Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 13:37, 15 Wrz 2007 Temat postu: Stracił auto choć jest niewinny |
|
|
.
Stracił auto choć jest niewinny
Jarosław Sidorowicz
2007-09-14, ostatnia aktualizacja 2007-09-14 22:36:38.0
Od pół roku fiat seicento kupiony w komisie przez Kazimierza K. rdzewieje na policyjnym parkingu. Mężczyzna, choć nie popełnił żadnego przestępstwa, auta może już nie odzyskać, bo śledczy twierdzą, że jest dowodem w procesie.Zrujnowano mi życie. Nie taka powinna być Polska prawa i sprawiedliwości - żali się mieszkaniec podwadowickiej miejscowości. Musi spłacać kredyt na samochód, choć nie ma go od pół roku. Na dodatek bez auta straci pracę. W podobnej sytuacji jest siedem innych rodzin, które kupiły fiaty seicento w podwadowickim autokomisie. Także im zarekwirowano samochody.Były fiat i praca Pan Kazimierz, rencista, kupił fiata dwa lata temu. - Marzył mi się taki samochód. Co tydzień przejeżdżałem koło tego komisu i oglądałem go - opowiada. Niewielki fiacik zmienił jego życie. Wcześniej całą rodzinę (żonę, która nie pracuje, i czwórkę dzieci) utrzymywał ze skromnej renty. - Trafiła mi się praca przy pociągu papieskim. Sprzątam pięć stacji, przez które on przejeżdża. Bez samochodu nigdy bym nie dostał tej roboty - opowiada. Codziennie rano pakował do fiacika narzędzia, środki czystości i ruszał w czterdziestokilometrową trasę. Tak było do marca tego roku. Tuż przed świętami wielkanocnymi pod jego dom zajechali policjanci. - Machnęli mi przed nosem odznakami, pokazali nakaz prokuratorski, że muszą zarekwirować samochód. Nie wiedziałem, o co chodzi - wspomina poszkodowany mężczyzna. Okazało się, że w aucie przed wstawieniem do komisu przebito numery seryjne nadwozia. - Auto dwa razy było na przeglądzie technicznym i nikt ich nie kwestionował - łapie się za głowę pan Kazimierz. Na policyjnym parkingu Biegli już pół roku temu skończyli oględziny auta. Do sądu trafił już nawet akt oskarżenia przeciwko człowiekowi, który wstawił do komisu feralne samochody. Mimo to fiat pana Kazimierza wciąż stoi na policyjnym parkingu i zarasta pokrzywami. Pokrzywdzony mężczyzna kilkakrotnie zwracał się do prokuratury i sądu, by do czasu zakończenia sprawy oddano mu chociaż samochód w dozór, żeby mógł spokojnie pracować.- Przecież nie ucieknę. Potrzebuję go tylko do pracy, bo na piechotę nic nie zrobię - tłumaczy mężczyzna. Bez skutku. Za panem Kazimierzem ujęła się Beskidzka Izba Kapitałowa - Fundusz Poręczeń Kredytowych, która pośredniczyła w kredycie. "Pojazd zakupiono w celu zaspokojenia potrzeb rodziny oraz wykonywania pracy zarobkowej, stanowiąc zasadnicze źródło środków utrzymania rodziny. Zakupu dokonano z relatywnie pewnego źródła, nie mając przesłanek do stwierdzenia wad prawnych pojazdu. Celowość dalszego przetrzymywania auta na parkingu policyjnym jawi się jako wątpliwa, gdyż z pism KMP Kraków wynika, że czynności biegłych zostały wykonane. Stan techniczny pojazdu pogarsza się, zaś przechowywanie pojazdu na parkingu powoduje niepotrzebne koszty. Proszę dostrzec konieczność respektowania interesów osób, wobec których nie toczy się postępowanie, a które muszą znosić związane z nim bardzo poważne dolegliwości" - napisał do krakowskiej prokuratury prezes zarządu firmy.Prokuratura tłumaczy, że auta wydać nie mogła, bo w razie prób podważenia opinii biegłych w sądzie musi dysponować dowodem, by nie dokonano w nim kolejnych przeróbek. Na dodatek "nie można przecież jeździć z przerobionymi numerami". Komu oddać auto? - Sprawa jest wyjątkowo skomplikowana. Bo okazało się, że auto zanim trafiło do oskarżonego, który wstawił je do komisu, zostało wcześniej skradzione. I ustalono komu. Tyle że sprawca po wejściu w posiadanie skradzionego już samochodu, nabił w nim numery nadwozia ze swojego fiata seicento, który legalnie posiadał. Pytanie teraz, komu zwrócić samochód: czy pierwotnemu właścicielowi, czy temu panu, który je w dobrej wierze potem kupił?- rozkłada ręce rzecznik sądu Andrzej Almert. Przyznaje, że decyzja szybko nie zapadnie: postępowanie jest wielotomowe i wielowątkowe. Cała sprawa odbiła się na rodzinie pana Kazimierza. Praca przynosiła mu bowiem dwa razy tyle co niewielka renta. Teraz próbuje pożyczać samochód od sąsiadów, by wywiązać się z obowiązków. Na nowe auto nie stać go, bo musi cały czas spłacać pechowego fiata. - Długo tak nie dam rady. Popadłem w depresję, musiałem się leczyć - mówi bezradnie. Zdesperowany napisał niedawno do rzecznika praw obywatelskich. Odpowiedzi nie ma.Jarosław Sidorowicz
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
.
Post został pochwalony 0 razy
|
|