnie we Wrocławiu.
Dwaj policjanci, którzy rozpracowywali oszustów
sześć tysięcy (spośród niezgodnie z umową wyprodukowanych
180 tysięcy przejazdówek) schowali w szafie.
Następnie przekazali ponad 1,5 tysiąca z nich koledze z wydziału,
który miał je sprzedać.
Jarosław T. dał przejazdówki znajomemu, ale ten zamiast rozprowadzić
bilety poinformował Biuro Spraw Wewnętrznych.
Funkcjonariusze tzw. policji w policji
zatrzymali nieuczciwego mundurowego
- opowiada prokurator Małgorzata Klaus.
Policjant przyznał się do zarzutów i dobrowolnie poddał karze
2 lat więzienia w zawieszeniu.
Jest już na emeryturze.
Dwaj pozostali policjanci, którzy są nadal w służbie,
odrzucają oskarżenia. Czeka ich normalny proces.
Ukradzione bilety były warte zaledwie 6 tysięcy złotych.
(ap)
wp.pl
27 Gru 2007 r
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
* * *
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
* * *
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Wiesław Nocuń - Prokurator Krajowy
zeznaje przed Sądem jako świadek .
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Podczas kolejnej rozprawy przeciwko
eSBekom Edwardowi Wróblowi
i Markowi Kłosowskiemu która odbędzie się
przed Sądem Rejonowym dla Krakowa Krowodrzy
Wydział II Karny
10 grudnia 2007 r.
o godz. 10 . 00
Sala D 105
Sygn . akt 326 / 07 / K
przesłuchiwany będzie
Wiesław Nocuń - Prokurator Krajowy .
W końcówce lat 70 –tych ,
Nocuń jako Prokurator Rejonowy
Prokuratury Kraków Śródmieście
zatwierdzał większość rewizji
prowadzonych przez SB ,
przeciwko działaczom
Krakowskiej Demokratycznej Opozycji .
Rewizje te , często związane były z pobiciami .
[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz jak Wróbel Media Markt reklamował .
[link widoczny dla zalogowanych]
eSBecy Edward Wróbel
i Marek Kłosowski
[link widoczny dla zalogowanych]
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
13 posterunek – Kraków Siemiradzkiego 24 ,
ponownie w akcji .
[link widoczny dla zalogowanych]
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Życzenia Imieninowe dla Pana Kustosza Skansenu UBekistanu
Andrzeja Rokity
Kraków ul. Mogilska 109
[link widoczny dla zalogowanych]
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
PAWEŁ WITKOWSKI
Prezes tel. 602 318 302
.
eSBeccy kapusie czyli tak zwane TeWusy
z teczki Pawła Witkowskiego ,
których nazwiska zostały zidentyfikowane i odtajnione przez IPN :
Jerzy Godek TW ,, JURAND’’
Data urodzenia : 21 . 01 . 1953 r. syn Jerzego .
>>
Piotr Mężyk TW ,,WOJTEK’’
Data urodzenia : 08 . 01 . 1960 syn Jana
>>
Płaszewski Marek TW ,, Marco’’
Data urodzenia : 12 . 07 . 1960 r. syn Mieczysława
>>
Kucia Marek TW ,,ALEX’’
Data urodzenia : 21 . 01 . 1953 r. syn Edmunda
>>
ciąg dalszy nastąpi .
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
[link widoczny dla zalogowanych]
Prezes Niezależnego Obywatelskiego
Centrum
Badania i Monitoringu
Stopnia Zdeprawowania Demoralizacji i Patologii
w Policji
Paweł Witkowski
wygrał przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie
Wydział I Cywilny ul Mogilska 9
sprawę przeciwko
Komendzie Miejskiej
i Małopolskiej Komendzie Wojewódzkiej Policji
w Krakowie .
Sąd zasądził na rzecz powoda zadośćuczynienie
w wysokości 30 tys. zł .
**********************
Sąd uznał , że policyjne zaniechania ,
takie jak :
niezabezpieczanie dowodów na miejscu przestępstwa ,
nieprzesłuchiwanie osób
wskazanych jako sprawcy przestępstw ,
niestawianie zarzutów przestępcom ,
w sytuacji gdy zebrany materiał dowodowy
był wystarczający by przedstawić zarzuty ,
ignorowanie poleceń przełożonych ,
niepodejmowanie przez policję
niezbędnych czynności zmierzających do wyjaśnienia
istotnych w sprawie okoliczności,
przewlekłość w prowadzeniu postępowań ,
były przyczyną eskalacji przestępstw
popełnianych na szkodę powoda ,
co w konsekwencji doprowadziło
do spalenia jego mieszkania ,
zniszczenia firmy , zdewastowania samochodu .
Sąd oparł Wyrok na ustaleniach
policyjnych ekspertów
i specjalisty
czyli na Aktach postępowania wyjaśniającego
( l.dz AZ- S 389/ 03 / 1234 ) prowadzonego przez
Wydział Inspekcji Informacji Niejawnych
KW Policji w Krakowie
oraz na zeznaniu Prokuratora Tomasza Cisło ,
który zeznał ,
że Policja popełniła elementarne błędy w sztuce
oraz , że popełnione błędy
miały wpływ na błędne ustalenia śledztw
i błędne decyzje .
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Rozprawa Paweł Witkowski przeciwko
Komenda Miejska
i Małopolska Komenda Wojewódzka Policji
w Krakowie
sygn. akt I ACa 1043 / 07
odbyła się przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie
Termin rozprawy :
09 listopada 2007 r. godz 9 . 00
sala 106
Sąd Apelacyjny w Krakowie
Wydział I Cywilny
ul Mogilska 9
31 - 542 Kraków
TEL. 012 - 410 - 65 - 36 lub 37
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
*** *** **** *****
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Akta postępowania wyjaśniającego
( l.dz AZ- S 389/ 03 / 1234 ) prowadzonego
przez
Wydział Inspekcji Informacji Niejawnych
KW Policji w Krakowie przeprowadzonego
w związku ze skargą na działanie policji .
Skargą potwierdzoną .
Dokument ten jednoznacznie wskazuje
policjanta odpowiedzialnego za doprowadzenie
do bezkarnego spalenia mieszkania
przy Radziwiłłowskiej 15 :
Karta 782 :
,, Nie odnosząc się do technicznej strony przedsięwzięcia
działanie WTO ocenić należy negatywnie
– gdyż główny ciężar działań następuje post – factum.
Wysoce prawdopodobnym jest ,
że w przypadku poprawnego zainstalowania
środków techniki operacyjnej ,
a w szczególności rejestracji video korytarza
można było by zapobiec zaistniałemu w dniu 21 sierpnia br
przestępstwu podpalenia ,
bądź ustalono by sprawcę tego czynu .
ZA TEN STAN RZECZY ODPOWIEDZIALNY JEST
p.o. NACZELNIK WTO
KW POLICJI W KRAKOWIE
PODINSPEKTOR ADAM PERLIK.’’
Raport zawiera nazwiska i opis przewinień
dziewięciu funkcjonariuszy
ukaranych za działania na Radziwiłłowskiej .
Zawiera też informacje o policyjnym kapusiu
działającym w gangu z Radziwiłłoskiej .
Raport sporządzili :
podinspektor Bogusław Kwaśny - ekspert
komisarz Andrzej Nowak - ekspert
komisarz Mieczysław Baranowski - specjalista
Wnosił o akceptację wniosków :
Naczelnik Wydziału Inspekcji
i Ochrony Informacji Niejawnych KW Policji
w Krakowie młodszy inspektor mgr Piotr Kobierowski .
Wrzesień 2003 r.
( 11 września 2003 L. dz. AZ- a -300 / 03 )
Aneks do sprawozdania to notatka
ze spotkania policjantów z Prokuratorem Cisło
z wydziału I
- nadzoru nad postępowaniami przygotowawczymi .
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Prokuratura Apelacyjna w Krakowie
do Ministra Sprawiedliwości
pismo z dnia 04 .09 . 2003 r.
karta 670 akt sprawy sygn. IC 1746 / 06
,,Przeprowadzone badania spraw,
w których podjęte zostały decyzje merytoryczne
wskazują na nieprawidłowości w ich przeprowadzeniu,
polegające miedzy innymi
na niepodejmowaniu przez policję
niezbędnych czynności zmierzających do wyjaśnienia
istotnych w sprawie okoliczności,
przewlekłość postępowań,
brak zabezpieczenia dowodów
związanych z popełnionym przestępstwem,
przedwczesność podejmowanych decyzji
i inne na które jedynie sporadycznie
reagowali prokuratorzy, nadzorujący te dochodzenia.’’
karta 273
„Ustalono świadka, który słyszał brzęk rozbijanej szyby
i widział sylwetkę, uciekającego w stronę PKP , mężczyzny.”
eSBek Andrzej Skowroński udzielając gazecie wywiadu ,
twierdził , że podpalenia dokonała sąsiadka staruszka .
karta 680
Dotyczy badań grafologicznych :
,,Materiału tego ( próbki pisma ) nie zebrano
w ilości dostatecznej , umożliwiającej przekazanie
i wykonanie ekspertyzy .
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
* * *
Komendant Marek Woźniczka
- obiekt pożądania i westchnień
żeńskiej części załogi
KM Policji w Krakowie :
[link widoczny dla zalogowanych]
* * * *
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
13 posterunek
Kraków Siemiradzkiego 24
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Imperium eSBeka Ryszarda Grabskiego
Korupcja w krakowskiej policji.
Policjanci zatrzymani za fikcyjne stłuczki
Szymon Jadczak
2007-11-23, ostatnia aktualizacja 2007-11-23 12:40:16.0
Trzech kolejnych policjantów z krakowskiej drogówki
zatrzymanych w aferze "łowców blach".
Jeden z nich trafił do aresztu.
Prokuratura w Tarnowie podejrzewa, że mężczyzna po pracy
brał udział w ustawionym wypadku.
W sumie w ciągu ostatnich dwóch dni zatrzymano
i postawiono zarzuty kolejnym pięciu osobom
w aferze "łowców blach".
Tym samym w śledztwie dotyczącym wyłudzeń odszkodowania
z firm ubezpieczeniowych liczba podejrzanych wzrosła do 40 osób.
Trzech zatrzymanych w czwartek to policjanci
z wydziału ruchu drogowego krakowskiej policji.
Jeden z nich został aresztowany.
Prokuratura w Tarnowie podejrzewa, że po służbie funkcjonariusz brał udział w sfingowanym wypadku. Jego dwóch kolegów miało w czasie służby fałszować dokumentację dotyczącą stłuczek, dzięki czemu wypłacano nienależne odszkodowania. W piątek zatrzymano też trzech kierowców, którzy w ten sam sposób wyłudzali pieniądze od ubezpieczycieli.Śledztwo w Tarnowie toczy się od kilkunastu miesięcy. Jednym z podejrzanych jest m.in. młodszy aspirant Grzegorz M., tegoroczny wicemistrz Polski w konkursie na policjanta ruchu drogowego, najlepszy funkcjonariusz krakowskiej drogówki 2003 roku. Śledczy zarzucają mu, że brał łapówki za organizowanie ustawianych stłuczek. Grzegorz M. i zatrzymany w czwartek policjant są w tej chwili jedynymi osobami przebywającymi w areszcie w związku z tarnowskim śledztwem.
Szymon Jadczak
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
[link widoczny dla zalogowanych]
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
[b][color=red]Kadrowa karuzela
13 posterunku – Kraków Siemiradzkiego 24
kręci się coraz szybciej .
eSBek Ryszard Grabski przestał być
szefem krakowskiej drogówki .
ZOMO –Wacek powołał go na stanowisko
zastępcy komendanta komisariatu czwartego
przy ul Królewskiej w Krakowie .
Szefem drogówki 13 posterunku ( KMP ) został
Krzysztof Burdak .[/color:fdf4d |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|