Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 14:34, 22 Kwi 2008 Temat postu: Bunt sędziów, czyli jak druga władza trzeciej skąpi |
|
|
..
Bunt sędziów,
czyli jak druga władza trzeciej skąpi
Ewa Siedlecka,
Gazeta Wyborcza
2008-04-22, ostatnia aktualizacja 2008-04-21 17:24:21.0
Państwo może wytrzymać strajk kolejarzy czy państwowej poczty, ale bez sądów działać nie może. Tymczasem szykuje się bunt sędziów. Czasy judymów i siłaczek pracujących dla idei się kończąDziś na konferencji zorganizowanej przez Krajową Radę Sądownictwa zetrą się rządowe i sędziowskie koncepcje zawodu sędziego. Ważą się losy polskiego sądownictwa. Za sprawą zeszłorocznego wyroku Trybunału Konstytucyjnego za kilkanaście miesięcy z sądów znikną asesorzy, którzy dziś w sądach rejonowych stanowią czwartą część sądzących, a rocznie prowadzą 3 mln spraw. Za psie pieniądze. Kiedy zaczną sądzić wyłącznie sędziowie, sądzenie będzie droższe. Rząd chce, żeby kosztowało możliwie najmniej, więc odrzuca ideę uczynienia z zawodu sędziego korony zawodów prawniczych. To wymusiłoby bowiem znaczące podwyżki, tak żeby adwokatom czy radcom prawnym opłaciło się zostawać sędziami. Jednocześnie sędziowie coraz głośniej domagają się podwyżek. Takiego nacisku w sprawie sędziowskich płac III RP jeszcze nie przeżywała. Detonatorem protestów było odstąpienie przez rząd Tuska od podwyżek, jakie dla sędziów zaplanował w budżecie rząd PiS-u. Walcząc o płace, sędziowie nie łudzą się, że znajdą zrozumienie opinii publicznej. W porównaniu z pielęgniarkami czy nauczycielami zarabiają nieźle. Początkujący sędzia - a więc po co najmniej trzech latach asesury - zarabia ponad 4 tys. zł. Ale sędziowie porównują się nie do pielęgniarek, tylko do swoich kolegów ze studiów, którzy wybrali zawód radcy prawnego czy adwokata. A tu zarobki różnią się nieraz kilkakrotnie. Na niekorzyść sędziów, oczywiście. W dodatku to nie o zarobkach radców czy adwokatów mówi konstytucja, ale o zarobkach sędziów, które mają być odpowiednie do godności zawodu. Tak więc wychodzi na to, że godność sędziego jest mniej cenna niż adwokata czy radcy. Zarobki sędziów - jak podkreśla się w Unii Europejskiej czy Radzie Europy - powinny też być na tyle wysokie, żeby zabezpieczać przed korupcją. Czy jeśli sędzia zarabia mniej od adwokata, to jest to wystarczające zabezpieczenie? Chyba nie, skoro mamy przykłady korupcji w sądach, gdzie łapówką jest parę kilo mięsa.W dodatku przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa sędzia Stanisław Dąbrowski zwraca uwagę, że dzisiejsze przepisy, według których to władza wykonawcza na bieżąco reguluje sędziowskie wynagrodzenia za pomocą tzw. kwoty bazowej i mnożnika, mogą być sprzeczne z konstytucyjną zasadą podziału władzy i niezależności sądów. Być może KRS zaskarży je do Trybunału Konstytucyjnego. Tanio nie da się zapewnić wysokiej jakości sądzenia Czasy judymów i siłaczek się kończą. W środowisku sędziów mówi się już o płacowym buncie. A Stowarzyszenie Sędziów Iustitia, które z jednej strony usiłuje negocjować z rządem, a z drugiej - nawołuje sędziów do nieomijania zakazu strajku przez branie zwolnień lekarskich i urlopów na żądanie, boi się, że straci panowanie nad sytuacją.Prawo zakazuje sędziom strajków, ale mają w zanadrzu inną broń. Mogą np. uniemożliwić przeprowadzenie wyborów. Bez sędziów nie mogą bowiem działać komisje wyborcze. Już pojawiają się głosy, że można użyć takiej formy nacisku na władze. Nie byłby to żaden strajk, bo sędzia nie ma obowiązku być w komisji wyborczej. Do wyborów do europarlamentu jest rok, prezydenckie są za przeszło dwa, ale uzupełniające do Senatu - po śmierci jednego senatora PiS-u - już teraz. A mogą też zdarzyć się wybory uzupełniające do władz samorządowych, referenda Sędziowie nie muszą więc wcale łamać zakazu strajku, żeby państwo boleśnie odczuło ich sprzeciw. Nie mówiąc już o tym, że jeśli - szczególnie w dużych miastach - zaczną egzekwować prawo do maksimum 40-godzinnego tygodnia pracy, to liczba osądzanych spraw spadnie o połowę.Sędziowska determinacja jest bodaj największa od początku III RP. Mają głębokie poczucie krzywdy, a nawet zdrady. Oczekiwali od nowego rządu zrozumienia dla swoich roszczeń. Szczególnie po tym, jak - przyznajmy to - godnie wytrzymali presję rządów PiS-u, który raz po raz odwoływał się do sprawiedliwości ludowej ponad głowami sędziów, krytykując ich wyroki - od lustracji Zyty Gilowskiej przez sprawę znieważenia prezydenta przez bezdomnego Huberta H., zatrzymanie Janusza Kaczmarka i innych podejrzanych o przeciek w sprawie tzw. afery gruntowej, uchylenie aresztu kardiochirurgowi G., po zwrot "poniemieckiej" własności Agnes Trawny. Tanie sądzenie nie przełożyło się jak dotychczas na sądzenie dyspozycyjne. Ale jeśli zawód sędziego nadal będzie mniej opłacalny od innych zawodów prawniczych, to zacznie się do niego dobór negatywny. Tani wymiar sprawiedliwości utrzymywany jest dzięki temu, że w sądach rejonowych, gdzie załatwia się większość spraw, sądzą ludzie bez życiowego i zawodowego doświadczenia. Widać to po szaleństwie stosowania aresztów tymczasowych (70 przegranych spraw w Strasburgu), czy po tym, że wyroki nierzadko de facto wydają biegli, na których sędziowie przerzucają odpowiedzialność za wyrok. Jest swego rodzaju eksperymentem na żywym ciele społeczeństwa dopuszczanie do decydowania przez osoby bez życiowego doświadczenia o dalszych losach ludzi, rodzin, przedsiębiorstw. I jest swego rodzaju eksperymentem na demokracji powierzanie tak młodym ludziom rozstrzygania spraw, w które uwikłane są najwyższe władze z premierem, prezydentem, ministrami i przedstawicielami znaczących partii na czele. Bo sprawy o aresztowanie, zniesławienie czy ochronę dóbr osobistych, w których stronami są często politycy, trafiają właśnie do sądów rejonowych. W dodatku o zarobkach sądzących te sprawy decyduje rząd, a o dalszej karierze sędziów - prezydent, który - jak już mieliśmy to okazję przećwiczyć latem zeszłego roku - interpretuje swoje uprawnienia tak, że może odmówić awansowania i powoływania sędziów.Ten eksperyment to kolejny koszt taniego sądzenia.Rząd nie chce dać sędziom korony zawodów Kilkaset złotych podwyżki sędziowie pewnie jakoś prędzej czy później wywalczą. Uciszy to bunt, ale nie poprawi sytuacji. Do tego trzeba zmiany statusu sędziego, uczynienia z niego - jak chce tego Iustuitia i część prawniczej profesury - korony zawodów prawniczych. Na to jednak nie ma "politycznej woli". Przygotowany w Ministerstwie Sprawiedliwości projekt drogi dojścia do zawodu sędziego koncentruje się na utrzymaniu taniego wymiaru sprawiedliwości opartego na młodych absolwentach prawa. Byliby przyuczani do zawodu na trzyipółletnim szkoleniu i półtorarocznym terminowaniu w charakterze asystenta sędziego lub referendarza. Interes budżetu zwycięża więc nad interesem wymiaru sprawiedliwości. Teoretycznie, bo nie znamy kosztów tego rozwiązania. Może się bowiem okazać wcale nie tańsze od podwyżek wymuszonych modelem "korony zawodów". Bo koszty kształcenia w resortowej szkole kadr, w tym stypendia dla słuchaczy, mogą być całkiem pokaźne. W dodatku według tego projektu nie planuje się zmniejszenia liczby sędziów (dziś z asesorami blisko 11 tys.), więc w koszty ministerialnego modelu trzeba wliczyć ich pensje. Tymczasem koncepcja korony zawodów oznacza elitarność. Sędziów byłoby znacznie mniej, za to każdy miałby dwóch asystentów - oczywiście z odpowiednio niższą niż sędziowska pensją. I nadzieją na stanowisko sędziowskie za dziesięć lat nienagannej pracy. A gdyby państwo zaczęło na serio promować mediację, liczba spraw w sadach mogłaby spaść o połowę. W USA w mediacji załatwia się 90 proc. sporów, więc nie jest to utopia. Ministerstwo idzie jednak w dokładnie przeciwnym kierunku: zredukowało przeznaczone na ten rok etaty dla asystentów sędziów i referendarzy. Dla budżetu system, który pauperyzuje sędziów, może i jest korzystny. Ale władza powinna się kierować długofalowym interesem państwa. Test sędziów pokaże, czy rząd Tuska to potrafi.Ewa Siedlecka, Gazeta Wyborcza
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
.
Post został pochwalony 0 razy
|
|