Paweł
Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 11:36, 22 Mar 2008 Temat postu: Surowa kara za ślady po czyichś trampkach |
|
|
.
Surowa kara za ślady po czyichś trampkach
Agnieszka Domanowska
2008-03-21, ostatnia aktualizacja 2008-03-21 12:39:49.0
Gienek nie miał pojęcia, że stanie się przestępcą numer jeden,
tylko dlatego, że kupił sobie trampki na bazarze.
Bo to właśnie te trampki stały się koronnym dowodem na to,
że nielegalnie przekroczył granicę, na której nie był od 15 lat.
Wieś Siemieniakowszczyzna. Od granicy z Białorusią oddalona o siedem kilometrów. Zaledwie kilka domów, a w każdym co najmniej kilka par trampek. Wszystkie takie same: granatowo-białe, sznurowane, gumowa podeszwa, na niej prążki. Wszystkie pochodzą z jednego źródła - z bazaru w Narewce. Są niedrogie, wygodne, a mieszkańcy wsi noszą je na co dzień. Co poniektórzy mają nawet po dwie pary. Na niedzielę szykują te lepsze, żeby do cerkwi na nabożeństwo iść jak ludzie, nie w gumiakach. Trampki, rzecz niby oczywista, ale na pewno nie dla Gienka (miejscowi nazywają go Czeczenem, bo taki przystojny był kiedyś, cerę miał śniadą i kobietom się podobał). Ów Gienek pewnego letniego dnia trampek nie nałożył. Wybierał się do lasu ze swoją Haliną (wdową o chrypiącym głosie, pomarszczoną cerą, ale w całej wsi partią najlepszą). Szli na grzyby, po zioła. - Bo z czego tutaj żyć? Na ziołach, jak wysuszone dobrze, to i zarobić można - Gienek dziś nie ma już śniadej cery, jest blady i szybko się poci, do tego drżą mu ręce. - Pani, ja chory jestem, miałem trzy kardiowersje serca - mówi i zapala papierosa; lekko czuć od niego alkohol. - Jak tylko wspomnę tamten dzień, to słabo mi się robi. Był na granicy? Nie był na granicy? Tamtego dnia chodził z Haliną po lesie do godz. 9. Nie nakładał trampek, cały czas był w gumiakach. - A jak w tych trampkach chodzić po lesie, tam jest zimno, mokro, węży mnóstwo - mówi tym swoim chrypiącym głosem Halina. - A w życiu, przez cały dzień trampek nie nakładał. Przysięgam - kobieta bije się w pierś. Wrócili do domu. Zjedli śniadanie. Gienek wziął tabletki i na godzinę się położył. Około godz. 9 znowu wyszli do lasu. Wrócili około 15. - Wtedy Gienek poszedł do wsi Borowy. Tam ma stodołę. Suszymy w niej zioła. Dopiero wtedy gumiaki zdjął i nałożył tenisówki - opowiada Halina. - Jak pojechał, to te pograniczniki tu przyjechały. Mówią oni do mnie: "Gdzie Gienek, bo że on podejrzany jest". Ja tam nic nie mówiłam, oni popatrzyli i pojechali. Gienek wrócił do Haliny wieczorem, ale miał jeszcze pojechać rowerem po mleko. Na drodze do Michałowa spotkał dwóch mundurowych. Oni popatrzyli na jego buty, wsadzili do samochodu i zawieźli do strażnicy. - Że to mój Gienek granicę nielegalnie przekroczył, bo w trampkach był. On by nie przeszedł tych siedmiu kilometrów. Nie ma takiej możliwości. Wrócił po kilku godzinach ze straży granicznej, ale nawet trampki mu zabrali - mówi Halina. Następnego dnia wizja lokalna na ich podwórku była, jak trzeba. Zadem trampki wskazał - Wzięli te trampki i kilka par innych, postawili nam na podwórku. Przyprowadzili psa.
Było wtedy bardzo ciepło,
pies był skołowany, chciał pić.
Pochodził po podwórku, powęszył
i usiadł tyłkiem na trampkach.
Ot i dowód na to, że Gienek na granicy był i ją przekroczył
- Halina nie może spokojnie rozmawiać, nerwowo macha rękami, gestykuluje.
- Niby ten pies od granicy
tu do nas doszedł
i znalazł wielkiego winowajcę.
O masz, jaki przestępca wielki! Pięć śladów za granicą znaleźli i już sądy, afery wielkie. - Ja na tej granicy nie byłem piętnaście lat - zarzeka się Gienek, pali papierosa, trzęsą mu się ręce. - Ja nie piję, lekarstwa biorę, bo serce boli, ale jak wróciłem z tej straży granicznej wtedy w nocy, to pół litra wypiłem z gwinta. Pogranicznicy nie mieli wyjścia i sprawę skierowali do sądu. Dowód przecież jest. Pies wskazał winowajcę. Przed kilkoma miesiącami Gienek został skazany przez sąd w Hajnówce za to, że w lipcu zeszłego roku nielegalnie przekroczył granicę z Białorusią. Wyrok: do zapłaty 1700 zł. - Nie wezwali go na żadną sprawę. Nie poprosili świadków. Nie miał możliwości obrony.
A te trampki, co na nogach miał wtedy,
to numer mniejsze niż te,
co ich odcisk na granicy znaleźli
- dopowiada siostra oskarżonego, Mira.
Straż graniczna ma sprawdzonych informatorów Anna Wójcik, rzeczniczka podlaskiej straży granicznej, broni swoich kolegów, którzy po kilkugodzinnych poszukiwaniach znaleźli winowajcę. - W połowie lipca ubiegłego roku ujawnili ślady przekroczenia granicy na skraju Puszczy Białowieskiej. Tak jakby ktoś poszedł tam i z powrotem. Zabezpieczyliśmy odlewy. Zaczęli się zastanawiać, kogo wytypować. Wybrano grupę osób, które mogłyby nielegalnie przekroczyć granicę. Pogranicznicy wiedzą wiele o mieszkańcach. Wszystkie dowody wskazywały na to, że to właśnie ten mężczyzna złamał prawo.Wśród pograniczników krążą opowieści, jak to Gienek kłusował, jak go skazali i jak za kołnierz nie wylewał. - Stoimy na straży prawa, nawet jeżeli ono może się wydać krzywdzące, i stosujemy pewne procedury - zapewnia Anna Wójcik. Nie będzie pożegnania z trampkami W ubiegłym tygodniu Gienek wybrał się do sądu w Białymstoku, bo nie mógł się pogodzić z wyrokiem.- Jak ja mam zapłacić 1700 zł, skoro ja na tej granicy nie byłem - udowadniał sędziemu. Choć to wszystko przez trampki, Gienek wciąż w nich chodzi. Jak jechał do sądu, włożył świąteczne. Białostocki sąd unieważnił poprzedni wyrok. Uznał, że nie przesłuchano wszystkich świadków, a odlew podeszwy buta był niewłaściwy. Sprawa ma być rozpatrzona jeszcze raz.
Agnieszka Domanowska
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
.
Post został pochwalony 0 razy
|
|