Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 8:13, 03 Lip 2006 Temat postu: Syn Kaczmarka na studiach dzięki pozycji ojca . |
|
|
Syn Kaczmarka na studiach dzięki pozycji ojca .
Krzysztof Katka, Sławomir Sowula,
Gdańsk 2006-08-28, ostatnia aktualizacja 2006-08-28 08:43:22.0
Syn prokuratora krajowego Janusza Kaczmarka miał za mało punktów z egzaminu, ale dostał się na Uniwersytet Gdański dzięki pozycji ojca - wynika z odtajnionych właśnie dokumentów uczelni Prokurator opowiedział nam wszystko dopiero teraz, gdy po długim procesie z uczelnią zdobyliśmy listę nazwisk 68 młodych ludzi, którzy w 2004 r. dostali się na wydział prawa UG "z odwołania". "Gazeta" ujawniła wtedy, że co najmniej w kilku przypadkach "odwołanie" oznaczało protekcję. Listy polecające konkretnych kandydatów, których odwołania trzeba uwzględnić, napisali do władz uczelni m.in. prezes sądu okręgowego i dziekan rady adwokackiej. Dzięki ich pismom przyjęto na studia dwójkę dzieci sędziów, córkę prokuratora okręgowego oraz kilkoro pociech z rodzin adwokackich.Nie dostały się osoby, które zdobyły na egzaminie więcej punktów niż synowie i córy prawników.Po naszych publikacjach i interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich poszkodowani zostali przyjęci. Ale cała "lista 68" pozostała tajna. Rektor UG Andrzej Ceynowa, którego córka dostała się na prawo z odwołania rok wcześniej, zasłonił się ustawą o ochronie danych osobowych.Gdańska redakcja "Gazety" wystąpiła do sądu. Po półtora roku, gdy wojewódzki sąd administracyjny kazał uczelni ujawnić listę, uniwersytet odwołał się do NSA. "Gazeta" wygrała i 7 sierpnia br. lista została odtajniona.Potwierdziły się nasze podejrzenia - lista jest pełna dzieci znanych prawników. Najwyżej postawiony wśród ojców to Janusz Kaczmarek - w 2004 r. szef Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, teraz prokurator krajowy.- Synowi zabrakło dwóch punktów, żeby się dostać w normalnym trybie - przyznał nam w piątek Janusz Kaczmarek.- I tak jak inni prawnicy napisał pan list polecający?- Jak najbardziej wiedziałem, że syn pisze odwołanie, choć jego treści szczegółowo nie znałem. Syn zapytał mnie, czy może napisać, że jestem jego ojcem. Pytał też, czy może umieścić ciocie i wujków. Odparłem, że o mnie, jak i o nich może napisać. Jesienią 2004 r. młody Kaczmarek był już studentem UG, a "Gazeta" (i inne media) informowały o kolejnych odsłonach "afery rekrutacyjnej". Wtedy prokurator doradził synowi, by po pierwszym roku "schował się" w Toruniu.- To dla jego dobra i komfortu studiowania - przyznaje Kaczmarek. - I była jeszcze jedna przyczyna. Z pewnych materiałów, których ujawnić nie mogę, poznałem treść takiej oto rozmowy. Pewna osoba dzwoni do profesora z Uniwersytetu Gdańskiego i mówi: "Prokurator Kaczmarek się na mnie uwziął, doradź, co robić". A profesor na to: "Nie martw się, jego syn jest u nas na uniwersytecie". Ta rozmowa niby nic nie mówi, ale jednocześnie zawiera poważne treści. To też była przyczyna, dla której syn zmienił uczelnię.W latach 80. młody Janusz Kaczmarek dostał posadę w gdańskiej prokuraturze dzięki swemu ojcu Kazimierzowi. Kaczmarek senior, wtedy pracujący w Baltonie, załatwił prokuratorowi okręgowemu Ryszardowi Zegarowi zachodni specyfik na mrówki faraonki, które rozpleniły się w bloku szefa okręgówki. W zamian Zegar załatwił Kaczmarkowi juniorowi etat.Krzysztof Katka, Sławomir Sowula,
Gdańsk
Gazeta Wyborcza
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Pijanym kierowcom nie odbierano praw jazdy .
Marcin Pietraszewski
10-08-2006, ostatnia aktualizacja 10-08-2006 19:47
Skandal w prokuraturze. Śledczy w kilku miastach w Polsce nie odbierali prawa jazdy zatrzymanym na jeździe po pijanemu kierowcom. Zdarzało się nawet, że warunkowo umarzali sprawy. Najwięcej nieprawidłowości ujawniono w Żywcu. Sprawa wyszła na jaw przypadkowo podczas wyrywkowej kontroli śledztw prowadzonych w prokuraturze w Żywcu. Jej ustalenia były szokujące: prokuratorzy przymykali oko na pijaków za kierownicą. Wnioskowali przed sądem o odebranie im prawa jazdy wyłącznie na motocykl, a pozwalali jeździć samochodami, a nawet autobusami. W ciągu dwóch lat wydali 44 takie postanowienia. Sąd zatwierdził je bez wahania. Śledczy swoje decyzje uzasadniali przeróżnie. Zatrzymanemu na jeździe po pijanemu dyspozytorowi MZK nie zabrano prawa jazdy, bo jego utrata wiązałaby się ze zwolnieniem go z pracy. Jerzy M., przewodniczący Rady Gminy w Rajczy (miał 1,4 promila), przekonał natomiast prokuratorów, że bez samochodu sobie nie poradzi, bo jest zdunem i musi dużo jeździć. W ośmiu przypadkach, w których było to jeszcze możliwe, złożono kasację wyroków. Kilka dni Sąd Najwyższy uchylił je wszystkie. Trafią do ponownego rozpatrzenia. Pijanych kierowców czeka surowa kara. - Wobec ośmiu prokuratorów z Żywca, którzy stosowali takie praktyki, wszczęto już postępowania dyscyplinarne - ujawnił wczoraj Jerzy Engelking, zastępca prokuratora generalnego. Wyjaśnią one, czy w grę wchodziła korupcja czy też zwykle lenistwo śledczych. Ministerstwo zmieniło też całe kierownictwo żywieckiej prokuratury. Jej nowy szef Maciej Porzycki nie chciał się jednak wypowiadać w tej sprawie. Podobne praktyki przypadkowo wykryto także w prokuraturze w Ostrzeszowie k. Kalisza. Tam zabierano prawa jazdy wyłącznie na pojazdy, którymi pijani kierowcy poruszali się w czasie zatrzymania. Jeżeli ktoś wpadł, jadąc traktorem lub rowerem, to dalej mógł jeździć samochodem. Zdarzały się także przypadki, że śledczy całkowicie odstępowali od wymierzenia kary i warunkowo umarzali śledztwa.- Dzięki temu kierowcy nie musieli powtórnie zdawać egzaminu na prawo jazdy. Taki wymóg obowiązuje każdego, kto stracił prawo jazdy na co najmniej rok - tłumaczy Engelking.Małgorzata Szulc, szefowa ostrzeszowskiej prokuratury, nie ma sobie nic do zarzucenia. Jej zdaniem śledczy działali zgodnie z możliwościami, jakie daje im kodeks karny. - Nie złamaliśmy prawa. Co najwyżej można tylko powiedzieć, że nasza polityka była zbyt liberalna - tłumaczyła pani prokurator. Ministerstwo Sprawiedliwości podejrzewa jednak, że podobnie mogło się dziać także w innych prokuraturach w kraju. - Będzie wielka kontrola - zapowiada Engelking. Do prokuratur trafiła już wytyczna, zabraniająca stosowania takich praktyk jak w Żywcu i Ostrzeszowie. Marcin Marszołek, prezes katowickiego stowarzyszenia Wokanda, które pomaga ofiarom wypadków drogowych, jest zszokowany tolerancyjnym podejściem śledczych do pijanych kierowców. - To tak, jakby odebrali zabójcy pistolet i wypuścili go na wolność z nożem w ręce - porównuje prezes Wokandy. Nie ma żadnych wątpliwości, że jeżdżący po kielichu powinni tracić uprawnienia do prowadzenia wszystkich pojazdów mechanicznych. W ubiegłym roku na polskich drogach pijani kierowcy spowodowali prawie 7 tys. wypadków, w wyniku których zginęło 825 osób.
Marcin Pietraszewski
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Kierowniczka z prokuratury zamieszana w łapówki .
Dwie kolejne osoby zatrzymane w związku z aferą w Akademii Świętokrzyskiej.
Obie są studentkami tej uczelni i obie usłyszały zarzut wręczenia 700 złotych łapówki 32-letniej pani doktor. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że jedna z podejrzanych to kierowniczka sekretariatu prokuratury we Włoszczowie.
Przypomnijmy - w związku z aferą łapówkarską zostały aresztowane dwie pracownice naukowe Akademii Świętokrzyskiej, obie z tytułami naukowymi doktora, pracujące jako adiunkci w Wydziale Pedagogicznym i Nauk o Zdrowiu. Pierwszej z nich, notabene wicedyrektorowi jednego z instytutów i żonie prorektora - zarzucono przyjęcie od studentów dwóch kompletów srebrnej biżuterii, wartych tysiąc złotych. Druga - 32-latka - jest podejrzana o trzykrotne przyjęcie łapówek - dwa razy po sto euro i raz siedmiuset złotych. Obie kobiety zostały aresztowane, a zdarzenia, które rozegrały się wczoraj dotyczą właśnie 32-latki i 700 złotych, jakie - zdaniem śledczych - dostała od studentów.
Wczoraj kieleccy policjanci zatrzymali w związku z aferą dwie kolejne osoby: 36-latkę spod Kielc i 42-letnią kobietę z powiatu włoszczowskiego.
- Obu studentkom resocjalizacji Akademii Świętokrzyskiej zarzuciliśmy, że w imieniu grupy studentów wręczyły 32-letniej pani doktor 700 złotych korzyści majątkowej w zamian za pomyślne potraktowanie przy zaliczeniach - wyjaśnia prokurator Bogusława Marcinkowska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krakowie. To ta jednostka prowadzi śledztwo, ponieważ kielecka Prokuratura Okręgowa wyłączyła się. Prawdopodobnie - choć oficjalnie nikt tego nie potwierdza - stało się tak z powodu, o którym już pisaliśmy w „Echu” - ktoś z pracowników tutejszego wymiaru sprawiedliwości może być zamieszany w tę sprawę. Jedna ze studentek, której wczoraj przedstawiono zarzuty to… kierownik sekretariatu prokuratury we Włoszczowie. Jej przełożony, Zbigniew Cegiełła, szef włoszczowskiej prokuratury, mówił wczoraj tylko, że został powiadomiony o zatrzymaniu jego pracownicy, o niej samej wyrażał się tak: - Dla mnie to szok. To wzorowy pracownik.
Pracownica prokuratury do niczego się nie przyznała. Nie trafi do aresztu, musi natomiast zapłacić 15 tysięcy złotych poręczenia majątkowego, ma też odebrany paszport i zakaz opuszczania kraju.
- Czekamy na oficjalne powiadomienie o postawieniu jej zarzutu, dopiero potem podejmiemy stosowne kroki względem pracownicy - mówi Dariusz Rakoczy, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach. Tymi „dalszymi krokami” może być postępowanie dyscyplinarne i zawieszenie w wykonywaniu obowiązków. Natomiast o aferze łapówkarskiej w Akademii Świętokrzyskiej ludzie pracujący przy sprawie mówią, że jest rozwojowa.
Sylwia BŁAWAT
Data wydania: 27-06-2006, , mutacja: Świętokrzyskie
Artykuł wydrukowany ze strony echodnia.eu - portalu gazety "Echo Dnia"
Post został pochwalony 0 razy
|
|